poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Polska jest Nikiszowcem

Bywają w stosunku do Polaków wielkoduszni wielcy ludzie (fatalnie brzmi to zdanie, ale niech tam). Wielkodusznym, przede wszystkim wybitnym psychologiem społecznym jest Philip Zimbardo, który w katowickim Nikiszowcu zdecydował się otworzyć centrum dla młodzieży.

W tej enklawie wykluczonych prowadzący ośrodek wolontariusze i studenci z Uniwersytetu Śląskiego mają cel, aby pomóc w przemianie młodym wykluczonym, którzy mają się stać "bohaterami codzienności". Własnego życia tu i teraz.

Nie tylko trudnej młodzieży potrzebna jest taka przemiana, ale i Polakom, całej populacji kraju, która żyje w niemożliwej do przezwyciężenia przeszłości. Ta niemożność jest serwowana młodym, starym i garbatym przez elity polityczne, dla których liczy się oddany na nich głos.

Zimbardo inaczej to formułuje, lecz w naszej przestrzeni publicznej formułowane są właśnie takie proste komunikaty odwołujące się do uprzedzeń, do resentymentów, do niemożności tradycji, a ta czasami choć bohaterska, jest przegrana.

Nasza przeszłość jest garbem kultywowanym przez polityków. Naszym garbem są politycy i ich tradycyjne wartości.

W jakimś sensie nasze społeczeństwo jest zakładnikiem polityków, którzy podzielili nas między siebie. Walcząc między sobą, rekrutują z nas żołnierzy sondaży, urny wyborczej, emocji stron internetowych i łamów gazet.

Przemiana wg polityków ma przebiegać wg ich wzorca, co zresztą głośno zostało wyartykułowane, gdy przemieniono Jana Pawła II z błogosławionego na świętego.

Zimbardo ulokował swój ośrodek w trudnej dzielnicy Katowic. Takim Nikiszowcem jest cała Polska, która potrzebuje treningu motywacyjnego, wewnętrznej odnowy w stosunku do drugiego, szacunku innego, inności, tolerancji do słabszych i podstawowej normy społecznej, uprzejmości.

Polska jest dzielnicą Katowic, a politycy kimś w rodzaju uczestników słynnego przerwanego eksperymentu w Stanford. Eksperyment można przerwać, życia politycznego niestety nie można. Brutalny spektakl będzie trwać.

Więcej >>>

czwartek, 24 kwietnia 2014

Świątki i krasnale w sprawie ustawy kanonizacyjnej



Skład osobowy Sejmu nie zawiódł w sprawie ustawy kanonizacyjnej Jana Pawła II. Głosując za, przeciw, a nawet wstrzymując się, politycy zachowali się, jak rozliczne pomniki papieża Polaka (podobno jest ich w kraju 700).

700 pomników kiczu. Symbolami kiczu i takimi kiczami okazali się przedstawiciele narodu, nie dość jednak licznie reprezentowani, jak pomniki.

Świątkami można określić tych, którzy głosowali za, a krasnalami tych, którzy byli przeciw, zaś niedoróbkami - wstrzymujących się od głosu.

Ogromna większość świątków i krasnali w gmachu przy Wiejskiej nie wytrzymuje ciśnienia debaty, ciśnienia decyzji, bo tak naprawdę nie wiedzą, dlaczego tam się znaleźli. Nie wiedzą, dlaczego państwo i Kościół to dwie różne instytucje.

Ba, nasze świątki i krasnale nie wiedzą, dlaczego znalazło się w Sejmie. Głosują za lub przeciw, bo tak się utarło. Kaczyński za, Palikot przeciw, albo odwrotnie. I nie dlatego, że tak każe im rozum, ale dlatego, że przy Wiejskiej ciśnienie tak uderza im w dekiel, iż wystarczy, że Kaczyński popatrzy na Palikota, albo odwrotnie, Palikot popatrzy na Kaczyńskiego - i już wiedzą, jak głosować.

Świątki i krasnale nie zauważyły, że Jan Paweł II może był i wielki, ale dla tej instytucji - Wieży Ciśnień - był politykiem. Zaproszony do Sejmu w 1999 roku wygłosił przemówienie polityczne - wielkie przemówienie - które zamiast tej uchwały kanonizacyjnej powinno być odczytane na głos - i to byłby właściwy hołd, żywy hołd, hołd słowa i hołd rozumu.

Komu jednak hołd rozumu miałby składać nieżyjący Jan Paweł II? W świecie świątków i krasnali coś takiego w naturze jak rozum nie występuje, tylko emocje. Wystarczy, że Kaczyński spojrzy na Palikota.

I tak głosowali za, przeciw, a nawet wstrzymując się od głosu - wybrańcy narodu, przebierańcy emocji, niedoróbki rozumu.

Więcej >>>

środa, 16 kwietnia 2014

PiS - parafia ks. Małkowskiego



Gwiazda obchodów świąt pisowskich ks. Stanisław Małkowski został przez zwierzchnika kard. Kazimierza Nycza potraktowany grożącym palcem.

