niedziela, 30 czerwca 2013

Goebbels Kaczyński o pakcie klimatyczno-energetycznym


Najgorętszy temat po konwencjach PO i PiS to pakiet klimatyczno-energetyczny, który w 2007 roku został podpisany przez Lecha Kaczyńskiego, a polską gospodarkę będzie dzisiaj kosztował 60, a może 80 mld zł. Może on oznaczać katastrofę dla polskiej energetyki opartej na węglu.

Jarosław Kaczyński zwrócił uwagę Donaldowi Tuskowi, że nie można zwalać winy na zmarłych.

Otóż można, gdyż wina jest Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Ekipa Jarosława Kaczyńskiego "uznała za stosowne zgodzić się - co ciekawe, z Angelą Merkel - że trudno, niech będzie pakiet klimatyczno-energetyczny w tej wersji hard, w tej wersji najgroźniejszej dla Polski, w zamian za to, że będziemy mieli ułudę władzy, czyli tzw. Joaninę (kompromis dotyczący sposobu podejmowania decyzji w UE)".

Tusk zacytował fragmenty z wywiadu L.Kaczyńskiego z lipca 2008 roku dla "Dziennika": "Przecież zgodziłem się na politykę klimatyczną z punktu widzenia Polski ryzykowną. To był mój gest w stosunku do pani kanclerz Angeli Merkel".

- Ja jestem w dobrych relacjach z panią kanclerz. Nigdy nie pozwoliłbym sobie na gest dobrej woli, który miałby Polskę kosztować, różnie licząc 60, może 80 mld zł, i miał ten gest oznaczać de facto katastrofę dla polskiej energetyki opartej na węglu - podkreślił szef rządu.

Tusk uznał, że w przypadku wypowiedzi J.Kaczyńskiego nie może pozostać obojętny, kiedy ktoś zarzuca mu, że się koniunkturalnie posługuje "tragedią narodową, czy śmiercią tych, którzy zginęli w Smoleńsku". - Nigdy tego nie robię.

- Nie pierwszy raz Jarosław Kaczyński atakuje kogoś za coś, co sam robi nieustannie. Nie spotkałem na swojej drodze polityka ani w Polsce, ani w Europie, który by tak konsekwentnie, tak brutalnie wykorzystywał śmierć bliskich sobie osób do interesu politycznego i do ataku oponentów politycznych. Nigdy nie będę tego robił i mam nadzieję, że opamięta się także Jarosław Kaczyński - oświadczył premier.

Jak to przyjęcie pakietu klimatyczno-energetycznego przebiegało rzeczywiście - pisze "Wyborcza".

Kaczyński jak zwykle posługuje się kłamstwem i insynuacją. Jak Goebbels. Powtarza wielokrotnie kłamstwo - jak w sprawie Smoleńska - i "patrioci" mu wierzą.

sobota, 29 czerwca 2013

Demokracja łopatologiczna prezesa Kaczyńskiego zaowocowała w Poznaniu


W Sosnowcu Jarosław Kaczyński i jego PiS wraz z funkcjonariuszem związkowym od "pracy nakładczej" Piotrem Dudą pracują nad kopaniem rowów dzielących Polaków. Poszerzył ten rów Duda stwierdzeniem "premier to tchórz i zdrajca" - to solidna zawartość łopat szefa "Solidarności".

Nie gorszy wydaje się być Kaczyński, który także stosuje łopatologię "Tusk musi odejść". Ta łopatologia nijak się ma do procedur demokratycznych, w których aby dojść do władzy, czyli doprowadzić do odejścia Tuska, należy to uzyskać przy urnie za pomocą kartki wyborczej. Ledwie PO spadło - bo PiS nie podskoczyło - kilka punktów sondażowych spowodowało u Kaczyńskiego wzmożenie władzy.

Łopatologia to nie demokracja, świetnie jednak służy do kopania rowów między Polakami - jacykolwiek oni by nie byli.

Łopatologia Kaczyńskiego pośrednio spowodowała incydenty z prof. Zygmuntem Baumanem we Wrocławiu i Poznaniu. Łopatologia prezesa PiS bezpośrednio odpowiada za zdarzenie także w Poznaniu podczas obchodów rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956. W stronę minister Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz padły słowa: "Szmato, won!". A tę pogardę do członka rządu zaprezentowała grupka kilkunastu członków Klubu "Gazety Polskiej", to jeden z nich popisał się taką polszczyzną.

Owe Kluby to bezpośrednie zaplecze PiS i Jarosława Kaczyńskiego, bojówkarze szkoleni przez Tomasza Sakiewicza, szarej eminencji logistyki przemysłu pogardy PiS. Zawartość transparentów tych quasi-patriotów miała łopatologiczną treść: "Dość Tuska i Komorowskiego. Dość liberałów i lewactwa, odzyskajmy Polskę dla Polaków" i "Poznań 1956 r. PZPR = PO Smoleńsk 2010".

Do grupki ziejącej nienawiścią podszedł Paweł Janus (były bloger Onetu Elvgreen), działacz Ruchu Palikota, który poprosił o wyjaśnienie, zapytał się, czy minister zostanie przeproszona. Spotkało się to z odmową i oskarżeniem, że minister "niszczy Polskę, polską rodzinę". Nagranie z tej rozmowy jest dostępne na You Tube.

W Sosnowcu na Kongresie PiS właśnie odchodzi robota, aby podobnych incydentów było więcej, bo czym się różni: "Tusk musi odejść" od "Szmato, won"? Kaczyński na taki knajacki język nie może sobie pozwolić przy włączonych kamerach i mikrofonach, ale gdy ich nie ma "Tusk musi odejść" zamienia się w słowa owego quasi-patrioty "Szmato, won!" albo "Spieprzaj, dziadu!".

Łopaty PiS w Zagłębiu (bo Sosnowiec to nie Śląsk) poszły w ruch, aby rowy między Polakami rozszerzyć. To jest demokracja łopatologiczna prezesa Kaczyńskiego.


piątek, 28 czerwca 2013

Lech Kaczyński, prezydent bez honoru


Dziady z portalu Karnowskich wPolityce.pl nie mogą przyjąć do wiadomości, że nie można skwerów, ulic nazywać imieniem Lecha Kaczyńskiego i jego żony Marii.

Tak jak w przypadku Kostrzyna nad Odrą, gdzie radny PiS wyskoczył z pomysłem nazwania parku miejskiego imieniem zmarłego pod Smoleńskiem prezydenta.

Przy okazji Lecha K. najprawdopodobniej na nowo trzeba zdefiniować mordercę - i to masowego. Bo to prezydent oferma leciał do Katynia na rozpoczęcie kampanii wyborczej, nie mając żadnych szans na reelekcję.

Tak bardzo chciał lądować w Smoleńsku, że zabitych zostało 95 ludzi. To zbrodnia masowa, która niczym się nie różni od ludobójstwa.

Komuś takiemu poświęcać park? Komuś we łbie się miesza - i to nie mieszają myśli, ale charakterologia o konsystencji fekaliów.

Polska nie będzie rynsztokiem, jak chcieliby bracia Karnowscy i portal wPolityce. Należy chronić przed nimi kraj. Tak nienawidzić Polaków i ojczyzny potrafią tylko najgorszego autoramentu ludzie. Apeluję! - nie plujcie na Karnowskich, wystarczy, że oni plują na nas, Polaków. Zło zawsze będzie istnieć i nie odwzajemniajmy się im podobnie. Karnowscy sami plują sobie w twarz.

