sobota, 28 lutego 2015

Mury Kremla jako ściana do rozstrzelania wrogów


Kiedyś chowano pod murami Kremla, dzisiaj pod nimi ginie opozycja. Mury Kremla służą do rozstrzelania.

Władimir Putin zdecydował się na coś, na co nikt na świecie się nie poważył, aby rozprawiać się ze swoimi wrogami pod swoim miejscem władzy. Wyszedł z założenia, że pod latarnią najciemniej. Pod Kremlem zaludnienie w policjantów i agentów jest największe na świecie, takie jak pod Białym Domem w Waszyngtonie.

Zabójstwo Borysa Niemcowa to był wyrok wydany za tymi murami, pod którymi zginął. To tak, jakby Jarosław Kaczyński został zabity w czasie miesięcznicy na Krakowskim Przedmieściu.

Pewnie Rosjanie kupią oficjalną wersję mediów rosyjskich, nie kupi tego świat. Nie kupią tego Brutusi na Kremlu, bo wiedzą, że paranoja sadzierżawcy któregoś dnia dopadnie także ich.

Co owo rozstrzelanie świadczy? Przede wszystkim Putin jest zdecydowany na każde rozstrzygnięcie. Rosja to nie pierwszy lepszy kraj, to potęga militarna, zwłaszcza broni atomowej, ale też to kraj ekonomicznie niedołęzny, którego PKB kilka lat temu było niższe niż Holandii.

Taki kraj jest groźny dla swoich obywateli i dla świata. Ukraina może okazać się być niewinnym początkiem, sielską wojenką.

Zachodnia demokracja jeszcze śpi, może obudzić się, gdy niedźwiedź zapuka z karabinem do jej okien. ale to Zachód (USA) wygrywał wojny, zarówno I wojnę światową, jak i II. Rosja w tej chwili jest tak słaba ekonomicznie, jak nigdy nie była w XX wieku.

Tym bardziej jest groźna. Putina stać na wszystko, zwłaszcza że mury Kremla służą do rozstrzelania przeciwników.

Więcej >>>

piątek, 27 lutego 2015

Ogniem i mieczem w Sienkiewicza


Bartłomiej Sienkiewicz ma pecha. Ledwie wrócił do realnej polityki, jako szef think tanku PO, Instytutu Obywatelskiego, spowodował kolejną burzę z piorunami.

Burza w tej samej sprawie, lecz pioruny zupełnie inne. Najpierw była afera taśmowa, z powodu, której wyleciał z polityki, obecnie związane z wyjaśnieniem tej afery powstanie w MSW grupy specjalnej do wyjaśnienia podsłuchów.

Jakkolwiek jest, opozycja domaga się powołania sejmowej komisji śledczej. Chce tego PiS i SLD. Jako ówczesny szef MSW Sienkiewicz był zobowiązany wyjaśnić źródła afery taśmowej. Działał wszak na polecenie premiera Donalda Tuska.

Jakich używał metod śledczych? O tym może rozstrzygnąć prokuratura, a nie politycy. I tam PiS, jak SLD winni złożyć zawiadomienie.

Ale w tym przypadku nie chodzi o wyjaśnienie afery taśmowej, ani o inwigilację przez tajną grupą w MSW. Mamy nieustającą kampanię wyborczą. Partie łomoczą się po łbach. PiS tradycyjnie wali bez powodu w PO, a SLD podłącza się, gdyż znika ze sceny politycznej.

Sienkiewicz swoich politycznych interlokutorów przerasta o głowę, a nawet o kilka głów. Taki Mariusz Błaszczak niespecjalnie rozumie Sienkiewicza, a Joński z SLD interpretując wewnętrzne śłedztwo w sprawie afery taśmowej daje dowód, że nie wie, o czym mówi. PiS wali w Sienkiewicza ogniem i mieczem, tak jak stosuje te metodę do Ewy Kopacz.

Niemniej PO ma kolejny kłopot z powodu nieprzejrzystości procedur, jakie stosowano w wyjaśnieniu tej konkretnej afery.

Więcej >>>

środa, 25 lutego 2015

Kaczyński o zmianie pokoleniowej; melodramat


Jarosław Kaczyński oswaja siebie i elektorat ze "zmianą pokoleniową". Prezes PiS w rozmowie z TVP Info wyglądał na pogodzonego, że jego czas w polityce dobiega końca, że takie wyjazdy jak do Wrocławia dzisiaj w środę, to łabędzi śpiew.

Kaczyński nigdy nie był mistrzem ważenia słów, raczej bryzgał nimi, jak śliną, jednak taka oto wypowiedź brzmi jednoznacznie:

- Wierzę, że Polacy są gotowi na zmianę. Zbliża się też coś, o czym ja muszę z natury rzeczy, z powodów, że tak powiem, metrykalnych, mówić nieco ambiwaletnie. Zbliża się także zmiana pokoleniowa.

Prezes PiS źle użył słowa "ambiwaletnie", ale nie bądźmy tacy aptekarscy. Nie odmierzajmy pola semantycznego wypowiedzi prezesa, który otwiera się, jest "ambiwaletnie szczery".

Prezes odchodzi. A może inaczej: prezes odchodzi? Przecież nie mamy 2027 roku, bo taką datą groził. Co po prezesie?

Apokalipsa PiS? A w zasadzie: kto po prezesie? Duda? Kampania prezydencka Dudy, może się zamienić w kampanię żałobną.

W 2010 roku o mało co, a Kaczyński wygrałby z Bronisławem Komorowskim. Czy obecnie mamy tego namiastkę?

Bez żadnych ambiwalencji prezesowi nie wierzę. Retor z niego pisowski, polityk pisowski i moralność jest pisowska.

A ten przymiotnik "pisowski" - nie jest ambiwalentny. Prezes odgrywa swój melodramat, swoją ustawkę. Chce złamać elektorat, jak Duda kolegę na stoku w Rabce.

Więcej >>>

wtorek, 24 lutego 2015

Magdalena Ogórek jest więziona dla "Playboya"?


Mam nieodparte wrażenie, że Leszek Miller więzi swoją kandydatkę na prezydenta Magdalenę Ogórek z jakichś powodów.

Pamiętamy, że wcześniej Miller przebąkiwał o kandydaturze Ryszarda Kalisza. Jeżeli zestawi się Ogórek z Kaliszem, nasuwają się asocjacje natury freudowskiej.

Czy Miller nie jest dla pięknej Magdaleny odpowiednikiem politycznego Josefa Fritzla?

