sobota, 31 sierpnia 2013

Antysemityzm Rydzyka - szmalcownictwo


Na stronach "Naszego Dziennika" znalazłem komunikat o. Tadeusza Rydzyka, który w całej rozciągłości świadczy, iż jest onże antysemitą. Ba, nie boję się tego nazwać - szmalcownikiem.

Pośredni to dowód, ale dzisiaj takowe są, bo bezpośrednie padają w programach jego mediów, w których Rydzyk występuje i posługuje się polszczyzną, śmiało można ją nazwać: sowietyzm. Język polski Rydzyka kuleje na obydwie nogi.

W komunikacie - o który mi chodzi - chwali się Rydzyk, że świątynia, którą buduje ma się dobrze: "przebiega bardzo sprawnie". Niestety, kiepski kapłanie, niedługo nie będzie miał kto do niej uczęszczać. Polacy czmychają z takiego grzesznego Kościoła (krętactwa finansowe, pedofilia i wartości chrześcijańskie, które nijak się mają do współczesnych wyzwań).

Rydzyk zapowiada, że w tym jego kościele powstanie kaplica, w której "będą na czarnym granicie wypisane nazwiska tych, którzy - ratując swoich sąsiadów Żydów - zostali zamordowani przez hitlerowców".

To są słowa kapłana. A gdzie są nazwiska pomordowanych Żydów? Wystarczy pojechać do Jedwabnego, spisać nazwiska i im poświęcić kaplicę. Polaków rękami zostali zamordowani.

Niewielu Polaków uratowało życie Żydom. Wielokrotnie więcej było szmalcowników. Rydzyk dzisiaj jest taką postacią, coraz bardziej obmierzłą.

piątek, 30 sierpnia 2013

Bitny naród polski - zwłaszcza w PRL-u



Polacy to bitny naród. Rzeczpospolita podaje za CBOS, iż 800 tys. Polaków po 40. roku życia podaje się za walczących z PRL. Czyli byli w opozycyjnych strukturach "S" i innych.

Czy to tylko wyobraźnia? Chyba - nie. Acz wielu deklarujących partyzanckie inklinacje z pewnością ma zbyt dobre mniemanie o sobie, liczba jednak prawdopodobna. Dobrze, że nie zaliczają się do opozycji wszyscy ci, którzy byli w "S" w latach 1980-81, gdyż połowę narodu - 10 mln członków "S" - mielibyśmy o życiorysach opozycyjnych. Ciut wymarło, liczba i tak byłaby astronomiczna.

CBOS zrobił badania dla Senatu, który przygotowuje ustawę o wsparciu finansowych dla byłych opozycjonistów w PRL-u. I to jest ładne. Na garnuszek państwa wszak niektórzy zasłużyli.

Niemniej warto się zapytać: dlaczego tak długo się utrzymywał PRL ze swoją opresyjnością. Hm?

wtorek, 27 sierpnia 2013

Prawica do rezerwatu


Czytelników mojego bloga przepraszam. Mniej piszę, gdyż nie ma mnie na miejscu. Niespecjalnie dzieje się w polityce. Bo cóż to za wiadomość: odszedł z PO John Godson.



Był w tej partii ciałem obcym. Tak musiało się stać. I tyle. Intelektualnie średniak, mentalnie pisowiec, która to partia takich "kolorowych" zwalcza z tytułu ksenofobii i wsobności nacji.

To koniec Godsona, który wartości dodanej do debaty żadnej nie wnosił.



No i Jerzy Urban.

Nad nim pastwi się prawica.

Urban uderzył w ich zaprzaństwo i antypolskość. A to zawsze boli takich, którzy przyozdabiają się w biało-czerwone pióropusze. Prawica to nasi Indianie, którzy powinni dogorywać w rezerwatach.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Lech Kaczyński w oknie na Powiślu



Lech Kaczyński wyjrzał z tamtego świata. Na razie w jednym miejscu, za to bardzo konkretnym, mianowicie na szybie okna w mieszkaniu na Powiślu, w którym kilka lat przed śmiercią nieżyjący prezydent mieszkał z małżonką Marią. Cień nie musi mieć certyfikatu brata Jarosława, bo samo przez się rozumie, iż może być tylko zarysem profilu "smoleńskiego" prezydenta.

Na razie profil wyglądającego prezydenta zza kurtyny istnienia mogą kontemplować pacjenci szpitala na Solcu, bo tylko stamtąd go widać. Zauważyła ten profil na szybie i sfotografowała dziennikarka "Gazety Polskiej Codziennie", Katarzyna Pawlak, więc można się domyślać, iż ten cud dokonał się za sprawą o. Johna Bashobory, który jest w Polsce, a relacja z jego wcześniejszego pobytu z 2008 roku jest sprzedawana wraz z "Gazetą Polską". Sprzedaje się ten towar - wydawałoby się, iż przeterminowany - jak ciepłe bułeczki.

Profil prezydenta jest widoczny z okien szpitala. Tak zdolni dziennikarze, jak pracujący u Tomasza Sakiewicza, winni ruszyć tropem tego cudu, wszak w szpitalu na Solcu mogły zajść cudowne uzdrowienia. Nie tylko wśród tych pacjentów, którym dane było profil Lecha Kaczyńskiego zobaczyć, ale wśród tych, którzy chorują nieuleczalnie. Przecież z cudami o to chodzi.