A Lech Kaczyński po śmierci niech za zbrodnię smoleńską odpowiada pamięcią. Utratą honoru.

czwartek, 27 czerwca 2013

Gowin - symulant z czerwoną kartką



Jarosław Gowin ogłosił (w Salon24.pl), że chce być premierem. Niepohamowanie wierzy w swoje marzenia. Startuje na przewodniczącego PO po to, aby zostać premierem.

Były minister sprawiedliwości zachowuje się, jak rasowy publicysta, sięgnął po metafory - piłkarskie. Uważa, iż pierwsza połowa została wygrana przez PO, czyli pierwsza kadencja, w aktualnej drugiej połowie mamy 60. minutę meczu. Stwierdza, że w tej chwili mecz jest przegrywany.

Były minister sprawiedliwości uważa, że dzieje się tak z powodu kapitana Donalda Tuska i chce go ściągnąć z boiska. Powstaje pytanie: kim jest Gowin?

Trenerem? Raczej publiczność w Platformie i w kraju zauważyła, że Gowin wszedł na boisko w drugiej połowie i został zaraz z niej ściągnięty. I to nie z powodu kiepskiej gry, bo nie zdążył się sprawdzić, ale złapał kontuzję. Możliwe jest także, iż to kontuzja symulowana.

Zatem. Gowin nie jest trenerem, ale rezerwą, która z powodu kontuzji zeszła z boiska. Taki zawodnik to zapchajdziura i prawdopodobnie oferma uciekająca się do symulowania.

Kim jest Tusk? Kapitanem, który gra z zespołem. Raczej zawodzą zawodnicy atakujący i obrona jest dziurawa. Kto w takim wypadku byłby trenerem? Oglądając ten mecz: Tusk to grający trener.

Metafory Gowina są dziurawe tak, jak jego gra zakończona symulacją. W takim wypadku należy zapytać: w co gra Gowin? Kiepski zawodnik o wybujałych ambicjach. Trenować mu się nie chce. Potrafi bujać w obłokach, zalicza co rusz spadanie na ziemię. Tłucze się.

Czy potłuczony Gowin może zaszkodzić PO? Wszystko zależy od kapitana Tuska, który musi wymienić drużynę i zmienić taktykę (program polityczny).

Możliwe też, że z boiska Gowina zdjął sędzia (elektorat), dostał czerwoną kartkę i nie znajduje się na ławce rezerwowych PO, ale został odesłany na trybuny, bądź do szatni i stamtąd próbuje zakłócić obraz gry.

Tylko tak można odczytać polityczną publicystykę Gowina. Symulant z czerwoną kartką. A jakby nie patrzył Gowin znajduje się w Salon24.pl, które jest klepiskiem, gdzie trenują trampkarze drużyny, z którą gra drużyna Tuska.

środa, 26 czerwca 2013

Disco polo Kaczyńskiego


Są jeszcze takie młode kobiety, które chcą być tzw. aniołkami Kaczyńskiego, parcianego polityka i PiS, partii skamieliny.

Można sobie wyobrazić, jaki reprezentują intelektualny poziom i jaką wyznają estetykę. To disco polo Kaczyńskiego.

Nowe aniołki - jak wyżej - zorganizowały debatę o tabloidyzacji życia społeczno-politycznego. Dziewczyny tabloidu już chcą być celebrytkami, bo nie inaczej należy odczytać, iż zechciały wystąpić w roli paprotek tak ksenofobicznego człowieka, jak Kaczyński.

Należy im współczuć. A przy tym uruchomiły paprotki portal Polska bez kompleksów. Młode, a już potrafią kłamać i szczuć. Polska owych paprotek to kompleks na kompleksie.

Napisałbym: młode brzydule, lecz to zaledwie podlotki-idiotki. Nie życzę sobie, aby ktoś taki, jak Kaczyński i jego idiotki używały nazwy mojej ojczyzny. Polska nie jest dla idiotek.

niedziela, 23 czerwca 2013

Horrendum Kaczyńskiego


Jarosław Kaczyński w centralnym miejscu w Polsce - w stolicy na Żoliborzu - ma w swoim władaniu udzielne księstwo, które ze względów na panujące w nim zwyczaje należy nazwać: Horrendum Kaczyńskiego.

Dziwnym jest to, że dopiero teraz o Horrendum się dowiadujemy. Co znaczyłoby, jaką tajemnicą jest otoczone owo terytorium. Panuje tam swoiste prawo - eksterytorialne. "Newsweek" przetrząsa finanse partyjne. Po ujawnieniu wydatków PO, a dowiedzieliśmy się , jak politycy Platformy pożytkują pieniądze na luksusy (dobre garnitury, cygara, drogie trunki, luksusowe kluby, gdzie sushi podawane jest na ciałach nagich kobiet), na dziennikarską agorę, pod pręgierz dostało się zarządzanie pieniędzmi publicznymi przez PiS. Politycy partii Kaczyńskiego wydają się żyć skromniej z budżetu państwa, a to dlatego, że gros partyjnych pieniędzy idzie na na egzystencję Horrendum Kaczyńskiego i bezpieczeństwo prezesa.

Możliwe, że Kaczyński jest najdrożej chronionym człowiekiem na świecie. Specjalnie dla Kaczyńskiego została utworzona grupa ochroniarska Group Grom, która składa się z byłych funkcjonariuszy służb specjalnych, głównie CBA Mariusza Kamińskiego. Strzegą prezesa PiS całą dobę. W ciągu trzech lat polskiego podatnika te Keviny Costnery kosztowali 3,4 mln zł. Tyle drą szmalu z Kaczyńskiego (czyt. z nas), że nie muszą się kłopotać i szukać innych prac.

Horrendum Kaczyńskiego to żyła złota dla bodygardów z CBA. Z pobliskich posesji musieli ustąpić mieszkańcy, zostali odsunięci od prezesa o kilka posesji, dlatego, że nieruchomości sąsiadujące z willą prezesa są w posiadaniu powiązanych z PiS spółki Srebrna i spółek "Gazety Polskiej". Dwa domy, które sąsiadują bezpośrednio z willą Kaczyńskiego, mają stać się izbą pamięci po bracie Lechu Kaczyńskim, gromadzone są w nich pamiątki po tragicznie zmarłym prezydencie. Podobno nie mieszczą się. Zatem Horrendum będzie się rozrastało.

Inne wydatki PiS na prezesa to prawnicy - 900 tys. zł oraz - uwaga! - fotograf - 700 tys. zł. Tej ostatniej pozycji nie rozumiem, gdyż Kaczyński na zdjęciach wychodzi starzej niż posiada lat. Mniejsza, te wszystkie nasze pieniądze są wyrzucone w błoto. Ma rację Donald Tusk, że chce partie pozbawić finansowania z budżetu. Biznesy Kaczyńskiego winny być prześwietlone ponadto przez skarbówkę i wszelkie do tego powołane instytucje, bo ta narośl w środku kraju jest chora, zrakowaciała.

I co najważniejsze - Horrendum Kaczyńskiego zamieszkuje jeden pacjent - Kaczyński.

piątek, 21 czerwca 2013

Nareszcie! Macierewicz złożył doniesienie na Tuska, Millera, Laska, na prokuraturę do prokuratury


Gdyby nie istniał Antoni Macierewicz, trzeba byłoby go wymyślić. Polakom odebrana została szansa wykazania się wyobraźnią, bo Macierewicz jest wśród nas.