Wszak pozbawienie jej dostępu do mikrofonu to jakaś forma uwięzienia w piwnicy. Dostęp do niej mają tylko wybrani, a może tylko szef SLD.

Mogą powstać jeszcze inne podejrzenia, których logikę wyartykułował rzecznik sztabu Ogórek, Tomasz Kalita: "Inni kandydaci błagają o wywiad".

A w tym wypadku media błagają Ogórek.

Oceniając jej atrakcyjność i celibat medialny, obawiam się, że pierwszym medium, jakiemu udzieli wywiadu kandydatka SLD, będzie "Playboy".

Elektorat tego pisma może być dla Ogórek pożądany. Tak można oceniać uwięzienie Magdaleny Ogórek w bursztynie milczenia.

Więcej >>>

poniedziałek, 23 lutego 2015

SDP padło ofiarą satyry "Fiu-bziu" Wolskiego


Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich znalazło się w rękach współpracowników prezesa Kaczyńskiego. Tak odczytuję centralnego prezesa Krzysztofa Skowrońskiego, który nie wstydził się brać kasy na swoje "niezależne" medium od PiS.

Bastion warszawski SDP też padł, a szefem został jeszcze bardziej zasłużony dla PiS, scenarzysta "Smoleńska" Marcin Wolski, który uprawia publicystykę satyryczną. Nie o zacięciu satyrycznym, ale waga tej pisaniny jest śmieszna, jest obiektem satyry dla satyryków.

Jak to się stało, że taka zacna organizacja, zasłużona dla dziennikarstwa, padła ofiarą satyry "niezależności"?

Choć Wolski odżegnuje się, iż nie jest faszystą-kaczystą, należy zadać: kim wobec tego jest? Narratorem wybuchów Macierewicza? Dziennikarzem fiu-bziu? A może jeszcze gorzej, idąc tropem tzw. "Trotyla" Gmyza.

Gmyz, który wynalazł mniemany trotyl w smoleńskim tupolewie, gdyby trzymał się języka polskiego i jego logicznych semantycznych następstw, winien podpisywać się na Twitterze "Smród" Gmyz. Mniemany trotyl to smród dziennikarski.

A Wolski jest z tego właśnie rynsztoka dziennikarskiego, co pachnący mniemamym trotylem Gmyz. Fala pomyj teraz popłynie jeszcze gęstszą strugą. Już objawiła się w antynagrodzie dla Wojciecha Czuchnowskiego. Tacy to dziennikarze.

Mniemani dziennikarzy. Fiu-bziu, jak Wolski.

Więcej >>>

niedziela, 22 lutego 2015

Durczokowi "Wprost" zarzuca molestowanie seksualne i mobbing


Pierwszy materiał "Wprost" o Kamilu Durczoku był niespójny, zarzuty stawiane dziennikarzowi TVN prawnie żle użyte, zaś nadinterpretacja dotyczyła obyczajowej strony jego życia. Zarzuty tygodnika w sądzie by się nie utrzymały. A jednak to zdemolowało dziennikarza TVN. Dziennikarze "Wprost" okazali się nieprzygotowani profesjonalnie.

Drugi materiał jest ponoć bardziej istotny. Durczok został już powalony, ma teraz zostać dobity poprzez zarzuty molestowania i mobbingu.

Wskazuje na to okładka tygodnika. Czy dziennikarze wzniosą się na wyżyny profesjonalizmu? Jeżeli dochodziło do molestowania seksualnego, to zarzuty muszą być potwierdzone przez ofiary z imienia i nazwiska - i do tego pracujące w TVN, bo wyrzucone z pracy mogą się mścić na Durczoku.

Tak samo mobbing winien być nazwany nie tylko przez opisanie okoliczności, ale przez osoby występujące pod imieniem i nazwiskiem.

Czy Latkowski i Majewski nagle okażą się profesjonalistami, nie będąc nimi dotychczas?

Jak w każdym środowisku także wśród dziennikarzy dzieją się sprawy moralnie i prawnie niedopuszczalne. Zjawisko molestowania i mobbingu z pewnoscią istnieje. Lecz nie może to być usprawiedliwieniem dla dziennikarzy "Wprost" jeżeli rzuciliby kolejny raz kamieniem w Durczoka.

Taki materiał o molestowaniu i mobbingu musi mieć twarde dowody, twarde interpretowanie, bo może się okazać, że w kraju każdego można wykończyć.

Z materiałem "Wprost" winno się iść do sądu. Niestety praktyka obecnego składu tygodnika nasuwa przypuszczenia, że artykuły miały jedynie cel zwiększenia nakładu. Latkowski i Majewski ciężko pracowali na swój nieprofesjonalizm.

Więcej >>>

sobota, 21 lutego 2015

Gdański NFZ: kumoterstwo daleko posunięte


W gdańskim NFZ zatrudnienie znajdują osoby związane rodzinnie, bądź znajomi zatrudniającego, a możliwe, iż osoby poparte sutą zawartością koperty. Rekrutacje przeprowadza się pro forma. Wykryła to "Wyborcza", via media dotarło do prezesa w centrali NFZ w Warszawie, Tadeusza Jędrzejczyka.

Mamy do czynienia z jawną korupcją uprawianą na niwie publicznych posad. Choć takie kumoterstwo może być mylone ze związkami partnerskimi, zwłaszcza że dotyczy to służby zdrowia.

Jednym z postulatów zalegalizowania prawnych przywilejów w związkach partnerskich jest możliwość odwiedzin partnera przebywającego w szpitalu, uzyskiwanie poufnych informacji o zdrowiu tegoż, itd.

W Gdańsku wyprzedzono prawo i je udoskonalono, przywileje partnerskie rozszerzono na kumoterstwo. Pracę w służbie zdrowia znajduje tylko rodzina. Do tej pory celowali w tym ludzie związani z PSL. Definicję kumoterstwa rozbroił moralnie Eugeniusz Kłopotek, który o zatrudnieniu rodziny w biurach i na posadach państwowych mówił, iż "nie wolno dyskryminować ludzi z powodu nazwiska bądź pochodzenia".

Czyli tego samego nazwiska zatrudnianego przez zatrudniającego, a pochodzenia z tego samego drzewa genealogicznego. Kumoterstwo bądź nepotyzm przypisywane PSL, innym partiom politycznym także, znalazło skuteczne zastosowanie w gdańskim NFZ. Obawiam się, że ta przypadłość rozlała się na inne filie NFZ. Prezes Jędrzejczyk powinien się przyjrzeć w centrali, czy "dyskryminacja z powodu nazwiska" nie dotyczy miejsca określanego: "pod latarnią jest najciemniej".