Sakiewiczowi i jego redakcji przecież nie chodzi o zwiększenie nakładu, ale o przekonanie lemingów do zawartości wydawanych treści, które mają ich obudzić. Cały czas idzie akcja: Kup gazetę lemingowi.

Zdjęcie z profilem prezydenta także można reprodukować w dużym nakładzie. Ten "święty" obrazek z Kaczyńskim wreszcie powinien przekonać niedowiarków, że był zamach w Smoleńsku, a nieżyjący prezydent to szczególna osobowość, która dostała "pozwolenie" na wyjrzenie z tamtego świata. Nie chcę się domyślać, co może być następne, bo pielgrzymki do miejsca, gdzie stoi kamienica i do szpitala na Solcu, mogły już wyruszyć.

Cud został zarejestrowany przez "chłodne oko" aparatu fotograficznego. Można więc już poruszyć w tej sprawie Watykan, chyba, że chodzi o nowy kult. Cuda polskie smoleńskie, sprawa jest rozwojowa.

sobota, 24 sierpnia 2013

Szal kibolski nie jest żadnym godłem, bo godło nie może być umieszczane na byle czym

Jerzy Urban na filmiku umieszczonym na You Tube (w piątek, 23.08.2013) zmierzył się z symbolem kiboli - z szalikiem. Niestety, na słynnym szalu umieszczone jest godło polskie, a te podlega ochronie prawnej.

Jak to jest? Kibol za każdą obecnością na stadionie szarga, znieważa godło, barwy polskie lub klubowe, a do odpowiedzialności jest pociągany, gdy na plaży przywali w marynarza meksykańskiego, który przybył do Polski tylko dlatego, aby zaczepić polską kobietę.

Gdy kibol polski - w tym wypadku poznański - wywiesi barwy litewskie i podpisze je, aby nie było wątpliwości "Litewski chamie", do odpowiedzialności tylko wtedy jest pociągany, gdy media podjęły temat i nawet zbierają wśród Polaków przeprosiny Litwinów.

Ten sam kibol szarga hymn Polski, gdy śpiewa go zataczając się po ulicach raczej po pijaku, niż z emocji kibolskich. Kibol jest święcony przez duszpasterza kibiców, publicystów prawicowych i polityków, którzy nie żałują usprawiedliwienia godnych kauzyperdy.

Kibol dorobił się nawet określenia patrioty, a to z powodu, iż obca jest mu rzeczywista znajomość polskiej historii, tradycji, jak całej zresztą prawicy, która klęczy przed oleodrukiem Polski, przed przysłowiowym "jeleniem na rykowisku", a nie krajem takim, jakim on jest.

W Polsce rozpanoszyło się zło przywdziewając barwy ochronne godła, które rzeczywiście jest szargane na wszelkie możliwe sposoby, czy to w kibolskich zataczaniach się po meczach, czy w manifestacjach występujących przeciw demokracji w kraju, przeciw decyzjom demokratycznym Polaków.

W króciutkim filmiku Urban przywdział ten kibolski szal, którym kibol za każdym znieważa godło Polski. Naczelny "NIE" strawestował legionową "My, Pierwsza Brygada", którą kibole nie trawestują, tylko bezczeszczą zachrypniętymi, pijackimi głosami - jeżeli pieśń legionową znają.

Urban strawestował: "Na stos kopnęliśmy, wasz życia los na stos, na stos". Po czym kibolski szal został wrzucony do ogniska i spalony.

Filmik Urbana nosi tytuł "Kibole, ja was chromolę". Urban zrobił to w swoim imieniu i redakcji "NIE". My Polacy powinniśmy to samo zrobić, spalić wszystkie szale kibolskie, aby kibole nie bezcześcili, nie znieważali godła Polski.

O jedno mam pretensję do Urbana, a co zrobiła mu piłka, którą też wrzucił do ogniska. Na szczęście wytoczyła się po kadr. Symbolicznie. Co mnie cieszy.

A prokuratura, jak to prokuratura, ponoć zajmie się filmikiem Urbana, a nie kibolami. Takie w kraju mamy organa prawa.


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

O. Krzysztof Mądel dostał od swego prowincjała kraty milczenia



Kościół zwiera szeregi. Ma być w swoim wyrazie jednomyślny, mówić i sądzić o jakichkolwiek problemach jednym głosem, jak jeden mąż, czyli co hierarcha zapoda jako wartość chrześcijańską. Kościół tworzy tabor jednomyślnie mówiących, sądzących o jakimkolwiek problemie. Kościół sposobi się do obrony. Ton nadają hierarchowie, a reszta musi chwalić mądrość zwierzchności.

Oto następny wykluczony kapłan po ks. Wojciechu Lemańskim, jezuita o. Krzysztof Mądel, który dostał zakaz wypowiedzi w prasie, internecie, w jakichkolwiek mediach.

Ks. Lemański może mówić, że miał szczęście, został potraktowany przez abp Henryka Hosera ulgowo, odebrano mu tylko parafię, może jednak odprawiać msze, a także pisać felietony na bloga. Ba, Hoser napisał nawet jakieś uzasadnienie, dlaczego tak potraktował swego proboszcza. Kręto i mętne - ale zawsze to coś.

O. Mądel został przez swego prowincjała Wojciecha Ziółka potraktowany z buta. Mądel dostał nakaz milczenie, nie podano mu żadnego powodu, ani ustnego, ani pisemnego. A gdy spróbował zapytać prowincjała "dlaczego", usłyszał krótkie żołnierskie słowa, jak to w taborze sposobiącym się do obrony: "Nie ma potrzeby rozmawiać".