Tenże Macierewicz nawet czyta i słucha. A jak czyta i słucha, to się dokształca. Ambitny to polityk. Macierewicz wysłuchał w RMF FM o zdjęciach szczątków tupolewa, które wg stacji były przechowywane w skandaliczny sposób.

Co robi w tej sytuacji Macierewicz? Bieży. A gdzie bieży? Bieży do prokuratury, aby donieść na Tuska, Millera, Laska i prokuraturę (jak w tytule). Niewymyślony Macierewicz formułuje zarzuty z KK (nie Kościół Katolicki, a Kodeks Karny - uczulam na nadużywanie akrostychów), które powalają, bo "decyzja prokuratury skandaliczna i hańbiąca państwo".

AM (akrostych) ma dowody na przestępstwo z trzeciej ręki, a mimo to składa zawiadomienie. Pieniactwo jest, gdy osobiście uważamy, że zostaliśmy wg widzimisię potraktowani niezgodnie z prawem. Macierewicz rozszerzył tę formułę na wszystkie najwyższe organy państwa. Na widzimisię: najwyższe organy państwa.

Nikt przytomny nie nazwie Macierewicza przytomnym. Przytomny może tylko zapytać, co robi Macierewicz wśród przytomnych? Jak to co robi? Donosi.

Wg AM (akrostych) Donald Tusk powinien posegregować części tupolewa, zinwentaryzować, złożyć i przywieźć do Polski. Ale wzmiankowani tego nie zrobili. Ani tupolew nie rozbił się na terytorium Polski, ani Akrostych Macierewicz nie był jego pasażerem (podobno czmychał z Katynia - miejsca prawdziwych bohaterów - jak smród po gaciach), ani nie ma wiedzy prawniczej, aby formułować podobne werbalne zarzuty (paragrafy, na które się powołuje, są warte śmiechu, albo kabaretu).

Polska nie jest cyrkiem, choć Macierewicz od wielu, wielu lat jest jej klownem. Stańczyk - gdyby taki w polskiej polityce był - klownowi Akrostychowi Macierewiczowi odpowiedziałby (zadumany, jak na obrazie Jana Matejki): A Moskale, klownie, mają z takich jak ty lekkoduchów-balowiczów, same korzyści.

Akrostych Moskal. Przepraszam Moskal Macierewicz tak już ma, jest przechowywanym skandalem w Sejmie, a powinien być przechowywany w innym miejscu.

Moskal Macierewicz jest najdroższym człowiekiem na utrzymaniu Polaków: dieta poselska (etc.), koszty śledztw prokuratorskich, koszty "ekspertów" komisji sejmowej, etc, etc.

Biznes "Macierewicz" (Moskal) nie zwróci się nawet, gdy tupolew wróci do Polski i jego szczątki będą sprzedawane jako relikwie. Biznes Macierewicz zbankrutował zanim się zaczął. Bankructwo Moskala (przepraszam: Macierewicza) jest planowane. Korupcja zamierzona. Nie znam się na KK (Kodeks Karny), ale paragraf na takie nadużycia powinien się znaleźć. Acz nie wiem, w którym miejscu Akrostych Moskal winien być przechowywany. Tworki, li też Wronki.

wtorek, 18 czerwca 2013

Święte ogórki z Lichenia na sprzedaż


Święcone ogórki z Lichenia. Po ich zjedzeniu objawia się Matka Boska Licheńska. Zalewa to święcona woda pochodząca z Lichenia. Ogórki wyrosły w pobliżu licheńskiego kościoła. Jest nadzieja, że nie sikali na nie księża, ani wierni.

Na sprzedaż wystawia bloger Chlapacz - tutaj link do niego.

Kaczyńskiego Kanał Sueski dla Elbląga, a może nawet Panamski


Jarosław Kaczyński jest dobry w klocki populistyczne - stawiać, budować, burzyć (SBB). Powie wszystko, co inna głowa nie pomyśli. Prezes wpadł na pomysł przekopania Mierzei Wiślanej, bo podobno Elbląg na tym zyska, wzbogaci się dwukrotnie, bezrobocie dwukrotnie spadnie. Jak przedstawiają się rzeczywiście te liczby, kto przeprowadził symulację zysków dla miasta? Tego nie znamy, prezes jednak planuje z rozmachem.

Bodaj Janina Paradowska powiedziała/napisała, że prezes tak ma, że realizuje swoje pomysły. Niekoniecznie w tej kolejności, w jakiej dzisiaj priorytety mu się układają. Przywiązuje się do swoich szaleństw.

Polska jest wielkości, jakiej jest, więc ten Wirtualny (Wymarzony) Przekop Mierzei, a może Kanał Elbląski porównajmy do Kanału Sueskiego, albo nawet Panamskiego. Same zyski, droga na skróty, aby nie przez wody wrogiej Rosji.

Elbląg jako port jest podrzędny w stosunku do Gdańska i Gdyni. Nie urośnie, bo owe słynniejsze porty zawsze przechwycą najzyskowniejszy transport morski. Rosja nie stawia dzisiaj większych przeszkód na wodach terytorialnych. A jeżeli one się pojawiają, to są wielkości budki z mytem na rogatkach dawnych miast.

Premier Tusk przytomnie zauważył, że dzisiaj przekop, jutro zawracanie rzeki (Wisły kijem), a pojutrze osuszanie jeziora, a może nawet części Bałtyku. Kaczyński rośnie na rodzimego genseka, kogoś wielkości Breżniewa. Zawracano bieg rzek Syberii i dzisiaj Morze Aralskie znika, jest wielkości bajora, większej kałuży.

Nie piszę o ekologii, bo ta działka to antypody dla Kaczyńskiego. Prezes PiS swoimi pomysłami może doprowadzić do tego, że Bałtyk wreszcie wyschnie i wymiana towarów i usług Elbląga ze Szwecją może stać się bardziej ożywiona. Tiry przejadą na dnie dawnego Bałtyku, a ze Sztokholmu i Malmoe można będzie po fajrancie nawet na rowerze wpaść na piwo na drugi brzeg Doliny Bałtyckiej. Do Elbląga i Trójmiasta. Same zyski. Wówczas będziemy drenować nordyckie kieszenie. Prezes to ma łeb.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Dwa zagrożenia dla Polski wg Kaczyńskiego i trzecie - największe - prezes PiS i jego formacja polityczna


Jarosław Kaczyński chce ratować Polskę przed dwoma niebezpieczeństwami. Zbawiciel kraju nie zauważa, że największe niebezpieczeństwo dla Polski przedstawia jego formacja i on sam, acz jest liderem największej partii opozycyjnej, która przoduje w sondażach.

Przypatrzmy się tym zagrożeniom, które zdefiniował w wywiadzie  dla tygodnika "Do Rzeczy". Pierwsze zagrożenie prezes PiS widzi w pogłębiającym się kryzysie ekonomicznym. Wierzę, że kryzys widzi. Nie wierzę, aby posiadał lepsze zdolności polityczne i był w posiadaniu wspanialszych narzędzi do walki z kryzysem  niż Donald Tusk z Jackiem Rostowskim, zwłaszcza  iż kolejny raz posłużył się wytrychem podziału: my solidarni - oni liberalni.