Więcej >>>

piątek, 20 lutego 2015

Kaczyński nie może nawet podłubać w nosie


Jarosław Kaczyński może nie czuć się usatysfakcjonowany odpowiedzią na list, który wystosował do rzecznika praw obywatelskich, prof. Ireny Lipowicz.

Prezes PiS jest w wyraźnej defensywie, wszyscy i wszystko go zawodzą. Viktor Orban go nie zaprosił, więc prezes uprzejmie odmówił.

Prezes nie kandyduje na prezydenta, bo wymyślił Andrzeja Dudę, który nie wiadomo, co wymodzi. Prezes chciałby kandydować, ale zna wynik wyborczy. I tak będzie sfałszowany.

A teraz epistolografowi Kaczyńskiemu odpowiada RPO Lipowicz, że podjęła z urzędu "sprawę użycia przez policję broni gładkolufowej w stosunku do protestujących górników z Jastrzębskiej Spółki Węglowej".

RPO "podjęła". Jeżeli doszło do naruszeń praw lub wolności obywatelskich, zostaną podjęte stosowne prawne kroki. A prezes znowu w polu. Znowu go nie było, gdy policja strzelała z broni gładkolufowej.

Kiedyś prezesa zawodziła milicja, nie chciała go internować, dzisiaj policja. Kaczyński jest zawiedziony na państwie polskim. Polska go zawodzi, chciałby być prześladowany, nawet jak Przemysław Wipler, o którego też upomniał się w liście do RPO.

Błaszczak, albo jakiś inny podwładny, powinien prezesowi podsunąć pomysł balangi w Enklawie, ubzdryngolenia się, a następnie wyzwania policjantki.

Może nareszcie prezes dostałby pałą, choć nie wiadomo, jak zachowałaby się ochrona prezesa, która w liczbie czterech bodygardów obstawia prezesa z czterech stron świata. Nie ma lekko prezes, nawet podłubać w nosie nie może.

Więcej >>>

czwartek, 19 lutego 2015

"Wprost" i "Super Express" - eksperymenty moralne


Tabloidy piszą o sobie nawzajem, aby podkraść chodliwe tematy. "Super Express" pisze o technologii zbierania materiału o Kamilu Durczoku przez tabloid "Wprost".

Okazuje się, że policja w mieszkaniu przypisanym Durczokowi była wcześniej miesiąc przed tropicielami sensacji z "Wprost". A właściciel apartamentu dumał, dumał i przez miesiąc wydumał, aby przedzwonić do tropicieli, a może lepiej sensatów, bo przecież nie dziennikarzy.

Właściciel mieszkania musiał się miesiąc pocić nad własną ambicją, jak zostać gwiazdą tabloidów, więc zadzwonił do rzeczywistych gwazd tabloidów, sensatów Latkowskiego Sylwestra (lat ileś tam, jak podaja tabloidy, w tym ileś tam lat w więzieniu) i Majewskiego Michała (nie wiem, ile lat siedział).

Ci jak na sensatów przystało, nie zadali podstawowych pytań, w tym kiedy doszło do "zbrodni", a także czy właściciel mieszkania nie lubi sobie sztachnąć marychę tudzież wciągnąć kokę. Pytania proste, jak drut, o których w takich ekscytujących chwilach się zapomina, ale nasi sensaci za to nie zapomnieli zrobić sobie zdjęć na miejscu "zbrodni" i wziąć skalpy.

Jeden z tych sensatów, wszak nie dziennikarz, Michał Majewski proponuje wzorem Einsteina eksperyment myślowy, aby za Durczoka podstawić Sakiewicza, bądź Hosera.

Otóż eksperymenty myślowe znamionują eksperymentującego. I tak Einstein zostanie na zawsze Einsteinem, a Majewski nie wiem, jak by się napinał eksperymentalnie, dziennikarzem nie zostanie, bo talentów nie otrzymał, a charakter swój zdążył zepsuć na zawsze. Tego w szkole go nie uczono, albo przebywał na wagarach. Profesja idzie w parze z moralnością.

To, co Latkowski i Majewski uprawiają, to nie jest nawet dziennikarstwo eksperymentalne, to rynsztok moralny. Płyną jego głównym nurtem, jak na przedstawicieli tabloidów przystało i zamarzyło się zaprosić do swego towarzystwa Durczoka.

A wyszło jak zawsze. Otóż zaprosił się do nich Sławomir Jastrzębowski (naczelny "SE"), a może nawet Łukasz Warzecha, podwładny naczelnego "SE". I tak sobie miłe towarzystwo eksperymentatorów płynie głównym nurtem popłuczyn.

Więcej >>>

wtorek, 17 lutego 2015

Kukiz kopie się z koniem


Paweł Kukiz to twardy zawodnik. Postanowił pokopać się z koniem i przekonać się, czy ma lepsze kopyto. Tak należy rozumieć jego start w wyborach prezydenckich. Staje naprzeciw dużych partii i ich kandydatów.

Widać, że Kukiz to waleczne serce. Jak Braveheart pokazuje nieprzystojne gesty w stronę drobnicy kandydatów i urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Nawet jak filmowy bohater ściągnął spodnie. Oto jego żona nazwała wszystkich kandydatów oszołomami, więc Kukiz ze spuszczonymi spodniami staje jeszcze frontem. Twierdzi, że Komorowski wykreował się na monarchę.

Tu płynnie Kukiz przechodzi na drugi rodzaj kopania z koniem. Braveheart chce pokopać się z rozumem.  Mianowicie jest za ustrojem, jak w krajach anglosaskich, ale waleczny Kukiz zapomina, że tam jest monarchia konstytucyjna i Elżbieta II tyle może, co Komorowski.

Powtarza mantrę, że jest za ustrojem jak w cywilizowanych krajach, czyli esencją demokracji. A w takiej esencji o wszystkim decyduje kartka wyborcza i referendum. O koniku (a nie koniu) Kukiza usłyszała spora część Polski, o jednomandatowych okręgach wyborczych. O tym decydują wyborcy, a nie jednoosobowo Kukiz.

Kukiz kopie się ze wszystkimi i wszystkim. Waleczne Serce bez zaplecza. Choć twierdzi, że ma 4 proc. poparcia. Chyba zsumował wszystkie sondaże. Może wówczas suma 4 proc. mu wychodzi. Nie wiem, jaki jest Kukiz z algebry, może jest jak z tym jego kredytem we frankach. Gdy go zaciągał, wszystko było okey, gdy frank zyskał na wartości, Braveheart twierdzi, że to lichwa.