W radiu bliskim kołom PiS - Wnet - przyjaciel egzorcysty - też ksiądz, pożalił się, że metropolita warszawski może wysłać ks. Małkowskiego na przedwczesną emeryturę. PiS straciłoby swojego kapelana.

Ks. Małkowski jednak dzielnie znosi kardynalski palec, przecież to nie palec Boży, ale któregoś pośrednika woli wyższej.

Do tej pory przecież nie są sprecyzowane arkana egzorcyzmowania. Wiadomo tylko - diabeł jest. Bo gdyby go nie było - tak mówi teologia - na świecie panowałoby samo dobro.

Świat byłby rajem, co więc zrobić z tamtym rajem. Nie byłoby po co umierać. Brnę trochę w herezje, a w każdym razie zapuszczam się w regiony nie-naturalne.

Nie wiadomo, kto ma prawo do odprawiania egzorcyzmów. Kapłan ze specjalnym wyszkoleniem, czy wystarczy protegowany kapłana? Po jakich szkołach, fakultetach, czy po takich w jakich zdobywał szlify Harry Potter? Z jakimi rekwizytami? Czy tylko krzyż wystarczy, czy potrzebne są do tego inne utensylia?

Wiedza egzorcyzmowania jest tajemna. Ale nie dla ks. Małkowskiego, któremu wystarczy mikrofon, uroczystość PiS i przekonanie, że w Pałacu Prezydenckim siedzi diabeł.

Rąbka tajemnicy egzorcyzmów uchylił poseł PiS, Ryszard Czarnecki, który określił, że motywy ks. Małkowskiego były patriotyczne.

Wobec tego Małkowski wyznaje teologię PiS, a nie Kościoła i jest kaznodzieją parafii PiS. A w tej parafii wszystkie chwyty są dozwolone. Za nieskuteczność ks. Małkowskiemu nie może pogrozić kard. Nycz, tylko prezes bez tytułu księdza Kaczyński. Lecz znowu się nie udało.

Patriotyzmem można wszystko wytłumaczyć. Poręczne kropidło.

Więcej >>>

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozcieńczone umysły władz uniwersytetu medycznego

Śląski Uniwersytet Medyczny nowoczesności się nie lęka. Wprowadza kierunek studiów podyplomowych - homeopatię.

"Nauka" nad wyraz oszczędna. A że polska służba zdrowia ma kłopoty finansowe, a pacjenci w szczególności, homeopatia może być tym, na co z utęsknieniem się oczekuje.

Homeopatia z grubsza polega na rozcieńczaniu substancji leczniczych. Przed użyciem lek homeopatyczny w formie roztworu koniecznie jest wstrząsany.

Homeopatia może być długo oczekiwanym wstrząśnięciem naszej służby zdrowia i jej reform. Jako naczelny homeopata może wystąpić minister Bartosz Arłukowicz.

Idąc dalej tokiem rozumowania homeopatycznego, można rozcieńczyć służbę zdrowia. Na początek proponuję rozcieńczyć personel pielęgniarski, a następnie wziąć się za lekarzy i doktorów. Tak długo rozcieńczać, aż w placówkach zdrowia zostaną tylko ordynatorzy. Wstrząśnięci będą lekarze i pielęgniarki, bo nie będą wiedzieć, co zrobić z czasem na bezrobociu.

Pacjenci będą jeszcze bardziej wstrząśnięci niż personel. Nie wiadomo, czy przeżyją. Tym, którym jednak uda się ocalić zdrowie przez homeopatię, w myśl powiedzenia "co cię nie zabije, to cię wzmocni" będą odporni na polską służbę zdrowia.

Śmiały uniwersytet powinien rozważyć naukę o placebo, a może nawet voodoo, acz ta ostatnia często dotyczy uśmiercania wrogów poprzez wbijanie szpilek w ich podobiznę, nie należy się poddawać.

Władzom uniwersytetu zwrócę uwagę, że niesłusznie zapomnieliśmy o takich twórczych zawodach medycznych, jak szaman, cyrulik, balwierz.

Przed uniwersytetem przyszłość stoi otworem. Zapytam nieskromnie: a po ile czesne na homeopatię?

Więcej >>>

niedziela, 6 kwietnia 2014

O. Rydzyk jako ta świnia z diabelskimi rogami, pod nim Jan Paweł II ssie cyca


W dolnym lewym rogu fragmentu dzieła The Krasnals Rydzyk z diabelskimi różkami, a pod redemptorystą Jan Paweł II ssie mu cyca, aż pierś trzeszczy
Dzieło grupy The Krasnals zawisło na poznańskim biurowcu Skalar Office Center przy ulicy Hetmańskiej. Tytuł jest z Jana Matejki i Hieronima Boscha - "Bitwa pod Grunwaldem/Statek głupców".

Obraz ma wisieć do 25 kwietnia, zdjęty na 2 dni przed kanonizacją Jana Pawła II (27. kwietnia).