Na czym miałaby polegać ta solidarność? Ano, na drenowaniu kieszeni bogatszych i lepiej wykształconych. Na opiekuńczości państwa, które nie wiadomo na czym miałoby polegać, wszak nie na modelu zachodnim, bo w Polsce nie ma takich różnic w dochodach między najbogatszymi a najbiedniejszymi. Jak ten model solidarności społecznej wg Kaczyńskiego miałby wyglądać - nie wiemy. Niewystarczającym jest nałożenie większych opłat na handel wielkopowierzchniowy i obłożenie banków opłatami za transakcje. Handel odbije sobie na cenach, a banki na opłatach za depozyty. To nie jest jednak dochód wielkości godny rozważań dla budżetu, to tylko populizm.

Przecież hipermarkety nie zbankrutują, ani także banki. Aby ich oferta była tańsza i tak nie drenowały naszych kieszeni, potrzebna jest większa konkurencja między nimi, a więc liberalizm, z którym Kaczyński chce walczyć.

Kaczyński stygmatyzuje tylko słowa klucze i postawy społeczne wobec zjawisk gospodarczych. Liberalizm jest "be", a solidarność "cacy". To nie jest klucz do żadnej gospodarki. Ani do tworzenia nowych miejsc pracy, które niby to miał zapewnić projekt PiS, tych miejsc pracy miało być 1 mln 200 tys. To tylko propaganda PiS, gdyż byle księgowy/księgowa mogli obliczyć, iż państwo na nowe miejsca pracy wg PiS wydałoby dziesiątki miliardów złotych bez gwarancji, że te miejsca by powstały, za to z gwarancją, iż powstałaby dziura budżetowa, która zrujnowałaby finanse państwa.

Gdyby ten projekt był taki wspaniały, rząd Tuska przyjąłby go z otwartymi rękami, bo nieważna jest sygnatura partyjna. Ten projekt zaś nie był spisany dla ratowania miejsc pracy bądź ich tworzenia, był czystą propagandą polityczną, aby niezorientowanych w kwestiach gospodarczych przyciągnąć do siebie jako elektorat.

Kaczyński i jego formacja nie są wiarygodni dla rynków finansowych, gdyż nie przedstawiają żadnej alternatywy gospodarczej. PiS ma marne zaplecze profesjonalne, które jest tylko w opozycji do propozycji rządowych, nie generuje wiarygodnych własnych rozwiązań.

Jest czego się bać, gdyż perspektywa szybkiego rzeczywistego dojścia PIS do władzy zachwiałaby naszą wiarygodność w oczach inwestorów finansowych, do naszych przedsięwzięć gospodarczych i papierów dłużnych. Gdyby miało się okazać, iż jutro PiS dochodzi do władzy, owo jutro byłoby początkiem bankructwa Polski. Nikt nad nami by się nie litował, jak nad Grecją, która należy do strefy euro. Wraz z Kaczyńskim popłynęłaby złotówka.

Filozofia gospodarcza Kaczyńskiego nie jest ani pogłębiona, ani tym samym wiarygodna.

Drugie niebezpieczeństwo, które definiuje Kaczyński, jest zagrożeniem kulturowym. Nie wiem, który diabeł jest gorszy. Czy kryzys gospodarczy, który z dniem objęcia władzy przez PiS by się pojawił, czy kultura społeczno-obyczajowa, a ta miałaby jedną z cech zaprezentowanych podczas niedzielnego Kongresu Katolików na Pisiej Górze, która została tej partii wyleasingowana przez kler.

Ta forma anty-ateizmu, czyli teokracji, to chwycenie za twarz inaczej postrzegających kościelnych urzędników wiary w życiu narodu. Nie wiem kompletnie, jak postąpiono by z ateistami, których w Polsce przybywa poprzez taki mariaż wybranej partii politycznej ze spolityzowanym klerem. Do tego większość Polaków nie wyznaje wiary piso-katolickiej, bo tylko ci spotkali się na Jasnej (Pisiej) Górze. O takich dobrach cywilizacyjnych, jak in vitro, albo dobrach obyczajowych - związki partnerskie - wybijcie sobie Polacy z głowy! To jest zagrożenie kulturowe wg prezesa.

Obydwa zagrożenia: przed kryzysem i kulturowym, przed którymi miałby ratować zbawiciel Kaczyński, nałożyłyby na Polskę i Polaków okowy solidarnej biedy, trwały ekonomiczny spazm kryzysu, a przede wszystkim wycofanie społecznych i naukowych rozwiązań, cofnęlibyśmy do epoki, gdy m.in. o in vitro i związkach partnerskich nie myślano, aby rozwiązywać potrzeby emancypacyjne ludzi. Antynowoczesny Kaczyński i jego formacja nie nadają się zarządzania Polską XXI wieku, ani tym bardziej nie spełnią oczekiwań, które z trudem udaje się wprowadzić w krajach o wiele bardziej cywilizowanych niż nasz. Kaczyński jest gwarantem cofnięcia zegara dziejów w mroki, ciemność, w zapaść gospodarczą i społeczną.

Tyle da się wyczytać z wywiadu prezesa PiS udzielonego "Do Rzeczy".

niedziela, 16 czerwca 2013

Koncert życzeń SLD na Stadionie Narodowym


Jedno jest pewne, Joanna Mucha nie dopłaci do występów na Stadionie Narodowym. Leszek Miller i Józef Oleksy nie reprezentują takiej wartości, jak Madonna. Urok SLD dawno przeminął wraz z wiekiem wyżej wymienionych.

Kongres Lewicy mógł tego i owego ująć swoją oprawą z minionej epoki, można było z sympatii do czcigodnych jubilatów z grzeczności przyklasnąć. Zadumać się nad deklarowaną niespożytą siłą Millera, który nie jest zainteresowany "rolą przystawki".

Mówił to lider SLD z przekąsem, ale kojarzyło się raczej z "rolą zakąski". W każdym razie Miller mógłby już przejść na emeryturę - ma 67 lat - ale ambitnie wyznaczył sobie marsz po władzę w 2015 roku.

Długi to będzie marsz, który ma "zakończyć się sukcesem". Czyżby Miller dotrzymał danego dawno temu słowa, że "prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy..."

Jak skończy senior Miller w 2015 roku? Hm. Lewica straciła kolejną szansę, aby coś więcej osiągnąć w realnej perspektywie, a nie aż w roku wyborczym 2015, gdyż niewielu młodych zawierzy partii seniorów Millera i Oleksego.

Jedno optymistyczne płynie z Kongresu, Mucha nie dopłaci do koncertu życzeń na Stadionie Narodowym. Na szczęście partie polityczne są dotowane z budżetu państwa, a więc pieniądze z wynajmu Stadionu Narodowego wrócą do budżetu.

sobota, 15 czerwca 2013

Jasnowidz kontra Gazeta Wyborcza



Słynny jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski, pozywa "Gazetę Wyborczą", że ta śmiała zakwestionować jego profesję paranormalną w artykule "Jasno widać, że to ściema".

Jackowski broni swego dobrego imienia, słusznie obruszając się na "mitomana, oszusta i medialnego cwaniaka" - tak został nazwany. To co, że trafnych wskazań ma zero, ale ile nadziei powoduje w ludziach, którzy stracili nadzieje, albo w policjantach i prokuratorach nie będących wszak Sherlockami Holmesami.

Za nadzieje się płaci. Jackowski za to otrzymuje gratyfikację. Nadzieje upadają, lecz on stara się je podtrzymać. Do tej pory podtrzymuje, bo nie zrezygnował ze swego powołania jasnowidza.