Kukizowi najlepiej wychodzą takie protest songi: a to kopiące się z partiami, a to z rozumem. Pozostaje mu powołać partię Rock&Roll i kraj demolować z Janem Borysewiczem - muzyką. To mu zdecydowanie lepiej wychodzi.

Więcej >>>

poniedziałek, 16 lutego 2015

Durczok na rożnie piekielników


"Wprost" zaszkodził wprost tylko Kamilowi Durczokowi. I to nawet nie jako gwieździe medialnej, ale jemu jako człowiekowi. Materiał "Wprost" nie jest wprost, jest insynuacyjny. Wziął na różen konkretną osobę, bo nadawała się do ich piekła. To znaczy to i owo wiedzieli, mogli podać adres, gdzie był najazd służb z powodu narkotyków.

To jest ów różen, na który nadziali kierownika "Wiadomości" TVN. A posądzenie o molestowanie jest tak kruche i śliskie, że niejedną znajdzie się panienkę, która poczuła łapska wyobraźni na swym siedzeniu. A nawet faceta by się znalazło, który w ferworze słów poczuł się molestowany.

Byle znaleźć takich, którzy Durczoka nie lubią. W robocie kierownik takich znajdzie bez liku. Sympatyczna postać posądzonego jest bez znaczenia. A nawet powoduje szczególny wzwód zazdrości.

Ale to Durczok skwierczy na rożnie. Ma tak potrwać jakiś czas. A TVN otrząśnie się, znajdzie innego p.o. kierownika na czas urlopu Durczoka. W tej branży nie ma niezastapionych, w tej branży liczy się wiarygodność zespołu i wypracowany model pracy, a ten TVN ma najwyższej próby.

Należy się troskać o Durczoka, acz w pierwszym rzędzie on powinien sobie radzić, bo to jego smażą. Najlepiej wytoczyć proces, wstrzymać publikację następnych odcinków telenoweli. Zdaje się, że do akcji wkroczy mecenas Roman Goertych, który ma wprawę w rozprawianiu się z "Wprost".

Ten tygodnik to wprost "Rożen". Autorzy zaś to piekielnicy, specjaliści od produkcji smoły.

Więcej >>>

niedziela, 15 lutego 2015

Durczok złapany za rękę, a może za nos

Cały naród czeka z utęsknieniem, aby dowiedzieć się, komu też Kamil Durczok włożył rękę do majtek. I dlaczego się z właścicielką bielizny nie ożenił?

Redakcja "Wprost" wyspecjalizowała się w takim dziennikarstwie śledczym i jest przed "Faktem", a nawet "Super Expressem".

Bohaterstwo dziennikarzy "Wprost" polega na tym, że wiedzą, ale nie powiedzą o... i tu pada konkretne nazwisko.

Rozpoczynają się wówczas spekulacje. Nawet Jacek Żakowski nie wytrzymał, który plotek się nie ima i wypalił: powiedzcie, aby mogły tematem zająć się odpowiednie służby.

Nie wytrzymują także emocje polityczne. W czym ostatnio celuje Agnieszka Romaszewska, która uznała, że to sprawka Ewy Kopacz. Zemsta za wywiad Durczoka o Śląsku.

Pojawiły się inne spekulacje, że nie chodzi o rękę Durczoka w cudzych majtkach, ale nos bynajmniej nie w tabakierze, ale w białym proszku, znaczy się narkotykach.

Materiał "Wprost" jest w odcinkach, bo dalszy ciąg ma nastąpić, więc spekulacje nie skończą się na pierwszym odcinku. I tak któryś już sezon tygodnik opinii ciągnie te swoje telenowele, dzieki czemu plasuje się w pierwszeństwie przed "Faktem" i "SE".

sobota, 14 lutego 2015

Magdalena Ogórek: telekomunikacyjna biała flaga

Obawiam się, że po konwencji wyborczej kandydatki SLD na prezydenta Magdaleny Ogórek i spocie wyborczym Andrzeja Dudy, Polska może czuć się w posadach, jak osika. Nawet nie chodzi o to bezwarunkowe dzwonienie do Władimira Putina, o tę telekomunikacyjną białą flagę, ale o marność retoryczną i osobowości kandydatów.

Zdjęcie z Ożarowa Maz. mówi bardzo dużo. Twittował je Eryk Mistewicz, opatrując komentarzem: "Jedno zdjęcie warte jest tysiąca słów".


piątek, 13 lutego 2015

Golgota rowerowa między Wrocławiem a Trzebnicą


Obok ścieżki rowerowej między Wrocławiem a Trzebnicą będzie wybudowana rowerowa drogą krzyżowa. Ze wszystkimi szykanami, aby każdy odcinek mógł poświęcić biskup, a może ktoś bardziej znaczny w Kościele katolickim.

W wymyślaniu dewocjonaliów jesteśmy jedni z najlepszych na globie. Chrystus w Świebodzinie przyciąga turystów jako monumentalny dziwoląg, może i rowerowa droga krzyżowa z przeszkodami służyłaby dla talentów na miarę Ryszarda Szurkowskiego, Mai Włoszczowskiej, czy Rafała Majki.

Mógłby zainteresować się nią Czesław Lang, gdyby Polacy nie odnosili sukcesów w Tour de Pologne, wówczas taki etap dla kolarzy ateuszy, a nawet ewangelików, byłby nie do strawienia i Polakowi katolikowi nałożonoby laur zwycięzcy na głowę.

A może wzbudziłoby to w innych śmiech i stalibyśmy się jeszcze bardziej groteskowi z tym zaprzeszłym obyczajem obnoszenia publicznego konfesji.

Taką drogą krzyżową by nie wymyślił Sławomir Mrożek, a także judaistyczny odpowiednik Woody Allen.

A do tego strach taką drogą jeździć. Ktoś by doniósł, żeś ateista i odpowiednie służby przykościelne by złożyły doniesienie do prokuratury, że stacja krzyżowa została sprofanowana, uczucia religijne zdeptana, czy też przejechane. A gdzie się wysikać na takiej drodze, pod jakim krzakiem?

Ta Golgota dla cyklistów może zostać wpisana do Księgi Guinnessa, bo nikt takiej bzdury jeszcze nie wymyślił. Jezus w drodze na krzyż skonałby kilkakrotnie ze śmiechu. Zbawienie przez śmiech? Hm. Polski wkład w chrześcijaństwo.