O. Mądel już wcześniej był przez prowincjała szykanowany, przerzucany wte i wewte, z miejsca na miejsce, ostatnio trafił do Nowego Sącza, gdzie pełnił zaszczytną funkcję operariusza. Piękna nazwa, prawda? Smakowita, tylko kler może stworzyć podobną, a znaczy ni mniej, ni więcej: chłopiec na posyłki. Można gościem operować, jak się chce.

To jest piękna szykana za to, że ma się swoje zdanie. Mniejsza o zdanie, gdy ma się coś do powiedzenia, bo o. Mądel prowadzi bloga i to na kilku blogowniach, ostatnio jest szczególnie aktywny na portalu naTemat. Ale nie tylko.

O. Mądel wstawił się za ks. Lemańskim, ostro skrytykował abp Hosera, który "funkcjonuje jakby trwał komunizm". O ks. de Bierier - tym od "bruzdy od in vitro" - wyraził się, iż jest "habilitowanym nieukiem",

Oj, nabroił o. Mądel, bo tabor Kościoła nie znosi inaczej myślących, polemizujących, w taborze obrony wszyscy śpiewają jednym chórem. Do tego Mądel skrytykował współbrata o. Aleksandra Jacyniaka, który w warszawskiej katedrze wygłosił kazanie na miesięcznicę smoleńską, "w którym nic nie powiedział o Bogu, a dużo o spiskach i skrytobójczych mordach".

Prowincjał tego nie zdzierżył i walnął o. Mądela za kraty milczenia. Nie może odprawiać mszy, nie może spowiadać, nie może pisać i wypowiadać się w mediach, tylko siedzieć w mniszej celi i doglądać sufitu, marzyć, czy jakieś zacieki z Watykanu wzruszą tę polską skamielinę, tabor polskiego Kościoła, który sposobi się do obrony, a nie do życia w społeczeństwa, aby tworzyć wartości odpowiadające nowoczesności, sprostać wyzwaniom.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Leppera pośmiertny zgryz


Andrzej Lepper ma pośmiertny zgryz - a nawet trismus - ludzie nie chcą mieszkać w "jego" Zielnowie, które po największym obywatelu tej wsi miałoby być przemianowane na Lepperowo.

A tak genialnie wymyślił wójt gminy Darłowo, Franciszek Kupracz. Ileż on musiał nie przespać nocy, którejś bezsenności wyszedł swej genialności naprzeciw i jak Izaak Newton musiał zostać grzmotnięty jabłkiem w głowę: Eureka, eureka, grawitacja, Lepperowo.

A tu wała! Sołtys niedoszłego Lepperowo, Zielnowa, i to kobieta - Justyna Osses - orzekła, że w jej wsi nie ma grawitacji. Owszem, jabłko spada na ziemię siłą grawitacji, ale my je wcześniej ze smakiem zjadamy, bo owoce do tego służą.

A może sołtysowa to jakaś katoliczka i nie chce, aby nazwisko samobójcy wyznaczało sławę jej miejscowości? Kiedyś samobójców grzebano pod płotem cmentarza, sołtysowa zaś nie chce nazwiska przy wjeździe i wyjeździe z miejscowości, w której rządzi.

Wójt ma teraz zgryz (trismus). Ale jak na Newtona gminy Darłowo, wpadnie na jakiś inny genialny pomysł. Mogę mu podpowiedzieć: Andrzejewo, Jędrychowice, itp. Zawsze można powiedzieć, że autor miał co innego na myśli. Bo Kmicic miał tak na imię. Ten bohater i ten "bohater".

Wilk syty i owca cała. Jak z reklamą piwa bezalkoholowego. Wystarczy mrugnąć. Wszyscy wiedzą, o co chodzi.

piątek, 16 sierpnia 2013

Kaczyński szczerzy się


Co tak Jarosław Kaczyński szczerzy się? Zadowolony, jakby żabę połknął. Czuje już smak zemsty, która napawa go radością sondażu CBOS.
Podobają się prezesowi te słupki, oj, podobają. Jakby spływała z nich krew Donalda Tuska, którą zechce upuścić za śmierć "poległego" brata Lecha pod Smoleńskiem. 11 punktów sondażowych przewagi PiS to nie w kij dmuchał. Jeszcze jeden, dwa procent i PiS będzie mogło rządzić samodzielnie.

Różne są reakcje portali. NaTemat.pl Tomaszów Lisa i Machały nazywa to wynikiem genialnym. Pomijam kwestię użycia przymiotnika "genialny", bo pisał to jakiś młody redaktor. Taki wynik PiS miał pod koniec IV RP.
Bezrozumnie reaguje portal Sakiewicza niezalezna.pl. Tytułują "PiS idzie po władzę. Koniec rządów Tuska".

Koledzy: procedury, procedury. Po władzę sięga się w wyniku wyborów. Niemniej sytuacja Tuska jest niewesoła. Proste rozwiązania nie przyniosą natychmiastowych efektów. Nowe expose, bądź rekonstrukcja rządu.
W TOK FM uważają, że tego sondażu nie należy traktować poważnie, bo to "wakacyjny sondaż".

Tak nie uważam.
Reuters pisze, iż Tusk szuka następcy dla Jacka Rostowskiego. Pod nóż rekonstrukcji pójdą też Joanna Mucha i Marcin Korolec.