To będzie pierwszy taki proces. Jasnowidz kontra racjonalność, a wyrok ma wydać ślepa Temida. Kogo powoła na świadków swoich jasnowidzeń? I jak przeprowadzi dowód, że przekłuwa fizyczną powłokę tego świata, aby buszować zmysłami w metafizyczności?

A jak przyprowadzi na salę sądową krasnoludki? Może wszak powołać na swoich świadków kler, podobnie wyznają wiarę w jasnowidzenia figuratywne. Też handlują nadziejami.

A jak przyjdzie z księgami Nostradamusa, sybillińskimi, a może nawet przywlecze za sobą czarci ogon (w zaniku)? Oby doszło do procesu, bo będzie się działo!

piątek, 14 czerwca 2013

Aksjologiczna pustka kapie - kap, kap, kap


Agnieszka Holland w "Piaskiem po oczach" zdefiniowała tuskową "ciepłą wodę w kranie": aksjologiczna pustka.

Ciepła woda nie może być wartością, zwłaszcza, że z tego kranu spada coraz bardziej mizernymi kroplami: kap, kap, kap.

Ba, kapanie coraz bardziej odpowiada PiS i Jarosławowi Kaczyńskiemu, drąży skałę niechęci do IV RP, która kruszeje w naszych oczach, zamienia się w pył dawnych dziejów - zwłaszcza dla młodego pokolenia - staje się zapomnieniem.

Młodzi chcą w czasach niepewności, czasach kryzysu, jakiegoś twardego gruntu, krótkich aksjologicznych pojęć. A takimi stają się dla nich: naród, albo ucieczka od narodu. To jest niemal to samo, to jest ucieczka od jednostajnego kapania, które są aksjologicznymi flakami. Wolą nawet wydrążenie, niż mdłą pustkę aksjologiczną.

Czy partia władzy (od sześciu lat) jest w stanie wygenerować wartości, które byłyby gruntem dla pewniejszego się poruszenia, stąpania ku przyszłości?

Wątpię.

Mogę się jednak mylić. Bo jeżeli nie, to czeka nas nieszczęście PiS, a Kaczyński w tym ma spore osiągnięcia i może zechcieć je poprawić.

czwartek, 13 czerwca 2013

Kaczyński: Macierewicz bardzo daleko zaawansował się po najwyższe odznaczenia


Jarosław Kaczyński jest pesymistą. Prezes PiS powiedział, że przyjdzie taki moment, kiedy Antoni Macierewicz zostanie przez prezydenta Rzeczpospolitej udekorowany najwyższymi odznaczeniami.

Pesymizm Kaczyńskiego odczytuję, iż zakłada, że szefa zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej nie udekoruje aktualna głowa państwa - prezydent RP Bronisław Komorowski.

Jeżeli Kaczyński jest takim niedowiarkiem, to przynajmniej powinien wierzyć w demokratycznie wybranego prezydenta, z którym przegrał wyścig o ten stołek. O mały włos on mógłby być na miejscu Komorowskiego. Nie wiem, kiedy odbędą się najbliższe nobilitacje "udekorowaniem najwyższymi odznaczeniami"? Trzeba mieć w sobie wiarę, że obecny prezydent nie zapomni, aby udekorować Macierewicza za to, że - cytuję - "bardzo daleko zaawansował się, jeżeli chodzi o te wszystkie prace, które zmierzają do tego by pokazać prawdę i to nie mając żadnych bogatszych instrumentów".

Koniec cytatu. To samo można powiedzieć w zdecydowanie krótszych zdaniach. Może Kaczyński zapomniał, że za wierszówkę dawno nie płacą. W polityce na pewno.

Komorowski miałby udekorować Macierewicza za "prawdę" o Smoleńsku. Prezes PiS w tym wystąpieniu o "udekorowaniu Macierewicza" pogroził Komorowskiemu, z którym przegrał wybory. Cytuję: "nieodległy jest moment, w którym to wszystko zostanie w odpowiedni sposób, zgodnie z prawem podsumowane i zostaną wyciągnięte wszelkiego rodzaju wnioski".

Cytuję Kaczyńskiego, gdyż niewielu zastanawia się, jak fatalnym jest retorem. Wodolejstwo z groźbami - to jego znak firmowy.

A pointa mojej notki blogowej może być tylko jedna: Macierewiczowi należy się medal z kartofla. Zaznaczam: nie piszę na stronę satyryczną berlińskiego niszowego dziennika "Tageszeitung".

środa, 12 czerwca 2013

Szuru-buru Skowroński z hieną do twarzy - portret pewnego typu dziennikarza


Krzysztof Skowroński został skorumpowany przez PiS. Zachowuje się, jak każdy przestępcą. "Nie ma sobie nic do zarzucania, ani nic do ukrycia". Pisze o tym na stronach Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, którego jest prezesem.

Otóż zostało odkryte to, co ukrywał Skowroński. Definicje korupcji mogą być różne, ale wspólny jest mianownik podmiotów: ten, który korumpuje i korumpowany. Obydwie strony mają w tym interes, jedna - wpływy, druga - bogacenie.

Wpływy i bogacenie nie są wartościami etycznymi, ani stricte politycznymi. Są ich zaprzeczeniem.

Nie jest istotnym, czy pieniądze są przekazywane pod stołem, czy poprzez umieszczenie na poufnej liście płac. Obydwie strony zachowują się tak samo: mówią i piszą "szuru-buru", aby wywinąć się organom ścigania i prokuratorskim.

Skowroński wywinął się CBA i innym strzegącym prawa i porządku, ale nie wywinął się naprawdę niezależnym mediom, które jego "szuru-buru" wykryły. Przede wszystkim Skowroński nie wywinął się rozumowi, bo działał przeciw niemu.

Skowroński działał przeciw polskiej debacie publicznej, przeciw uniwersalnym wartościom, działał przeciw kruchej polskiej demokracji.

Czy jest różnica między przestępcą Henrykiem Stokłosą (były senator), który skorumpował pół Ministerstwa Finansów, a Skowrońskim? Nie. Pierwszy skazany, Skowroński może domagać się domniemania niewinności. Ja mu radzę, aby nic nie mówił, bo będzie działał na swoją szkodę.

Zgodzimy się, że nie chodzi o wielkość pieniędzy, które posłużyły do korupcji za pomocą metod "szuru-buru".

Jaka jest wartość informacji podawanej przez Skowrońskiej w mediach, w których działa? Ta wartość to szuru-buru.

Przede wszystkim Skowroński spaprał zasłużoną instytucję, która się nazywa Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Na ile zniszczenie SDP można ocenić? Stokłosa siedzi, a o ileż większy przestępca - bo życia publicznego - tłumaczy się za darmo na płatnych stronach SDP, instytucji którą dokumentnie spaprał.

W Polsce nie potrzeba najazdu sowietów, Moskwy, mamy siły i ludzi, za pomocą "szuru-buru" można ich wynająć, będą niszczyć kolejne urządzenia zaufania publicznego. Będą paprać uczciwą pracę innych, pracę kilku pokoleń.