Więcej >>>

czwartek, 12 lutego 2015

Andrzej Duda nie złamał nogi, och


Kandydat prezesa Kaczyńskiego na prezydenta Andrzej Duda nie wybrał drogi swego promotora, a przeciwnie - odwiecznego genetycznego wroga - Donalda Tuska.

Partia sprawiła Dudzie Tuskobus, który zdążą po torach byłego premiera, ale został nazwany Dudabusem. Inwencja Brudzińskich i Błaszczaków jest powszechnie znana, klasyfikuje się w stanach średnich, by nie powiedzieć: nijakich.

Nie wiemy, czy Duda harata w gałę i na jakiej pozycji. Ale wiemy już, że jeździ na nartach. Tusk zwykł to robić w Dolomitach, Duda jako patriota pisowski wybiera Rabkę. W każdym razie nie narażał finansów redakcji na wyjazd w Alpy, zaprosił dziennikarzy na ustawkę w kraju.

Duda ponoć szusuje tak, jak Kaczyński mami wyborców. Jest w te klocki wśród parlamentarzystów najlepszy.

Ustawka w polskich Dolomitach wyszła nad wyraz dobrze. Duda nie złamał nogi. PiS ma się z czego cieszyć, bo zwykle dopadają ich nieszczęście i tragedie. Nogę złamał poseł PiS Adam Kwiatkowski. Mała strata, bo nie startuje w wyścigu do belwederskiego żyrandola.

Zresztą świetnie to wypadło na zasadzie kontrastu. Kwiatkowski złamał nogę, Duda może chodzić o własnych siłach. Wyczyn iście pisowski.

Ludzie od wizerunku w PiS muszą bardziej zadbać o warunki na czas przejazdu Dudy. Dobrze, że był Kwiatkowski i jego nieszczęście dopadło, w ten sposób ominęło Dudę.

A co będzie - nie znam ustawek i treści konwencji Dudy - gdy Duda da popis w "Tańcu z gwiazdami" i wyrżnie o parkiet, jak prezes o linię melodyczną Mazurka Dąbrowskiego? Po takim patriotyzmie nie będzie co zbierać.

W każdym razie konwencja wyborcza Dudy afiliowana w Rabce skończyła się złamaniem nogi Kwiatkowskiego. Na szczęście nie było prezesa. Widzę oczyma wyobraźni - ulubiona metafora grafomańska Amerykanów - jak szusuje Kaczyński przed Dudą, źle kantuje na stoku na zakręcie, trach kości się łamią, bo Kaczyński - to widać nieuzbrojonym okiem - ma osteoporozę.

Więc - nie zapraszać prezesa na filię konwencji przy "Tańcu z gwiazdami", bo dopełni się życzenie prof. Andrzeja Nowaka.

Więcej >>>

środa, 11 lutego 2015

O. Rydzyk - papież od kartofli


Niepojęte jest państwo polskie, odrzuca dobro, jakie chce za darmoszkę dać o. Tadeusz Rydzyk. Przecież gołym okiem widać, że państwo nie daje sobie rady z młodzieżą. Nie wie, czego i jak uczyć, a media ogłupiają.

Ojciec dyrektor ze swoimi wolontariuszami pedagogicznymi zjeżdża, dają w szkołach pedagogiczne występy, a państwo w postaci minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej wybrzydza. A nawet jakiś list pisze, że "doszło do nieprawidłowości".

No, wiecie! Jakie nieprawidłowości, młodzież ma "zrozumieć media" - taki był tytuł wykładów. Rydzyka raczej nie znamy jako medioznawcę, tylko mediotwórcę, ale miał prawo się unieść na panią minister, której zaproponował "kartofli sadzenie". Świadkiem na niebiosach jest Piotr Skarga (kanonizacja w trakcie).

Niech się minister cieszy, że mediotwórca nie wysyła jej na wykopki, aby sadzone kartofle wyrywać z ziemi, ani nawet nie porównał do czarownicy, jak to się przytrafiło Marii Kaczyńskiej. W ten oto sposób redemptorysta został pedagogiem dla pedagogów, a nawet dla minister edukacji. No, papież - papież od kartofli.

Więcej >>>

wtorek, 10 lutego 2015

Ewie Kopacz trafiła się geopolityka


Ewie Kopacz przypadł szczególnie zły czas w polityce wewnętrznej i zewnętrznej. A jak takie okresy się zaczynają, szybko nie kończą, często dalszy ciąg mają jeszcze gorszy.

Druga spółka węglowa chce co najmnie tyle samo, co dostała pierwsza. Związkowcy nie przejmują się, że nie ma z czego dawać, bo państwo ma dać. Będą tupać i domagać się. Związkowcy górników nawet znaleźli przyczynę, dlaczego tak mało zarabiają średnich krajowych (tylko dwie). Winien jest prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Jarosław Zagórowski.

Na razie związkowcy, kibole i ich rodziny wymieniąją się razami z policją. Raz jedni śrubą, raz drudzy pałką. Dominik Kolorz z "Solidarności" przestrzega premier Ewę Kopacz, aby broń boże nie została Margaret Thatcher.

Tyle związkowec wie. Ale takich jak on brytyjska premier posłała do sensownej pracy, a Wielka Brytania po latach recesji i chronicznej inflacji funta szterlinga zaczęła dobrze funkcjonować i odzyskiwać dawny blask. Ale Thatcher została znienawidzona przez nierobów i roszczeniowców.

Związek rolniczy OPZZ poszedł drogą związkowców górniczych. Zimą nie ma co specjalnie robić, krowy wydoi kobita, napełni także bydłu koryta, a Sławomir Izdebski szef tych rolników bierze udział w marszu gwiaździstym na Warszawę, ale nie z własnej woli. Broń cię panie boże, "organizatorami marszu gwiaździstego są pani premier Ewa Kopacz i Marek Sawicki - zdążył powiedzieć na konferencji związkowiec.

Po czym się udał, aby odpalić traktor, aby jutro blokować Warszawę. Z Izdebskiego Lepper nie wyrośnie, choć wierzę mu, że chciałby się tak dać skorumpować, jak szef Samoobrony.

A rzeczywistym w tej chwili problemem jest Rosja. Ewa Kopacz nie ma czasu ustępować górnikom, aby im dawać, a innym zabierać, nie ma czasu ciągnąć więcej kasy z Brukseli dla rolników. Od tego są inne instytucje.

Ewie Kopacz nawarstwiły się problemy. Polska żyła sobie, jak w sielance, jak u pana boga za piecem. Te czasu już nie wrócą. Bo wróciła geopolityka, a ta jest dla nas okrutna, bo nie mamy wielkości Rosji, ani bogactwa Niemiec, mamy za to górników i rolników, którzy chcą więcej i więcej. Na zewnątrz już nie będzie tak dobrze, jak było.

Więcej >>>

poniedziałek, 9 lutego 2015

Kaczyńskiego młodość i jej wpływ na wiek emerytalny


Marcin Mastalerek nie dorasta do ust Adama Hofmana, ale reprezentuje oficjalną wykładnię polityki Jarosława Kaczyńskiego na poszczególne kwestie społeczne i polityczne.

Stanowisko ust prezesa, co do wieku samego prezesa jest stanowiskiem prezesa. Peryfrazą w kwestii o wiele donioślejszej.

Za rok prezes Kaczyński mógłby spokojnie przejść na emeryturę Donalda Tuska - popularne "sześć siedem".

Nawet w jego wiernych szeregach prof. Andrzej Nowak powiedział głośno to, co inni szpeczą: już czas, już czas, pakować manatki królu Learze.

Gorsze usta prezesa powiedziały to, co dojrzały w lustrze oczy prezesa: "Kaczyński jest politykiem młodym".

Ma się rozumieć, że gdyby w PiS była królowa, jak w PO Ewa Kopacz, padłoby pytanie do lustra: Lustereczko, lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpieknięjszy w świecie.

Ale prezes to nie premier Kopacz, to były premier prezes, który pyta się o wiek. Lusterko nie oszukało prezesa i powiedziało, że jest młodym politykiem.

Tym samym program polityczny PiS winien mieć wykreślony punkt dotyczący powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego.

Kaczyński i jego usta są przykładem wpływu standardów europejskich na politykę tak zacofanych partii, jak PiS. Wydłuża się życie, dzieki temu prezes Kaczyński dłużej może być politykiem i zbawiać Polaków.

Więcej >>>

niedziela, 8 lutego 2015

Debata pretendentów: Dudy, Jarubasa, Ogórek, Palikota - wszystkim Polakom się należy


Kandydat PSL Adam Jarubas wyzwał na debatę Andrzeja Dudę (PiS). I to jest całkiem sensowna propozycja pretendentów, praktykowana w sporcie. Aby zmierzyć się z mistrzem, musisz pokonać peleton kandydatów.

Daleko na przedzie nie tylko w sondażach jest doświadczony polityk prezydent Bronisław Komorowski, reszta peletonu ma do niego ogromne straty. Ale to oni są przyszłością.

Duda dostał dobre recenzje za bardzo drogą konwencję. Niewielu komentatorów pochyliło się nad treścią jego wystąpienia. O Dudzie cokolwiek powiedzieć sensownego jest trudno, do tej pory nie konfrontował się w debacie. A prawidła takiej dyskusji ujawniają cechy charaktery, szczególnie przywódcze. O tych niewiele wiemy.

Debata Jarubasa z Dudą. Wszak nie tylko na niej mogłoby się skończyć, możliwe są jeszcze inne warianty debat (Ogórek, Palikot), to nie musi być walka o drugie miejsce, to mogłaby być debata, kto jest godny zmierzenia się z prezydentem w drugiej turze, o ile do takiej by doszło.

W kraju debat mamy jak na lekarstwo, ostatnio wcale, bo do takich nie można zaliczyć pyskówek na sali sejmowej. Polacy mogliby usłyszeć wyartykułowane potrzeby naszej polityki zagranicznej, jak kandydaci oceniają bezpieczeństwo Polski i co jest najważniejsze do realizacji w sferach społeczno-obyczajowych.

Cały czas mamy do czynienia z emocjami: PO - tak, PiS - nie. To nie jest żadna wartość merytoryczna, ani intelektualna, to jest wartość plemienna. Pretendeci otrzymaliby szanse wymiany starych polityków, ale przede wszystkim przekonać do siebie i do racji, że Polacy mogą się różnić, lecz to nie przeszkadza debatować, ucierać racje. Bo tylko tak można wypracować optymalne warianty dla Polski. Czasy sielanki się skończyły, co dowodnie widać za wschodnią granicą. Jarubas, Duda, Ogórek i Palikot mogliby pokazać, czym jest myslenie o Polakach i Polsce, a nie tylko o interesach partyjnych.

Jarubasie, Dudo, Ogórek i ty, Palikocie, debatujcie o Polsce, bo to wszystkim się należy!

Więcej >>>

sobota, 7 lutego 2015

Duda, który powstał z chuchu Hofmana


Kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda, podobnie jak kandydat sprzed 5 lat Jarosław Kaczyński, jest spadkobiercą Lecha Kaczyńskiego. Bardzo wąska tradycja i bardzo pisowska. Przewaga Dudy nad prezesem Kaczyńskim jest przewagą młodości, co w polityce nie jest walorem.

Bardzo dokładnie ten brak waloru zabrzmiał w przemówieniu obecnego kandydata. Prezydenturę przedstawił, jakby był premierem rządu. Czy tylko w tym aspekcie nawalili piszący mu przemówienie, acz wygłosił je "z głowy", czy on sam, który bezkrytycznie je wygłosil?

Prezydent nie wszystko może, bo w Polsce nie mamy modelu prezydenckiego. O czym Duda powinien wiedzieć, jako teoretyk, ale zabrakło mu wyczucia jako praktykowi.

Duda wyciągnięty z trzeciego rzędu nie potrafi aklimatyzować się w pierwszym rzędzie. Prezes Kaczyński głęboko schował się na konwencji, ale jego oddech można było wyczuć w przemówieniu tej, która go zastąpiła, Beaty Szydło i kandydata Dudy.

Oddech Kaczyńskiego - taki tytuł mogłaby nosić konwencja. Oddech Jarosława - rzecz jasna. Dudy program to program rządzenia, jako premiera. To program PiS. Wszystko w nim było. Wszystko populistyczne.

Duda przez przypadek został kandydatem PiS, bo prezes swoją decyzję ogłosił, gdy w partii był problem z pijacką wyprawą Adama Hofmana do Madrytu.

Duda powstał w chuchu Hofmana (to jest ten właściwy oddech Kaczyńskiego), to jest jego 15 minut sławy, które sformułował Andy Warhol w stosunku do show biznesu. Konwencja PiS odbywała się w studiu filmowym ATM, a więc show polityczne. Dudzie nie grozi być postacią pierwszoplanową, bo jego osobowość jest bardzo szara, drugo, trzecioplanowa - i na takiego mógłby liczyć Oskara.