Jakkolwiek będzie, to wszystko za mało.Wrzesień będzie bardzo gorący z powodu protestów związkowców, wówczas Kaczyński może zechcieć dokonać miękkiego zamachu stanu, wymusić ustąpienie Tuska.

Do tej pory premier był pancerny, lecz ileż można znieść pomówień o zbrodnie i naporu pisowskiego. Nikt w kraju poza nim tego by nie wytrzymał.

W każdym razie jesień może być dla kraju rozstrzygająca. Najtrudniejszy czas dla rządu. Wszystkie scenariusze są możliwe. Z najgorszym włącznie.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Koniec polityki ekspedycyjnej wojska


Prezydent Bronisław Komorowski powiedział wreszcie to, co przystoi zwierzchnikowi wojska - minister Tomasz Siemoniak to tylko zarządzający militarnymi włościami: Koniec polityki ekspedycyjnej wojska.

Byliśmy nadgorliwym sojusznikiem NATO, ale politycy nie potrafili tego wykorzystać. Polityków mamy, jakich mamy: trzaskających dziobem na polskim podwórku.

Poza podwórkiem to zmoknięte kury, albo kaczki w bajorze podejrzeń.

Za Gdańsk nie zechce umierać Obama, ani Merkel, tym bardziej za Warszawę. Na razie agresor z zewnątrz nam nie grozi, Rosja jest za słaba, Niemcy wpisani w UE, a my wpatrzeni w pępek jakowyś misji - a to w Iraku, Afganistanie.

Słabością Polski jest rozdarcie cywilizacyjne. Jedni politycy dążą do nowoczesności, inni do skansenu kulturowego pod płaszczykiem patriotyzmu, tradycji i Kościoła. W to będą uderzać wrogowie, gdyż dzisiaj inwazja odbywa się w kulturze, informacji i w umysłach obywateli.

To w tych miejscach odbywa się dywersja wroga. W tej szczelinie, rozdarciu, na froncie wojny polsko-polskiej.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Gowin nie kieruje się wartościami chrześcijańskimi, ale emocjami chrześcijańskimi


Nie chcę prorokować o przyszłości Jarosława Gowina, który się pogrąża. Wchodzi w grzęzawisko, a te może tylko go pochłonąć. Bo co ten polityk osiąga poprzez stwierdzenie: "Tusk już wie, że przegra z PiS. Liczy na SLD".

Gowin wie o Tusku. Dlaczego nie wie o sobie? Istotniejsze jest to, że Gowin swojej partii życzy przegranej, a jeszcze większym grzechem jest, że swojemu liderowi wróży - nie znając swojej przyszłości - przegranej.

Komu wróży/życzy sukces? Konkurentowi, a w polskich warunkach politycznych - wrogowi. Kim zatem jest Gowin?

Polityk powinien zrobić sobie rachunek sumienia i spotkać się ze swoimi wartościami. Publicznie otwiera usta i mówi o wartościach chrześcijańskich. Otóż Gowin może wie, co to są wartości chrześcijańskie, sformułowałby wg jakiegoś wzorca zaczerpniętego z nauk. Nawet zrobiłby to własnymi słowami.

Lecz Gowin nie kieruje się wartościami, a emocjami chrześcijańskimi. Wartości chrześcijańskie mają swoją "literę", dzisiaj jednak te "wartości" w przestrzeni publicznej mają swojego ducha. A duchem wartości są emocje. Aż nadto znamy, jaki ten duch jest w wydaniu biskupów do wiernych, hierarchów Kościoła do państwa, do demokratycznie wybranych władz.

Tym duchem emocji kieruje się Gowin. Nawet gdyby się obawiał, że PO przegra z PiS, to wówczas polityczny rozsądek nakazuje zamknąć dziób.

Gowin jednak dzioba nie zamyka, bo chce w nim przenieść ziarna na własne podwórko polityczne. Gowin, który nie zna swojej przyszłości, a zna przyszłość Tuska, chce wydziobać z podwórka premiera jak najwięcej dla siebie.

Otóż Gowin wyautował się z PO, więc liczy - wg powyższego stwierdzenia "Tusk już wie..." - że na gruzach PO zbuduje z innymi (Kowalem i Wiplerem) nowy byt polityczny. Ten ewentualny byt jednak nie wszedłby w kolizję z resztówkami PO, gdyby Platforma miała się rozpaść. Nowy podmiot polityczny wg zamysłu Gowina może wejść tylko w kolizję z PiS.

Czy Gowin liczy na na gruzy PiS? Mogłoby tak się stać, gdyby Kaczyński zrezygnował z polityki. Tak szybko to się nie stanie, bo Kaczyński tymczasem rośnie w siłę. Tusk nie zrezygnuje, ani Kaczyński. Gdy to już się stanie - kiedyś do tego dojdzie - ani Gowin, ani Kowal, ani Wipler, nie będą mieli na czym budować nowego podmiotu politycznego. Struktury będą w resztówkach PO i PiS.

Szkoda mi Gowina, a w zasadzie przykro go się słucha i ogląda, gdy tak niskimi pobudkami - emocjami chrześcijańskimi - się kieruje. Zachowuje się, jak niedorostek, a nie polityk, który chciałby kierować - być decydentem - w partii, z możliwością zawiadywania państwem. Jest tylko człowiekiem niedojrzałym, jest takim samym politykiem.

Pomyliły mu się wartościami z emocjami, bo pomyliła mu się władza z korzyściami. Zasada stara jak świat dotycząca tych, którzy nie potrafią poczekać na swój czas w procedurach demokratycznych.

Szkoda mi emocji Gowina, bo wartości jego są marne.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Film Wajdy o Naszym Współczesnym - o tobie i o mnie

Jarosław Wałęsa ma całkowitą rację, iż film o naszym współczesnym, czyli jego ojcu, powinien powstać, gdy wszystko się ucukruje. Dotyczy to jednak jego sytuacji, a szczególnie Lecha Wałęsy.

Sztuki narracji są jednak głównie od tego, aby o współczesnych mówić ekspresją właściwą dla ich czasu. Abyśmy spojrzeli na siebie oczami współczesnych na siebie, aby nas opowiedzieli ci, którzy potrafią opowiadać. Którzy potrafią sądzić, potrafią porzucić uprzedzenia. Potrafią to, czego innym nie starcza.

Nie może to być słuszny obraz, odpowiadający bohaterom opowiadanej historii, bo takie obrazy są zwykle kiczem, laurką. A ten film jest o naszym współczesnym, a w zasadzie o Naszym Współczesnym, bo tak naprawdę Lech Wałęsa jest zbiorowym bohaterem. Jest lustrem, w którym podobamy się sobie, jest lustrem Stendhala na gościńcu naszej współczesności, jest także krzywym zwierciadłem, gdy spojrzymy na siebie z boku, gdy wzburzymy taflę tego zwierciadła swoimi emocjami, bądź innych.

Wałęsa to ja i ty. Z całym bagażem sukcesów i zaprzepaszczeń, z bagażem trafnych decyzji i głupkowatych rozwiązań. Nie chcę napisać, iż Wałęsa to Polska, raczej: Wałęsa to Polacy. Takim lider Solidarności nie był  jednak w 1980 i 1981 roku, takim nie był w roku 1989, ani zaraz po Okrągłym Stole. Dlatego dobrze się stało, że wówczas nikt nie zrobił jakiejś hagiografii. Wałęsa wówczas reprezentował niektórych, ale dzisiaj jest już inaczej. Wałęsa to Nasz Współczesny: ty i ja.

Prawica odrzuci film, bo ma swoje interesy polityczne, ale Nasz Współczesny będzie także reprezentował poszczególne osoby z tamtej strony podziału politycznego.

Dobrze się stało, iż film zrealizował Andrzej Wajda, a scenariusz jest pióra Janusza Głowackiego, bo ci narratorzy gwarantują nieodmiennie wysoki poziom, acz Wajda nie jest w takiej formie, jak był, gdy stawał za kamerą, aby zrobić "Popiół i diament", czy "Wszystko na sprzedaż".

Następni narratorzy będą musieli się odnosić do dzieła Wajdy, a to podniesie odpowiednio wysoko poprzeczkę. Więc Jarosław, syn Lecha, niech zbytnio się nie martwi. Na starość obejrzy narrację o swoim ojcu i też będzie kręcił nosem. Film o Naszym Współczesnym winien wzbudzać emocje - teraz i potem, bo świadczy o tym, że nie jesteśmy zadowoleni, że musimy masę rzeczy poprawiać. To są nasze lustra, w których powinniśmy się przeglądać, aby nie popaść w stagnację. W pogodzenie, w martwotę.



niedziela, 11 sierpnia 2013

Rekolekcje na DVD i cuda Boga za pośrednictwem o. Bashobory do kupienia


"Gazeta Polska" będzie sprzedawała cuda Boga na płycie DVD, które Najwyższy czyni za pośrednictwem o. Johna Bashobory. Boski interes, na który mógł wpaść tylko łebski Tomasz Sakiewicz.

Na niezależna.pl przekonują, że "cuda się dzieją nie tylko wśród tych, którzy mają bezpośredni kontakt z duchownym, ale przede wszystkim wśród tych, którzy z nim się modlą".

Sakiewicz potrafi przekonywać. Mimo, że nie byłeś na Stadionie Narodowym, gdy Bashobora spotkał się z 60 tys. wierzących, że przez niego Bóg czyni cuda, nie żałuj. Ba, masz "przede wszystkim" większe szanse, gdy kupisz płytę DVD, uklękniesz i z Bashoborą będzie się modlił.

Przecież wiadomo, że Bóg nie czyni cudów (za pośrednictwem Bashobory) on live, bo czasu dla Najwyższego nie ma, żyje w wieczności.

Dobry biznes zrobił abp Henryk Hoser, którego kuria zorganizowała rekolekcje na Stadionie Narodowym, Sakiewicz zastosował nowy model biznesowy, bez mała boski: "nie miałeś bezpośredniego kontaktu z duchownym, to nic, przede wszystkim cuda się dzieją dla tych, którzy z nim się modlą".

Kupujesz płytę DVD, ładujesz do komputera, klękasz, modlisz się i cud za pośrednictwem Bashobory cię dopadnie.

Zastanawiać może, jak to jest - Sakiewicz jest w konflikcie z o. Tadeuszem Rydzykiem, który nie może mu darować abp Stanisława Wielgusa, a to przecież imperium medialne redemptorysty obsługiwało lipcowe rekolekcje na Narodowym. Czyżby Rydzyk za friko odstąpił Sakiewiczowi nagrania?

I tu się odzywa wielkość Sakiewicza, który wpadł na pomysł nowego modelu biznesowego. Sakiewicz nie sprzedaje produktu z cudami Bashobory z 2013 roku, ale z 2008. Boski model biznesowy, bo Najwyższy jest wieczny.

A nawet więcej, można się modlić z duchownym z nagrania z 2008 roku, bo cud, jak stare wino, jest wówczas lepszy. Takie cuda biznesowe uprawia Sakiewicz.

piątek, 9 sierpnia 2013

Powstanie Wyborcze '2013



Wojna pisowsko-platformiana toczy się na wszystkich poziomach. Trwa karnawał kampanijny. Niestety w kraju mamy tylko dwie siły polityczne, które dość łatwo sklasyfikować. PiS to prawica po polsku, mentalnie prawica, gospodarczo - populizm społeczny. Trudniejsza jest do opisania PO, bo premier z liberała stał się praktycznym liberałem, a zbiór platformersów od biedy da się wpisać w wytrych arystotelowskiego "złotego środka". Ze złotym ma coraz mniej wspólnego, nawet ze złotówką, ze środkiem, owszem, czyli z nijakością.

Jest to wojna zerojedynkowa, bo mimo wszelakich zaklęć nie ma w kraju lewicy, SLD nigdy takową nie była, jak PZPR nią nie była. A Janusz Palikot z fatalnym doborem ludzi skazał się tylko na eventy, a nie politykę.

Na razie tę wojnę wygrywa PiS, ale tylko na przyczółkach. Acz jak to z wojnami bywa, przychodzi przesilenie, pada jakieś skrzydło i wróg obsiada cały teren. Na prawym skrzydle ciągle trwa natarcie Jarosława Kaczyńskiego i PiS, jako sabotażysta dobrze spisuje się Jarosław Gowin z dwoma pozostałymi partyzantami prawicy: Godsonem i Żalkiem. Gdy do rąk Grzegorza Schetyny dostanie się skuteczna broń polityczna, wówczas będziemy mogli mówić: PO padła. I oczekiwać na rzeź, może nawet dosłowną, o czym tak cięgle marzy Jarosław Marek Rymkiewicz.

Póki co harce odbywają się na przyczółkach, lecz takowym nie jest Warszawa, bo referendum to jak Powstanie Wyborcze '2013. Dwie najważniejsze osoby (aktualnie) w państwie zaapelowały, aby nie brać udziału w Powstaniu - Bronisław Komorowski i Donald Tusk.

Referendum to nie wybory, gdyż logika jest zupełnie inna. Przymierzając do psychologii wyborczej, referendum wszak jest postawą asertywną służącą wyrażeniu: nie. Psychologia jest o wiele bogatszym zjawiskiem, tak jak wybory, gdzie paleta możliwości jest zdecydowanie większa.

Wiele znanych postaci już zadeklarowało, iż pójdzie na referendum, aby oddać ważny głos, inni nieważny. Z punktu widzenia masy wyborczej ich jakość głosu jest nieistotna, będzie się mieściła w 10% celu referendum. Ci, którzy pójdą, powiedzą rządom Hanny Gronkiewicz-Waltz: nie. Liczy się tylko jedno: czy referendum będzie ważne z powodu frekwencji.

W ogóle nieistotne jest dzisiaj rozpatrywanie, czy HGW jest dobrym prezydentem, czy nie. Ważne, iż udało się zorganizować głosy wiążące referendum. Wszak w ten sam sposób odwołany mógłby być prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, ponoć najlepszy samorządowiec w kraju, wystarczyłoby zorganizować kiboli, którym wypowiedział wojnę. A kiboli i kibiców może być więcej niż elektoratu Dutkiewicza.

Wojna w polityce nie jest polityką, jest wyszarpywaniem władzy, aby konsumować ją materialnie (dosłownie: finansowo). Oto czytam o następnych deklaracjach znanych warszawiaków, że nie pójdą na referendum. Artur Barciś, bo "to jest akcja polityczna". Panie Arturze, a w polityce jakie mają być akcje? Piłkarskie? Krystyna Kofta, bo "referendum jest zbędną stratą pieniędzy". Andrzej Blikle, bo "jego głos nie będzie miał jakiegokolwiek znaczenia".

Elity - a jak chachmęcą. Cholera, prosto. Bo nie chcemy oddać zwycięstwa PiS. Nie chcemy, aby w bliższej niż późniejszej perspektywie władał Jarosław Kaczyński. Warszawa to nie przyczółek, to cytadela strategiczna, centrum władzy, a to Powstanie Wyborcze '2013 może być dla przyszłości kraju równie katastrofalne, jak inne nasze powstania.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Spsienie mediów


Słów Grzegorza Miecugowa nie należy komentować. Pochylić się nad nimi z zadumą. Wypowiedział je po incydencie na Przystanku Woodstock, gdy podczas Akademii Sztuk Przepięknych został trzykrotnie uderzony w twarz przez młodzieńca, Oskara W.

Miecugow nazwał to: spsieniem mediów.

- Główny cel tego człowieka został spełniony dopiero, gdy jakaś gazeta zrobiła z nim wywiad, z jego pełnym nazwiskiem i zdjęciem - powiedział Miecugow.

I dodał: - Po tym wywiadzie pomyślałem, że wszystkie gorzkie słowa o spsieniu mediów, prasy, mają podstawę. Bo dano temu człowiekowi to, o co mu chodziło.

Wystarczy, prawda? Jaka prasa "doceniła" Oskara W.? Oczywiście - prawicowa, bo sami strzeliliby liberałowi w gębę. Tak mają.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Jak superniana Dorota Zawadzka została wrobiona w porno


Tygodnik "Wprost" specjalizuje się w aferach. Nosisz drogie zegarki - napiszą, że jesteś wplątany w aferę zegarkową. Zajmujesz się psychologią dziecka, jak Dorota Zawadzka, będziesz posądzony o szerzenie pornografii dziecięcej. Jeszcze mnie nie złapali na oglądaniu stron internetowych "Wprost", gdyby to zrobili, jak dwa a dwa wrobiliby mnie w aferę smakosza stron tabloidu, czyli konsumenta wymiocin. Nie wiem, jak to ostatnie zboczenie się nazywa.

Tabloid "Wprost" wysłał dziennikarkę Magdalenę Rigamonti (wsławiła się wywiadami, których powinien wstydzić się przyzwoity żurnalista) do superniani Zawadzkiej, która przebywała akurat tam, gdzie dziennikarka, czyli w Gdańsku.

Rigamonti przybyła na spotkanie smutna - nie dziwię się jej, bo pracuje tam, gdzie Sylwester Latkowski - ja na jej miejscu targnąłbym się na życie - przeprowadziła dwugodzinny wywiad, który następnie wysłany do autoryzacji wyglądał jak pięść do nosa, jak Latkowski do profesjonalizmu.

Zawadzka, psycholożka od dzieci musiała "dziennikarce" z tabloidu "Wprost" tłumaczyć alfabet psychologii dziecięcej i podstaw pediatrii, a ta i tak nic nie zrozumiała i wysmarowała to, co "profesjonalista" upowszechnia w tabloidzie, w którym Latkowski jest naczelnym.

Przeczytałem wywiad we "Wprost" (czekam, iż zostanę w następnym numerze opisany, jako smakosz tabloidowego chłamu, takie medialne zboczenie) i nie dziwię. Wywiad z tezą, jak tylko może prowadzić rozmowę "profesjonalistka" (Rigamonti), bo poznała "profesjonalizm" Latkowskiego. Ten ostatni, a "dziennikarka" też, gdyby dostali do rąk grabie, z pewnością tak by na nie nadepnęli, albo guza by sobie nabili, ale zęby wybili. Ten wywiad jest właśnie z taką dykcją "profesjonalizmu", iż podejrzewam, że Rigamonti ma nie tylko wybite "zęby" profesjonalizmu, ale nabiła sobie guza i boli ją głowa, bo utraciła sporo szarych komórek pod "profesjonalizmem" Latkowskiego.

Polecam ten wywiad, ten materiał z "Wprost", gdyż można się przekonać, jak niszczona jest sfera publiczna, jak niszczone są media, jak niszczeni są ludzie przez profesjonalizm wybitych zębów i braku rozumu "dziennikarzy" typu Rigamonti i Latkowski.

Właściciel "Wprost" towarzystwo Rigamonti i Latkowskiego powinien rozpirzyć na cztery strony świata. Apeluję do Michała Lisieckiego, rozgoń redakcję, wstydu Polakom oszczędź. Polszczyzna wymienionych fatalna, hańbę przynoszą profesjonalizmowi bez cudzysłowu i ludziom, jako przyzwoitym homo sapiens. Rigamonti nawet nie nadaje się do grabi, bo sobie wybiła zęby, przede wszystkim - innym też może wybić. Chciała wybić zęby superniani Zawadzkiej. Ba, "dziennikarka" nie nadaje się do miotły, bo nawet zawód sprzątaczki byłby ujmą dla tej profesji. A Latkowski niech nauczy się dykcji i nie zawraca uwagi czytelników. Łopaty też nie dawać do rąk Latkowskiemu, stylisko zginie. Tam jego miejsce, skąd wyszedł. Okładka "Wprost" to curiosum. Próchnica medialna Latkowskiego i Rigamonti.

sobota, 3 sierpnia 2013

Kościół proponuje narodowi trzeźwość, sam niejako pozostając jak we mgle



Episkopat Polski wziął się za pijaństwo Polaków (które wg danych europejskich jest jednak średnie), aby inni nie mówili o nas "pijany jak Polak". Tak jest zapisane w apelu Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości.

Raczej na świecie Polakowi ciąży określenie "Polaczek", a to dlatego, że jest katolikiem, kojarzonym z zacofaniem, z człowieczkiem. A w USA Polish jokes jest w swej zawartości jednoznaczne z Polakiem-katolikiem, który reprezentuje dla opowiadających dowcip zacofanie, ciemnogród.

Kościół jednostronnie ogłosił sierpień miesiącem trzeźwości, a zrobił to już w 1984 roku, do tej pory tym miesiącem trzeźwości był bodaj październik, także miesiąc oszczędności - tak pamiętam z jakiegoś starego kalendarzyka.

Sierpień bieżącego roku ma być szczególnym miesiącem trzeźwości, bo mamy Rok Wiary. No, nie! To inne lata wg Kościoła mają być obdarzane niewiarą. Uzasadnienie w tym apelu jest godne odnotowania, cóż takiego wyprawia nietrzeźwość. "Wiele osób przez brak trzeźwości traci wiarę".

Takiej dialektyki sam Lenin by się nie powstydził, ponieważ będąc trzeźwym, wielu Polaków widzi, co wyczynia Kościół, traci wiarę. Wiarę po pijaku jest łatwiej zachować, bo krytycyzm jest wówczas mniejszy.

Po co Kościół wyprodukował taki dokument? Bo stoi na straży moralności? Czy dlatego, że w jego ciele znajduje się zespół od apostolstwa trzeźwości.

Nie wiem, jaki odsetek kleru ma kłopoty z alkoholem, ostatnio dwa fakty były szczególnie głośne. Pijany proboszcz z Chojnic zabił na szosie siebie i młodego kierowcę oraz warszawski biskup Piotr Jarecki wyrżnął w latarnię mając sporo promili we krwi.

Jedyne wytłumaczenie dla pijanego kleru jest następujące: bo to Polacy. I tym trzeźwieniem powinni zająć się biskupi - we własnych szeregach. Latem naród jest wyluzowany, na urlopach, wakacjach, chce golnąć kielicha, bo pracą się nie stresuje, a nie przejmować się naukami Kościoła, który ma problemy z moralnością we własnych szeregach.

piątek, 2 sierpnia 2013

Kaczyński w sznycie polskim - same pozytywy


Kaczyńskiemu znowu zrobiono na złość. Cholera, to jakaś zmowa światowa przeciw prezesowi. Pod warunkiem, gdyby Jarosława Kaczyńskiego znano poza opłotkami Polski. Ale nasz głupi Jasio tak ma, sądzi, że ziemia jest płaska, iż ziemia ogranicza się do Polski.

Kaczyński osądza, jak ten głupi Jasio wedle płota. Nie musi się upić, aby tam legnąć. Po prostu tak ma. Zawalidroga w przetłuszczonym słomianym kapeluszu, który ukradł jakiemuś cudzoziemcowi.

Nasz głupi Jasio narzeka, że 11-12 listopada odbędzie się w Warszawie szczyt klimatyczny NATO. Kaczyński wraz ze swym przychówkiem (PiS plus endecy) chciał deptać z pochodniami po Krakowskim Przedmieściu, a tu proszę - może okazać się, że nici z tego.

Nie powinien jednak prezes się martwić. Ci, którzy przyjadą na szczyt klimatyczny do stolicy, na polityczne klimakterium Kaczyńskiego, z ochotą obejrzą widowisko etnologiczne. Takiego skansenu nie mają u siebie.

W fazie klimakterium, szczytu klimatycznego, Kaczyński będzie mógł wreszcie do światowej publiki wyartykułować swoje "dążenie do prawdy". Należy temu jeszcze dać uniwersalny sznyt, Macierewicza obsadzić w roli Goebbelsa.

Przyjezdni zobaczą kroniki na żywo, które dotychczas oglądali na rozedrganym celuloidzie. A tu proszę - Kaczyński z akolitami wcielą się w zamierzchłe postaci - Tusk nie będzie zmuszony sprowadzać jakiegoś Petera Brooka, ani prosić Krzysztofa Warlikowskiego, aby uprzyjemnić pobyt gościom kulturą wysoką. Kaczyński odtworzy "strachy na Lachy", horror w sznycie polskim.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Powstańcy spłynęli z krwią, a Solidarność oddała zwycięstwo wolnej Polsce


Punkt siedzenia dyktuje perspektywę. Tak odczytuję wywiad "Wprost" z Janem Ołdakowskim, dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego. Były poseł PiS twierdzi, iż "powstańcy warszawscy zajęli miejsce, którego nie potrafiła zająć Solidarność".

Błąd, błąd, błąd. Powstanie Warszawskie dostało się do zamrażarki, jakim był PRL, dzięki przetrwalnikom kłamstwa władz powojennych mogło "rozkwitnąć" po "wiośnie" 1989 roku. Powstańcy nie mogli zawrzeć kompromisu, gdyż to była konfrontacja gorąca. Zero-jedynkowa dla życia ludzi w nim uczestniczących.

Solidarność miała Waterloo 13 grudnia 1981 roku. Miała także swoją Elbę i Wyspę św. Heleny, ale w tych samych miejscach przebywał PRL, który uwięził się wraz z Lechem Wałęsą. Dla Solidarności rok 1989 był kompromisem, który rozkładał akcenty "przegrany-wygrany" wg widzimisię, wg punktu oceny politycznej.

Solidarność oddała zwycięstwo wolnej Polsce, zaś powstańcy spłynęli z krwią. Możemy ich podziwiać - i należy to robić - ale nie osiągnęli tego, co Solidarność.

Powstanie Warszawskie w historii dołączy do Insurekcji Kościuszkowskiej, do Powstania Listopadowego, Powstania Styczniowego, roku 1905, ale nie dołączy do bitwy pod Grunwaldem, do Cudu nad Wisłą 1920 roku. Solidarność dołączy do zwycięstw, w których są wygrani, a przegranych trudno wskazać, bo tym zawsze jest zwycięstwo. Poprzednie zwycięstwa nie potrafiliśmy dla dobra wszystkich odpowiednio skonsumować, może rok 1989 będzie innym. Może będzie odpowiedzią na pytanie, czy korepetycje z historii czegoś nas nauczyły, czy po nich zdaliśmy egzamin. Nie tylko politycy są egzaminowani, bo nie można na nich wszystkiego zwalać. Czy zdaliśmy my, wyborcy wolnej Polski, naszej Polski.