Szuru-buru Skowroński nawet się nie wstydzi. Hiena mu do twarzy.



wtorek, 11 czerwca 2013

PiS organizuje Kongres Katolików na Jasnej Górze


Jeżeli uznamy, że Ruch Narodowy to endecja o konsystencji hard (w faszyzujących granulkach), a PiS to soft, trzeba uznać, że partia Kaczyńskiego miała czego się bać - odpływu najtwardszego elektoratu. Dzisiaj raczej nie będącego w stanie zgromadzić progowych 5%, lecz w przyszłości: kto wie. A procenty w polskiej polityce oszałamiają i mogłoby ich zabraknąć do prowadzenia w rankingach i sondażach.

PiS po I Kongresie Ruchu Narodowego znalazł się w sytuacji dyskomfortowej. Endecy Ziemkiewicza i Zawiszy zadeklarowali polskość ponad wszystko, a PiS na tym tle zaczął wyglądać jak mamałyga, mdło, niezdecydowanie.

Trzeba było odpowiedzieć kongresem na kongres. I szybko się z tematem uporano. Oto ogłoszono, że PiS zorganizuje 16 czerwca Kongres Katolików na Jasnej Górze. Brzmienie tego jest wymowne: polskość ponad polskość. Przywiązanie do tradycji aż do bólu więzów plemiennych. Twarde jądro polskości.

Znamy szczegóły obrad kongresu. Nie będą na nim żadne nowalijki ideowe, tylko przywiązanie do tradycji, do tego, co minęło. Skamielina hard. Przemówi Jarosław Kaczyński. Nie jest pewne, w jakim kostiumie wystąpi. Czy ks. Kordeckiego, czy Kmicica? Na tego ostatniego raczej nie wygląda.

Na kongresie ma być powołany Instytut ds. Przeciwdziałania Ateizacji. Nie będę się pastwił nad sensem podobnych instytutów, bo jego nazwa powinna być: Instytut Katolicki (np. im Lecha Kaczyńskiego), albo Instytut Szerzenia Katolicyzmu, albo Instytut Obrony Katolicyzmu. Nie można zawłaszczać pojęć, których nie jest się wyznawcą.

Zwaliło mnie z nóg uzasadnienie owego kongresu podane przez posła PiS Bartosza Kownackiego. Mianowicie: kongres ma dać narzędzia do obrony katolicyzmu przed Dodą i Nergalem.

Poważnie! Jakie moce piekielne muszą iść za Dodą i Nergalem, aby naród składający się z 94% katolików bronił się przed nimi. Przecież na tych dwoje ludzi wystarczy o. Rydzyk z kropidłem.

Jednego jestem pewien. Jeszcze w powszechnej historii w żadnym kraju nie odbył się Kongres Katolików. Chyba, że... chyba, że PiS chodzi o to, aby partia wpisana została do Księgi Guinnessa. O! to przepraszam.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Donald Tusk premierem do 2015 roku



Donald Tusk zostaje premierem rządu polskiego do 2015 roku. Spekulacje, iż będzie kandydował na szefa Komisji Europejskiej, zostały przecięte przez niego samego w programie "Tomasz Lis na żywo".

"Mój wybór jest jednoznaczny, ważąc racje, chcę być dalej polskim premierem". To jedno zdanie-deklaracja Tuska. "Co jest ważniejszego, co daje większą satysfakcję, powoduje większą determinację, niż być polskim premierem" - następne zdanie.

Po programie Lisa wypada stwierdzić, iż za mało jest premiera w bezpośredniej komunikacji. Niekoniecznie jak w tym wypadku maglowanym przez dziennikarza. Lis poruszył spektrum problemów - i dobrze - którym werbalnie świetnie poradził sobie premier.

Było o zegarkach Sławomira Nowaka, o procesie z Jerzym Urbanem, o bezrobociu wśród młodych, o OFE, o niskich wynikach sondażowych dla Tuska i PO. Premier rozwiewał wątpliwości, a przede wszystkim dawał rozumienie pesymizmowi, który tak ochoczo podawany jest publiczności przez media.

Pośrednia konfrontacja Tuska z innymi znaczącymi politykami opozycyjnymi wypada na jego korzyść, acz chciałoby się, aby Tusk mógł bezpośrednio ścierać się z Jarosławem Kaczyńskim, bądź politykami lewicy.

Polska debata polityczna wielce kuleje, politycy uciekają od siebie, zadowalając się poklaskiem zwolenników. Wiecują, a nie debatują. Nie rozmawiamy ze sobą, nie rozmawiamy o najważniejszych wspólnych sprawach, lecz stajemy w konfrontacji - zarówno politycy i wyborcy.

niedziela, 9 czerwca 2013

Terlikowski odchodzi, Tyrmand nadchodzi


Tomasz Terlikowski odchodzi z naczalstwa "Frondy". Zakomunikował o tym na Facebooku: "Czas się pożegnać i oddać stery młodszemu pokoleniu". Tę funkcję sprawował tylko przez rok, który przez jego reliktowe poglądy przedłużył ten czas jakby do wielu lat. Zdziwiłem się, że to tylko rok, w każdym razie twardzi katolicy nazwą to dłuuugim rokiem Terlikowskiego.

A przychodzą młodzi hipsterzy (z grupy Hipster Prawica): Samuel Pereira, Dawid Wildstein, Wojciech Mucha, a nowym naczelnym zostanie niejaki Mateusz Matyszkowicz.

W składzie redakcji wymieniany jest Leopold Tyrmand, który może budzić zdziwienie, bo ten wybitny pisarz owszem lubił bardzo panienki - o czym można przekonać się podczas lektury "Dziennika 1954" - i to panienki długonogie w kolorowych skarpetach, ale z panienek jako takich najmniej lubił Najjaśniejszą Panienkę Dziewicę.

Jak z panienkami Tyrmanda poradzą prawicowi hipsterzy? Bój się Boga, Terlikowski! Toż oni położą na łopatki nie tylko portal, ale także panienki. Idzie nowe - swawolne. Tyrmand z panienkami!

sobota, 8 czerwca 2013

Tajny sondaż PiS, a przy tym wewnętrzny


PiS nie tylko specjalizuje się w tajnych służbach, które poznaliśmy w czasie trwania IV RP, ale także w tajnych sondażach.

Tajniacy PiS puścili nawet medialnego tajniaka, wyjawili sposobem Macierewicza - jak to kiedyś robił poseł PiS z tajnymi raportami, gdy rozwiązywał WSI - tajnego bąka sondażowego, który pachnie 36:29 dla partii Jarosława Kaczyńskiego.

Nie jest to wynik meczu rugby, ani koszykówki w wykonaniu młodzików, podane liczny to punkty procentowe. O ile można przyjąć, iż 29% dla PO jest prawdopodobne, to dla PiS 36% dostało się od pracowni badania opinii publicznej z dużym rabatem.

Kto zamawia i płaci, może liczyć na upust. Ze wszystkich nie-tajnych sondaży wynika, iż PiS nie zyskuje, lecz PO traci.

Jeszcze jeden szczegół może być ważny. Mianowicie do mediów przeniknęła informacja, że to wewnętrzny sondaż. Język polski nigdy nie był silną stroną PiS, przykładając jednak miarkę nomenklatury - tak jak nakazuje filologia - należy odczytywać, iż sondaż przeprowadzony został tajną metodą wewnętrzną. Wewnątrz PiS.

36 punktów trochę mało wśród "patriotów". Okolicznością łagodzącą może być to, iż wewnątrz partii PiS członkowie ugrupowania prezesa nie wierzą w jego kompetencje do rządzenia.