Pozostaje pytanie: dlaczego mimo chuchu Hofmana, prezes postawił na Dudę? Czy tylko dlatego, że w partii nie ma rzeczywistych osobowości? Czy prezes trzyma się tego: jeżeli ja przegrywałem, a jestem z was najlepszy, wy też macie przegrywać?

Coś mi się widzi, że ta ostatnia logika obowiązuje w PiS. Duda urodził się z chuchu Hofmana i robi w tej chwili za alkomat tej partii. Inaczej tej kandydatury poważnie nie można traktować. Tak odebrałem show polityczne PiS w ATM.

Więcej >>>

piątek, 6 lutego 2015

Kościół zawiódł się na posłach, co do których wydawało się, że mógł na nich liczyć


Kościół zawiódł się na niektórych posłach podczas głosowania nad ratyfikacją konwencji antyprzemocowej. Nie dziwię się rzecznikowi KEP ks. Józefowi Klichowi, że jest rozgoryczony. Jego zwierzchnicy obarczyli konwencję wszystkimi grzechami świata, że Dekalog to przy niej mały pikuś. Czego to nie szłyszeliśmy: gender, faszyzm łamany przez komunizm. A ostatnio nawet wybrzmiało postmodernistyczne pojęcie: neomarksizm. Sam Slavoj Żiżek i jego guru Lacan by się takiego nowotworu nie powstydzili.

Biskupi tak się nadymali, list pasterski w formie instrukcji do posłów PiS tudzież innych wystosowali, a tu kicha w Sejmie. Konwencja została suwerennie przez przedstawicieli Polaków klepnięta. Nie wiem, kogo jest reprezentantem Episkopat, ale wiem, że mają swoich posłów, na których się zwykle nie zawodzą.

A biskupi nie zawodzą się na wszystkich posłach PiS, na połowie posłów PSL i na trzech gowinowcach z Platformy. Taką ma niezawodną siłę Kościół, który jednak dzisiaj z nadymania pękł. Ale Klich nie powinien się zanadto martwić, bo tłumaczenie Konwencji może iść do Trybunału Konstytucyjnego, a tam mają swojego człowieka i to szefa tego ciała prawnego, który był nagrodzony za zasługi dla państwa w Watykanie medalem Pro Ecclesia et Pontifice, niezawodny prof. Andrzej Rzepliński.

Wygrana konwencji antyprzemocowej w Sejmie to sukces premier Ewy Kopacz. Donald Tusk bał się ruszyć dzieło neomarksistowskie. Dobrze, że Tusk wyjechał do Brukseli, gdyż dzięki temu mamy wreszcie premiera z jajami, który nie zawodzi Polek i Polaków.

W polskim Sejmie naprzeciwko siebie stanęli reprezentanci niezawodzący Polki i Polaków, a po drugiej stronie nie zawodzący Kościoła. Ewa Kopacz jak hetman poprowadziła do zwycięstwa naszych polskich przedstawicieli nad tymi, "co do których wydało się, że mogliśmy na nich liczyć" (ks. Klich o przedstawicielach wartości watykańskich).

Może nie była to bitwa pod Grunwaldem (15.07.1410), ale w tej bitwie na pewno zwyciężył Rozum (06.02.2015).

Więcej >>>

czwartek, 5 lutego 2015

Duda z "Solidarności" jest niestety sam piromanem, Polska nie da się podpalić, więc jego ambicje spłoną na tym wzniecanym stosie


Szef "Solidarności" Piotr Duda nie ukrywa, że interesuje go przewracanie kraju, bo chce ugrać politycznie i finansowo dla wąskiej grupy funkcjonariuszy związkowych.

Duda nie sili się na żadne uzasadnienie, stwierdza: "PO i PSL podpalają Polskę". Nie isteresuje go, że ten absurd nie trzyma się kupy. PO inicjuje strajki w kopalniach, etc.

Platforma teraz wyjdzie na ulice Warszawy, będzie palić opony, rzucać śrubami, domagać się od siebie więcej niż zasługuje, a przy tym używać języka polskiego jako wróg samej siebie. A kto by się przejmował logiką. Duda tym się nie przejmuje, jako celebryta. Łazi po mediach.

Tak Duda plecie na mękach rozumu, jak Piekarski. Czego broni Duda? Swojej posady, a jest ona lepiej uposażona niż ministra w rządzie Ewy Kopacz, do tego nie musi składać oświadczeń majątkowych.

Oczywiście, że odbija się premier Kopacz pierwsze porozumienie ze związkowcami w Komapnii Węglowej. Donald Tusk dawał sobie radę z Dudą, acz przychodziło mu to z wielkimi oporami, a także zamiataniem wielu kwestii pod dywan.

Duda teraz liczy, że da radę z kobietą, wypowie absurd o podpalaniu. Trudno, Ewa Kopacz musi bronić Polski przed Dudami, może nawet jego metodami. Jaka akcja, taka reakcja. Wyłazi Duda na ulicę, będzie rzucać śrubami, palić opony - trzeba go poczęstować pałą. Po coś policja istnieje. Zdaje się, że dla bezpieczeństwa publicznego, prawda?

A Sejm jasno i głośno winien powiedzieć: funkcjonariusze związkowi składają zeznania podatkowe, bo Duda to polityk. Niczego w życiu nie osiągnął, tylko rozwala, co mu nawinie się pod rękę i puszcza w obieg absurdy o piromanii.

Zdecydowana Ewa Kopacz prędzej czy później uświadomii szeregom, z których korzysta Duda, że to jest przeciw nim samym. Wówczas Dudę opuszczą, A nawet sprawią mu polityczny stos. Wtedy jego kariera polityczna spłonie, jak absurdy, które wygłasza. Niech zginie od broni, którą propaguje.

Więcej >>>

wtorek, 3 lutego 2015

Trzy zmartwychwstania w rządzie Ewy Kopacz


Janusz Palikot w stosunku do Ewy Kopacz powinien zweryfikować swoje miejsce w szeregu, a na pewno w liczbie zmartwychwstań. Lider swojego Ruchu zapowiedział zmartwychwstanie w "Newsweeku".

Takie sobie biblijne osiągnięcie. Łazarz, Chrystus... Pojedyncze dokonania. Ale nigdzie nie napisano o trzech zmartwychwstaniach jednocześnie, a tak stało się w rządzie Ewy Kopacz.

Oto trzej powstańcy z martwych: Małgorzata Kidawa-Błońska, Jacek Rostowski i Michał Kamiński.

Kidawa-Błońska nie była za długo w hibernacji i nie należy się dziwić, że jest świeżutka. Ale Jacek Rostowski? Czy nie będzie chciał knuć przeciw ministrowi Mateuszowi Szczurkowi, który go wygryzł, albo jakiemuś wicepremierowi, boi z takiego konia spadł?

Michał Kamiński to kompletna zagadka. Jego marsz przez wszelakie partie jest zastanawiający i jak tak dalej pójdzie, to skończy w SLD ten miłośnik Pinocheta. Jeszcze do mnie nie dotarło, ale możliwe, że Kamiński jest już wyznawcą Jaruzelskiego.

Czy nie ma w Platformie specjalistów od wizerunku? Czy Ewa Kopacz nie mogłaby trzydziesto-, czterdziestolatków w Platformie wreszcie dowartościować?

Niespecjalnie podobają mi się te nominacje w obliczu fali protestów kolejnych branż. Zmartwychwstańcy mają swoje słabości, z tych powodów w takim politycznym stanie się znajdowali. Opozycja nie omieszka to wykorzystać.

Ewo Kopacz, nie idź tą drogą! Bo jak tak dalej pójdzie to ministrem sportu zostanie Jan Tomaszewski, miłośnik Kaczyńskiego.

Więcej >>>

poniedziałek, 2 lutego 2015

Fundamentalizm pisowski będzie szkolony w Korpusach Ochrony Wyborów


PiS tworzy Korpus Ochrony Wyborów. O co w tym chodzi? Partia Kaczyńskiego tworzy alternatywę. Nie jest to alternatywa opozycyjna, jest to alternatywa pisowska, która z czasem może stworzyć quasi-państwo w państwie.

Na razie te alternatywy przynoszą średnie efekty, dotyczy to Klubów Gazety Polskiej, Solidarnych 2010 i mediów, które są finansowane przez spółki PiS i wokół partyjne i mają bohaterów pozytywnych wywodzących się tylko z PiS. Reszta to sami wrogowie.

Czego taki Korpus Ochrony Wyborów może nauczyć w kwestii wyborów? Że kartkę wyborczą z odpowiednio postawionym krzyżykiem wrzuca się do otworu urny, po czym kartka spada siłą grawitacji. I dalej: widać to przez przezroczystą urnę.

O grawitacji i załamaniu światła w szkle uczą raczej w szkole. Chyba że PiS będzie werbować takich do Korpusu Ochrony Wyborów, którzy tej wiedzy nie posiadają.

Nauczą nie tylko fizyki, przede wszystkim patriotyzmu, w którym to uczuciu będzie obowiązywał krzyżyk postawiony na odpowiedniego kandydata PiS.

PiS przygotowuje Korpus Patriotów głosujących na PiS, a tacy fundamentaliści patriotyzmu wiedzą, jak prawidłowo głosować i jak wymuszać, aby głosowanie było prawidłowe.

Na naszych oczach budowany jest fundamentalizm pisowski. Tym sie różni od fundamentalizmu islamskiego, że patriota islamu po śmierci ma bankowo zapewnione siedem dziewic, a fundamentalista pisowski spotkanie z duchem Lecha Kaczyńskiego. Taka zresztą ma być ostatnia scena "Smoleńska" Krauzego: duchy katastrofy w zaświatach.

Fundamenalizm patriotyczny wymaga mitu założycielskiego. Ten już więc jest. Teraz potrzebuje szkół: pislamic schools.

Więcej >>>

niedziela, 1 lutego 2015

Piechocińskiego zielony dar politycznego przekupstwa


Czy Ludwik Dorn zostanie przygarnięty do klubu PSL, jest mniej wartościowe od pytania, czy wystartuje do kolejnych wyborów parlamentarnych z partii chłopów z Wiejskiej.

Wszystkie znaki na PSL-owskim zielonym niebie wskazują, że tak. Janusz Piechociński to najdziwniejszy lider partyjny. Niepozorna jest jego obecność w przestrzeni publicznej, lecz nad wyraz skuteczna.

Przed Piechocińskim PSL wyczerpał możliwości pozyskiwania elektoratu. Waldemara Pawlaka zadowolało być języczkem u koalicyjnej wagi. Piechociński klęknął przed delegatami na zjazd PSL, niemal płakał. Polska się śmiała i wróżono, że Piechociński wyprowadzi sztandar PSL na zieloną trawkę.

A tu guzik. W wyborach samorządowych partia chłopska okazała się czarnym koniem, lepiej: czarnym ogierem. Kaczyński jak zwykle nie postarał się użyć rozumu, tylko emocji i orzekł, że wybory sfałszowano.

Beneficjentem sfałszowania jest PSL. Piechociński ma świadomość, że musi szukać rezerw elektoratu w inny nieortodoksyjny sposób. Pozyskiwać mieszczuchów pod chłopskie sztandary. Czy John Godson przyniesie jakichś wyborców? Na pewno PSL nie straci. Podobnie z Dornem i posłami, którzy transferowali się z Twojego Ruchu. To mieszczanie.

Niewielu zwróciło uwagę na kandydata PSL na prezydenta Adama Jarubasa. Owszem, negocjacje z Bronisławem Komorowskim nie wyszły. PSL widocznie zbyt dużo oczekiwał.

Jarubas to zupełnie nowa postać w przestrzeni publicznej. Pierwszy raz wysłuchałem dłuższego z nim wywiadu. Jest bezpośredni, jasno i płynnie formułuje myśli i nie jest wrogi do nikogo. Jarubas może zyskać więcej dla PSL niż Duda i Ogórek dla PiS i SLD.

Przez Jarubasa Komorowski może zaliczyć dwie tury wyborów, ale Duda tylko jedną. Kandydat PSL nie jest zagrożeniem dla Komorowskiego, ale może powalczyć o drugie miejsce. Jeżeli tak by się stało, to Piechocińskiego można nazwać szejkiem z Kataru.

Katar z niczego (no, oprócz ogromnych pieniędzy) zbudował potęgę w piłce ręcznej tylko na mundial u nich rozgrywany. Piechociński posiadł jakiś zielony dar politycznego przekupstwa. Jeżeli Jarubas wygrałby z Dudą, to zygmuntowski dzwon na Wawelu biłby: falsz, fałsz, fałsz. Na cześć Piechocińskiego z Kataru.

Więcej >>>