Poniżej obraz w pełnej krasie.


piątek, 4 kwietnia 2014

Kania i Gargas - autorki z przeceny

"Resortowe dzieci" trafiły nawet do kosza z książkami w Biedronce, supermarketu, za którym nie przepada Jarosław Kaczyński, bo do żadnego nie chodzi.

Nie można jednak powiedzieć, że ta pozycja trafiła pod strzechy, bo takie książki trafiają najpierw do elit. Gdy je ucukruje czas, czyli przejdą ogień ostrzału krytyki, mają otwartą drogę pod strzechy.

"Resortowe dzieci" to znamię kompleksów czasu, resentymentu sporej części Polaków, którzy sobie nie poradzili w czasach przemian. A politycy zamiast im pomóc, wysługują się tym kompleksem dla swoich celów wyborczych, pomagają im w utrwalaniu kompleksu.

Części społeczeństwa się nie udało, tak jak nie udało się autorom pozycji, która trafiła do kosza w Biedronce. Brak profesjonalizmu dziennikarskiego, jak i brak profesjonalizmu politycznego jest tym groźniejszy, im bardziej wykorzystuje kompleksy czytelników i wyborców, ich resentyment.

Czy autorzy "Resortowych dzieci" zdają sobie z tego sprawę? Tak, bo mimo wszystko czytają, wiedzą, jak opisuje się rzeczywistość, wiedzą, co w tym opisie jest niezgodne z moralną powinnością. Ale ta ocena nie przeszkadza im tworzyć takich dzieł rewanżystowskich, paszkwilanckich. Nie jest usprawiedliwieniem, że im się nie udało, że nie potrafili wejść do pierwszej ligi profesji.

Jedna z autorek Dorota Kania przy ocenie cyklu artykułów "Gazety Wyborczej" "Posmoleńskie dzieci" stosuje te sam wybieg dziennikarski co w książce z kosza Biedronki, iż jakoby artykuły mają przykryć dzieło Doroty Gargas "Anatomia upadku 2". Znowu resentyment z trzeciej ligi profesjonalizmu.

A co przykrywa "Anatomia..."? Czy nie upadły dawno mit smoleński o "poległym" prezydencie? Itd. Dzieło o faktach, o postaciach realnych, muszą się trzymać standardów, a te w dziennikarstwie są powszechnie obowiązujące. Jeżeli kogoś oskarżamy, udzielamy mu głosu. Jeżeli opisujemy rzeczywistość, która jest poza zasięgiem naszej wiedzy technicznej, konsultujemy u ekspertów. Następnie musi to wytrzymać ogień krytyki innych profesjonalistów, a nie partyjniactwa od mityzowania i zaklinania rzeczywistości.

To są podstawy standardów profesjonalizmu. A co jest w dziele "Resortowe dzieci" i w dokumencie Gargas? Resentyment, który tworzy alternatywny świat, fałszywe wartości, fałszywe rozpoznanie rzeczywistości.

Takie dzieła nie zawędrują pod strzechy, ich miejsce w koszu w Biedronce dla produktów z przeceny.

Więcej >>>


środa, 2 kwietnia 2014

Pamiętliwy Kaczyński do siódmego pokolenia



Jarosław Kaczyński jest nieoceniony, zawsze ożywi debatę publiczną. Kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego jest bardzo anemiczna, niemal wstydliwa. Marek Migalski opublikował pozycję "Parlament Antyeuropejski", w której ujawnia legalną korupcją. Przede wszystkim, jak biedni polscy politycy stają się milionerami. Dla większości z nich brak kompetencji nie przeszkadza, aby trafić do Brukseli i trafić jak w totolotka z kumulacją.

I nikogo to nie oburza. Naród polski jest odporny na korupcję. Ale jak Kaczyński się odezwie, coś się rusza. Nie tylko w narodzie polskim, ale i niemieckim.

Prezes PiS na konferencji prasowej poświęconej służbie zdrowie poruszył temat, który go zwykle zajmuje: opcja niemiecka. Ta opcja jest niemal biblijna: "Nie życzę sobie tutaj wojsk niemieckich. Musi minąć co najmniej siedem pokoleń zanim to będzie dopuszczalne".

Kaczyński jest lepszy od najsłynniejszego Niemca w historii, takiego pana z wąsikiem, który kwalifikację wrogości dopatrywał się do trzech pokoleń i to wstecz. A prezes PiS aż siedem i to do przodu.

Kaczyński we wszystkim musi być najlepszy. Nawet w pokoleniach. Możliwe też, że z tego powodu nie ma dzieci, bo nikt z rodu Jarosławów nie zdzierżyłby nawet w siódmym pokoleniu Niemca w Polsce. W razie niebezpieczeństwa ojczyzny przyjdzie nam liczyć na miejscowych Szwejków i jakichś z antypodów.

A z uwagą Radosława Sikorskiego, iż Niemcy służą w Bydgoszczy i w Szczecinie, rozprawi się szwejk Adam Hofman, który nie z takimi wrogami w siódmym pokoleniu daje sobie radę.

Więcej >>>