Ale prezes lubi takie bąki medialne, to kadzidło na jego skołatanie - wieczne zwycięstwa moralne.

piątek, 7 czerwca 2013

Pacynki i cynicy Kaczyńskiego w ocenie Jadwigi Staniszkis


Jadwiga Staniszkis wydała już cenzurki na koniec roku szkolnego w TVN24 w programie "Piaskiem po oczach". Niestety, w polityce nie będzie wakacji.

Oceniła PiS i PO. Ta pierwsza partia to jej miłość do Jarosława Kaczyńskiego, nie w sensie uczucia jako takiego, lecz przywiązania do idei konserwatywnych.

Prezesa PiS uważa za geniusza i nikt jej od tego nie odwiedzie. Geniusza, któremu zdarza się zapomnieć pod jakim adresem mieszka (Einstein w New Yorku). Kaczyński mieszka przy Nowogrodzkiej w stolicy kraju nad Wisłą, lecz nie wszyscy Polacy pod tym adresem mają sprawy do załatwienia.

Przyjął na współlokatorów Mariusza Błaszczaka i Adama Hofmana (wg Staniszkis: pierwszy jest pacynką, drugi cynikiem), ale eksmitować ich nie może. We władzach PiS są niereformowalni, zdobyli pozycje przez "zasiedzenie", a bezdomnymi nie mogą zostać, bo nic nie potrafią, jedynie doić cycki budżetu państwa.

Co potrafi Kaczyński? Wie tylko Staniszkis. Na pewno jest niedojrzałym człowiekiem, bo w jego wieku należy wytrzymywać emocjonalnie i nie poddawać się stresom, gdy przegrywa (prezes tylko przegrywa), a prezes zachowuje się, jak zachowuje: chciałby ukraść Księżyc (Polskę).

PiS zatrzymało się na poziomie 25-30% i tej partii już nie drgnie. To inne partie mogą zyskiwać, albo tracić. Problemem kraju jest, czy Donald Tusk potrafi odzyskać teren akceptacji elektoratu. Nie jest problemem PO Grzegorz Schetyna - jak chciałaby Staniszkis - problem jest położony w kadrach Platformy. Czy Tusk ma w swoich szeregach Bartłomiejów Sienkiewiczów, którzy wzięliby się do roboty na rzecz młodych i Polski. To jest przyszłość Polski, a nie pacynki i cynicy z PiS, albo Schetyna i Gowin.

czwartek, 6 czerwca 2013

Prezydent - film o Lechu Kaczyńskim



Mariusz Błaszczak: tfu, tfu, tfu


Idioci, jak idioci. Jeden większy, drugi mniejszy. Mariusz Błaszczak to idiota formatu błaszczakowatego. Kiedyś Marek Migalski zdefiniował umysł Błaszczaka. Niewidzialny. Nikt tego umysłu nie widział. A sam autor tego umysłu, gdy przechodzi koło kogoś, jest niewidzialny.

Nie zauważa się go. Człowiek Nikt. Człowiek pchła. Nie widzisz go, a gryzie. Takie insekty należy tępić. Jeden z pisarzy polskich ten proces opis, iż pchłę, wesz, bierze się między paznokcie, zaciska je. Tyfus nie grozi.

Ile ta wesz Błaszczak wyssała krwi, tyle krwi pozostanie po Błaszczaku. A on nic. Dalej będzie niewidzialny i wysysał krew z budżetu państwa, z krwawicy Polaków.

Błaszczak - ktoś okrutnie wstrętny. Wymiotny. Zamieszczając jego zdjęcia, namawiam, popatrzcie na nie. Ale uważajcie na monitor. Szkoda wymiotować na dobro własne.

Takich w kraju mamy karakanów, takie wszy. Piszę to i się strofuję, dlaczego o takim beztalenciu - o właśnie: czy beztalenciu? wszak działa na szkodę naszą, Polaków i Polski - pisać, wystarczy zacytować tego mentalnego sowieta, współczesnego pośledniego stalinistę, nieroba (o strefie euro powiedział): - Ona się rozpada.

Błaszczak nie ma się z czego rozpaść. Mikry, niewidzialny, nigdy się nie scalił. Jest na rzadko. On wygląda, jakby narobił na rzadko. Tak samo mówi, jakby przed chwilą zrobił na rzadko. Nos trzeba zatykać.

Tfu. Na takiego antyPolaka należy tfuwać. Tfu, tfu, tfu. Odejdź, nieczystości i gryź jakiegoś Belzebuba, Lucyfera. Diabelskie nasienie. Insekt polityczny.

środa, 5 czerwca 2013

Arcybiskup w tramwaju



Bogdan Borusewicz powiedział kapitalne zdanie: "Ja sobie nie wyobrażam mojego arcybiskupa w tramwaju, czy autobusie". Ten obrazek ma moc kreacji, sprawia, iż surrealne sugestie, jak obrazy Rene Magritte'a, rozświetlają problem.

Jednym sztychem zdania Borusewicz komunikuje problem, do którego inni potrzebują narracji wielkości książki, albo przynajmniej eseju. Przymykamy powieki i widzimy arcybiskupa w tramwaju, zaczynają funkcjonować niemal wszystkie zmysły, włącznie ze światłem rozumu.

Bizantyjski strój arcybiskupa wypisuje go ze wspólnoty podróżujących tramwajem, wypisuje go ze współczesności. Hierarcha jest jakąś postacią z filmu fantasy, w którym zderzają się dwa równoległe światy: szara Polska z XXI wieku i przełom Średniowiecza i Renesansu, gdy Kościół wszedł w konflikt ze światem racjonalnym, w którym do dzisiaj tkwi.

Zaczyna także działać zmysł powonienia. Niedomyte ciała Polaków, które wonieją znajomymi zapaszkami, nie zawsze spowodowane brakiem mydła, ale pospiesznym życiem, przemieszczaniem się z jednej pracy do drugiej. Ten smrodzik zderza się z obłokami kadzidła arcybiskupa. Arcybiskupowi kadzi podległy mu kler, kadzą wierni, bo hierarcha może spostponować i kadzą interesowni politycy.

Arcybiskup tak okadzany formułuje wyższość prawa boskiego, którego czuje się urzędnikiem, nad prawem stanowionym przez ludzi. Rozum hierarchy tapla się w tych rajskich wyobrażeniach i nie dziwota, iż wszystko przemawia mu za tym, że to jest zdecydowanie lepsze, niż ustanowili śmiertelni ludzie.

Nie dziwmy się zatem, że arcybiskup Józef Michalik po takiej wyobrażonej ekskursji tramwajem, powiedział, że Kościół atakuje się papieżem Franciszkiem. Jeszcze do naszego arcybiskupa nie dotarło, jak i do innych, że to Franciszek zaatakował Kościół, bo papież wsiadł do rzeczywistego tramwaju.

Na razie nasi arcybiskupi przyglądają się podróży tramwajem Franciszka. Ich luksusowy samochód jedzie obok tramwaju, a hierarchowie rozparci na tylnych siedzeniach zamartwiają się, dokąd dojadą.

wtorek, 4 czerwca 2013

Niespodzianka w 1989 roku


Wybory 4. czerwca 1989 roku były niespodzianką. Choć przy Okrągłym Stole zawarto porozumienie, wcale ni było pewnym, że komuniści będą je przestrzegali. Dzisiaj wiemy, że takim unieważnieniem mogła być lista krajowa, która nie została przez wyborców zaakceptowana.

Możliwe też, iż niewybranie Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta mogło spowodować powrót do stanu przed-okrągłostołowego.

Komuniści mieli wszystkie narzędzia w swoich rękach, ale nie mieli mandatu społecznego. Sentyment powoduje, iż łezka w oku się kręci, gdy w 24. rocznicę sukcesu wyborczego, prezydent Bronisław Komorowski znalazł się przed historycznym biurem wyborczym "Solidarności" na placu Konstytucji pod była kawiarnią Niespodzianka.

Tu zaczęła się faktyczna suwerenność Polski po II wojnie światowej. Za naszego życia i do dzisiaj trwa. Ma się coraz lepiej. Kraj ma się lepiej i nam - Polakom.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Za co odpowiada Nergal? Za to, co jest mu obce?


Co to za uczucia religijne, za których obrazę odpowiada Nergal (Adam Darski). Obraził je sześć lat temu i z sądu nie wychodzi, bo ci którzy te uczucia wyznają, chcą ukarania Nergala, a prawo znajduje myk na korzyść obrażającego.

Jeżeli uczucia są dobrem wyższym naszej konstytucji psychologicznej, duchowej, to takim obrażeniem też byłoby obrażenie przez Nergala moich uczuć do sielankowej Laury. Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację na koncercie w Gdyni 2007 roku, Nergal wychodzi ze zdjęciem mojej Laury i krzyczy do publiki na koncercie: - Przekażcie Filonowi, żeby zeżarł to g...o!

Po czym dokonuje dewastacji zdjęcia. Wieść dociera do mnie, ale wyręcza mnie Ryszard Nowak, który stoi na czele Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą, zaskarża Nergala, że obraził uczucia wyższe moje, Filona.

Ja jako władca wyższych uczuć do Laury i obdarzany jej wyższymi uczuciami do mnie, miałbym się przejmować, że muzyk i celebryta sądowy zszargał to, co dla niego nie ma żadnego znaczenia. Chyba, że podarte zdjęcie Laury zostałoby wykradzione z mojego albumu zdjęć.

Coś tutaj nie gra! Nie można zszargać uczuć, jeżeli ich się nie wyznaje. A Nergal ma guzik do mojej Laury i do mnie Filona, zwłaszcza, że nie byliśmy na jego koncercie.

Ba, widzę jeszcze to bardziej konkretnie. Czy kard. Stanisław Dziwisz i abp Henryk Hoser nie szargają moich humanistycznych uczuć, którymi obdarzam umowę społeczną, iż prawo dotyczące społeczeństwa, w którym żyję, oni unieważniają, bo istnieje inne wyższe prawo boskie.

Laurę przynajmniej znam (służę jej adresem), a gdzie zamieszkuje Bóg? Pod jakim adresem, nawet jeżeli jest to adres niebieski?

I dlaczego jego prawo ma być wyższe, od prawa stanowiącego przez reprezentantów, których wybrałem wg procedur demokratycznych, a na Boga nie głosowałem, w którego wierzą hierarchowie, że on istnieje, ale nie znają jego adresu.

Czy Bóg mógłby wreszcie pouczyć kardynała i arcybiskupa, aby w jego imieniu się nie wypowiadali, tylko wreszcie on mi, Filonowi powie, co o wyższości jednego prawa nad drugim myśli.

Za takie sprawy odpowiada Nergal. Za zaoczność i za to, czego nie wyznaje. Żeby choć ukradł mi zdjęcia z albumu, albo Biblię w księgozbioru Dziwisza i Hosera.

niedziela, 2 czerwca 2013

Czy czeka nas niewola smoleńska?



Waldemar Kuczyński przestrzega przed państwem, w którym będzie obowiązywała religia smoleńska, a ta jak każda nowa wiara będzie musiała dla swoich wyznawców zapłonąć stosami. IV RP to będzie pryszcz. PiS dorobił się idei, której nie posiadał w takiej twardej postaci w 2005 roku. Wówczas partia Kaczyńskiego wyzwalała się z kokonu POPiS i na wejściu miała Kazimierza Marcinkiewicza, wybitnego PR-owca, dla mediów uśmiechniętego od ucha do ucha.

Republika smoleńska powoła inkwizycję do rozliczenia III RP, Torquemadę już ma, Antoniego Macierewicza. Na stos pójdą politycy, publicyści, media, a reszta schowa ogonki pod siebie i przycupnie w mysiej norze. W Warszawie nie będzie drugiego Budapesztu, to Budapeszt będzie chciał być drugą Warszawą. Czy tak się stanie? PO na równi pochyłej, lewicy nie widać, choć się odzywa, ale nic nie zyskuje, bo nie ma czym.

Do wyborów parlamentarnych zostały dwa lata. Aż dwa lata. Mogą odbyć się wcześniej, jak PO będzie traciła elektorat w takim tempie, to do urn możemy pójść na wiosnę następnego roku. Erozja partii Donalda Tuska postępuje w szybkim tempie. Tak wcześniej było z AWS, który w ciągu niecałego roku zjechał z 30% do progu wyborczego, podobnie z SLD po aferze Rywina. Degradacja polityczna postępuje szybko, bo mamy do czynienia z emocjami, a to najmniej trwała wartość.

Nie wystarczy przestrzegać i straszyć PiS, który będzie teraz się naprężał i swoje rzeczywiste intencje schowa głęboko gdzieś. Kaczyński też czegoś się nauczył, a na pewno jego otoczenie i odpowiadający za wizerunek prezesa. Zresztą dzisiaj wyskoczenie z "niesłychaną zbrodnią" nie jest w stanie mu zaszkodzić. Publika emocjonuje się, jak publicyści mainstreamu przywalą Tuskowi, co mu wyciągną i jakich nie dotrzymał obietnic. Jarosław Gowin już obrósł w piórka i nie jest kukułczym jajem, ale kukułką, która kuka o swoich wartościach, a naczelną jest, iż "PiS jest partią demokratyczną i nie jest straszne".

Kuczyński przestrzega przed PiS, ale żadnej recepty nie serwuje. Nikt takich nie podaje. Wszyscy liczą na Tuska, iż zdziała cuda. A on choćby był Herkulesem, nie udźwignie zapaści emocji elektoratu. Zresztą w polityce nie ma Herkulesów, oni takimi się wydają, bo sprzyjały okoliczności. Czyżby Polska miała popaść w niewolę smoleńską? Czyżby Polacy mieli zostać wewnętrznie zniewoleni? Barbarzyńcy wcale nie przyjdą z zewnątrz, mamy ich na własnym stanie.

sobota, 1 czerwca 2013

Noble im. Lecha Kaczyńskiego rozdane



Polska to fenomen. A polska nauka jest szczególnie fenomenalna, gdyż oprócz oficjalnego obiegu, ma inny obieg - bezdebitowy.

Mamy takie media, teraz taką naukę. Oto Akademicki Klub Obywatelski im. Lecha Kaczyńskiego działający przy Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu postanowił uhonorować członkostwem czterech ekspertów naukowców z zespołu Macierewicza. Te Noble im. Lecha Kaczyńskiego otrzymali:

- prof. Wiesław Binienda,

- dr Kazimierz Nowaczyk,

- dr Grzegorz Szuladziński,

i dr Wacław Berczyński.

Uzasadnienie AKO jest następujące: "ich prace są wykorzystywane m.in. przez NASA i światowe koncerny lotnicze".

Przypominam pokojowe Noble przyznane przez AKO, które noszą nazwę: medal Przemysła II, otrzymali też Polacy: Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz.