poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Kaczyński wreszcie przestanie się kanalizować, bowiem szykuje się na naczelnika państwa


Jarosław Kaczyński politycznie się zużył w XX wieku. Jego postać przejadła się wyborcom jeszcze przed powstaniem PiS. Wszak nie kandydował na prezydenta, tylko posłał w bój brata, Lecha.

Prezes PiS ma świadomość, iż jest niewybieralny, bo charakterologicznie - niekoalicyjny. Z nikim się nie zaprzyjaźni, nie zakumpluje (nie tylko politycznie).

Stale obecny w polityce po 1989 roku na tyle opanował jej arkana, iż stworzył lokalny, peryferyjny przekaz wsobności, ksenofobii, pragmatycznego katolicyzmu (do niedawna wszak odżegnywał się od wchodzenia w polityczny mariaż z biskupami).

Kaczyński stał się "geniuszem" poprzez wytrwałość i brak jakikolwiek innych talentów. Nie posiada polotu pisarza politycznego, o czym świadczy to, iż jeszcze niedawno w każde przemówienia starał się wpleść wiązankę pojęć ze słownika wyrazów obcych, bądź ambitnego leksykonu politologicznego. Wzbudzał tym tylko śmiech, bo pojęcia zamieniały mu się w inwektywy..

Prezes PiS tak się opatrzył, iż np. w telewidzach wzbudzał odruch psa Pawłowa. Facjata Kaczyńskiego, kciuk naciskał przycisk na pilocie, aby włączyć inny kanał.

Prezes tak się skanalizował, że w polityce tylko przegrywał. Przegrywał, przegrywał, wszak nawet brata Lecha zużył, który przed katastrofą w sondażach zaufania dołował na ostatnim miejscu, był tej klasyfikacji czerwoną latarnią.

Ale i Kaczyński czegoś się uczy. Podłapał od Lecha Wałęsy teorię zderzaków: "w moim imieniu inni niech dają twarz, niech się opatrzą, niech na nich plują".

Kaczyński wraz z Antonim Macierewiczem zeszli do kanałów medialnych, a zastępczo na ekran dali Andrzeja Dudę i Beatę Szydło. Publika jeszcze na nich nie reaguje odruchem psa Pawłowa - kciukiem na pilocie telewizyjnym.

Skanalizowanemu Kaczyńskiemu ciągle proponuje się Sulejówek. Aby dał spokój i ze swoją kasztanką (ktokolwiek i cokolwiek dla niego to jest) oddalił się z naszych oczu.

A czy gabinet prezesa przy Nowogrodzkiej nie jest takim Sulejówkiem? Przecież Kaczyński stale tam siedzi dizolowany od swiata, przyjmuje delegacje, aby jakiś przewrót majowy dokonać.

Właśnie przewraca Polskę za pomocą swoich marionetek. I o dziwo, Duda choć popełnia błąd za błędem w Polsce i za granicą, jeszcze jest sondażowo tolerowany. Z Szydło jest inny kłopot, bo kandydatka na premiera wydaje się nie mieć żadnych kompetencji, o czym świadczą jej rządy burmistrza w gminie Brzeszcze.

Ale może o to chodzić. Skanalizowany Kaczyński w Sulejówku na Nowogrodzkiej nareszcie doczeka roli naczelnika państwa. Zauważmy: periodyczny comiesięczny (10. każdego miesiąca) przewrót majowy nie udawał mu się, aby Komorowskiego zrobić Wojciechowskim. A tu za pomocą zderzaków, może dostać do rąk wszystkie sznurki i pociągać nimi, jak sobie w duchu zapragnie.

Teokracja? Proszę. Zmieniamy konstytucję, wspisujemy do prambuły Boga wszechmogącego, którego w Senacie będzie reprezentował prymas, abp Gądecki, albo inny hierarcha.

Dyktatura? Proszę bardzo, nawet nie potrzeba zmieniać konstytucji. Kaczyński zapuści po prostu wąsy, zaś gołowąs Duda podpisze stosowny dekret.

Grozi to nam? A dlaczego by nie. Kaczyński wreszcie wyjdzie z kanałów. Nie chcę przewidywać, ile tam nabył kompleksów, jak się odrealnił, bo prezes nie ma żadnego kontaktu z życiem. Nie potrafi dokonać zakupów w sklepie, nie potrafi się poruszać na powierzchni życia.

Zapowiada nam się Polska bez trzymanki. Będzie jazda po muldach. Będzie trzęsło, sporo rodaków wypadnie z kraju. Wio, wiśta wio! Taka nam szykuje się nowoczesna przyszłość.

Więcej >>>

niedziela, 30 sierpnia 2015

Prośba niewielka do prezydenta Dudy


Prezydent Andrzej Duda mógłby dać odpocząć od siebie. Stale jest obecny w mediach, "załatwia sprawy polskie" - jak to sam określił. I popełnia gafy.

Właśnie te gafy są uciążliwe. Nie jest usprawiedliwieniem, że to początek kadencji, że Duda nie ma doświadczenia.

Gafy Dudy wypływają z obciążenia jego osoby balastem partyjnym. Prezydent jest partyjny, nadal prowadzi kampanię wyborcżą - w kraju i za granicą.

Aż nudne o nim pisać. Gafy logiczne, językowe - piszę to eufemistycznie, choć powinien ostrzej. Bo Polska to mój kraj. Nie jest mi obojętny.

I napiszę wprost: Polacy takiego wybrali mi prezydenta, za którego muszę się rumienić.

Rozumiem, że prezydentowi przygotowują wystąpienia i układają słowa, do których używa własnych ust. I potem mamy takie perełki logiczne (michałki, jak onegdaj mówiono): "Polska nie jest dzisiaj krajem sprawiedliwym, trzeba ją przywrócić na drogę rozwoju".

Sprawiedliwość nie determinuje rozwoju i odwrotnie. Polska się rozwija, jak mało który kraj w Europie, o czym powiedział Dudzie prezydent Niemiec Joachim Gauck.

Jeżeli Duda ma kłopoty ze swoim zapleczem i źle mu konstruują zdania do jego ust, mógłby poprosić teścia, wybitnego poetę Juliana Kornhausera, który zna wartość "odpowiednie dać rzeczy - słowo".

Duda zniechęca do siebie, obrażając Polaków, którzy tyrają, uczą się, nie biorą fuch w Nowym Tomyślu, zapytani odpowiedają, a nie kręcą i nie myli się im podrzędna uczelnia w Nowym Tomyślu z Uniwersytetem Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Duda też wyznał Polakom, że prezydentowi Niemiec powiedział o niesprawiedliwej Polsce. Powiedział to tutaj w Polsce, w Szczecinie.

Nie chcę tego analizować, bo to uwłacza mojej inteligencji. Rozumiem, że jak Duda spotka się z Obamą, Putinem, Tuskiem też powie: "Polska nie jest państwem sprawiedliwym".

Duda zapewniał o wspólnocie Polaków. A ja widzę - znam się na tym - że Duda jest zmęczony, plecie Gauckowi androny, bo jak one się mają do jego "załatwiania spraw polskich". Hę? Jak?

Prezydencie Dudo, Polska jest moją ojczyzną, Polacy mi ciebie wybrali na prezydenta. Szanuj chociaż ich inteligencję. Nie obrażaj mnie!

Daj odpocząć od siebie, prezydencie Dudo, to nie będę pisał o twoich gafach, które popełniasz.

Więcej >>>

piątek, 28 sierpnia 2015

Lichockiej awans patriotyczny - z dziennikarza na polityka


Listy wyborcze PiS niosą niespodzianki. Jarosław Kaczyński swoje towarzystwo musi trzymać za twarz, aby znali miejsce w porządku. Często arbitralnie akolitów utrąca, ale też awansuje.

W tej partii nie ma awansów w procedurach demokratycznych, albo awansów jak w porządnej firmie. O wszystkim decydują zasługi dla prezesa i widzimisię tego oligarchy partyjnego.

W Polsce taki oligarcha polityczny "ostał" się tylko jeden. Wielki Gatsby - Jarosław Kaczyński. Marcin Mastalerek podpadł, prezesowi muchy latały do wczoraj, więc rzecznik sztabu PiS zapłacił nieobecnością na listach wyborczych.

Ciekawe są awanse, którymi oligarcha obdarował czwartą władzę. Całego PiS-owskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich nie wciągnie na listy, ale tych szczególnie zasłużonych - tak.

Z towarzystwa z Foksal jedynkę w Kaliszu dostała Joanna Lichocka, której twórczość dziennikarska da się streścić formą "Oda do PiS, ze szczególnym uwzględnieniem geniuszu prezesa".

Takie jest Lichockiej pisanie i ani oktawy niżej. Najwyższy diapazon zapiewajły. Tonacja godna muezzina na szczycie gmachu przy Nowogrodzkiej.

Innym kandydatem PiS z Foksal będzie Krzysztof Czabański. Pozostali dziennikarze "obiektywni", a zarazem "niepokorni" czekają na awans w strukturach zawodowych, a nie politycznych.

Mlaskają na myśl setek posad w mediach publicznych: w radiu i telewizji. Z tego powodu mogą upaść tytuły pisowskie: "Gazeta Polska", "wSieci", "Do Rzeczy". Nie będzie miał kto orać na działce prasowej.

I nie wiadomo, czy SDP ma wystarczającą ilość członków do obsady mediów publicznych. Lichocka wraz z Czabańskim mogą robić łapanki na Krakowskim Przedmieściu. Jeżeli ktoś ma aspiracje dziennikarskie i jest amatorem tego najstarszego zawodu powinien jak najszybciej udać się na najbliższą miesięcznicę smoleńską z wyuczoną formułką: "Jestem niepokornym patriotą PiS i geniuszu prezesa". Może się załapać na posadę na Woronicza.

Więcej >>>

czwartek, 27 sierpnia 2015

Tusk, Kulczyk, Kopacz - ofiary afery podsłuchowej?


Podsłuchana rozmowa Donalda Tuska z Janem Kulczykiem to narracja z filmu sensacyjnego. Nieprawdopodobna? Do tej pory podobne sprawy umykały mediom, bo były skrzętnie zamiatane pod dywan.

Kulczyk prosił o ochronę kontrwywiadowczą swoich interesów (ale też polskich interesów, unijnych) na Ukrainie. Nie jest to żadna nowość przy tej wielkości biznesie, państwa chronią swój prywatny biznes, bo sam biznesmen nie jest w stanie w pełni ochronić się przed prowokacjami. I to zwłaszcza na polu minowym takim, jak Ukraina.

Ten biznes Kulczyka oprócz gospodarczego miał silny rys polityczny. Takie są wielkie interesy.

Rozmowa Kulczyka z premierem została podsłuchana w willi rządowej. Czyżby w kraju nie było bezpiecznych miejsc dla tajemnic państwowych. Inni - szczególnie wrogowie - przystawią szklankę do ściany i mają nas na muszce?

Wynika, że tak jest. Podsłuchy z willi Tuska były dostępne na rynku (wraz z podsłuchami z "Sowy & Przyjaciele"), oferowane przez byłych oficerów ABW. Zatem: ci którzy mieli ochraniać Kulczyka, podsłuchiwali go.

Wiem, że to byli oficerowie ABW, ale to te same służby od ochrony. Czyli jakby podwójni agenci, a może i więcej. Prokuratura dopatruje się w tym motywu obalenia rządu Tuska, bo minister Bartłomiej Sienkiewicz reformowa służby, które to - w wielkim skrócie - miały służyć, a nie nawijać swoje poboczne interesy.

ABW jednak nie obaliło rządu. Czy na pewno? Wtedy nie obalili, Sienkiewicza się pozbyli, Cichockiego też. A jak stoją akcje następczyni Tuska - Ewy Kopacz? Czy nie jest już obalona? W każdym razie Jarosław Kaczyński zaciera ręce i jego dwie postacie z kapelusza: Duda i Szydło.

Obalenie na dłuższy dystans, bo tak obalają służby. Oprócz tego - gdy pojawia się Ukraina, należy dopuścić intelektualną możliwość, że za służbami ABW mogły stać inne potężniejsze służby.

I - cholera - brzmi ta supozycja jak z brukowca. Jan Kulczyk zmarł z powodu błędu lekarzy w klinice w Wiedniu.

Nie jestem Holmesem, ani Bondem, lecz afera podsłuchowa znana publice - w tym i mnie - wygląda jak koniuszek góry lodowej, która dryfuje na potężniejsze zderzenie.

Więcej >>>

środa, 26 sierpnia 2015

Duda - Narcyz w składzie porcelany


Politycy PiS z góry zakładają, iż pomysły na politykę zagraniczną Andrzeja Dudy są skazane na przegraną. Ta polityka ma inny wymiar: wewnętrzny.

Co Duda może ugrać w polityce wschodniej proponując swój format (pisowski), a który polega na prężeniu mięśni?

Spotka go w najlepszym razie wzruszenie ramion, jakich już doznał od Kijowa i Berlina. Duda wchodzi w politykę międzynarodową nieprzygotowany, ani nie ma ludzi, którzy potrafiliby ją realizować, ani nie współpracuje z rządem.

Dudę jednak nie interesuje skuteczność i interes Polski, najważniejsze jest własne podwórko, aby Polacy usłyszeli, że "dał do wiwatu Berlinowi", a "Kijów musi się liczyć z Warszawą".

To jest przekaz Dudy do Polski. A praktycznie jest to dewastowanie osiagnięć poprzedników i wtrącanie się w pracę obecnego ministra spraw zagranicznych, Grzegorza Schetyny.

Za kształt polityki zewnetrznej odpowiada rząd, a Duda jest reprezentantem. Może świecić twarzą w rozmowach, których treść została przyjęta przez radę ministrów.

A co Duda robi? Nie konsultuje z rządem, jedzie do Tallina, a teraz do Berlina, ogłasza wyssane z palca pomysły. Berlin, Paryż i Kijów odpowiadają, iż inne ustalania obowiązują w zażegnaniu konfliktu Rosja-Ukraina (Mińsk, format normandzki), bo zostały wynegocjowane przy stole rozmów, poprzez wszelkie embarga, groźby i naciski.

Lecz Duda w Warszawie stanął przed lustrem naprężył mięśnie i zacisnął usta. Ten wizerunek podziwu dla siebie każe innym oglądać w kraju i za granicą.

Takiej polityki narcystycznej nikt nie akceptuje. Nasi są zdziwieni, że Narcyz Duda bez ich wiedzy plecie androny. Nie dziwię się Grzegorzowi Schetynie, że skrytykował prezydenta, bo narcyzm Dudy w oczach zagranicy przechodzi na całą polską politykę, jest jak zaraza.

Przecież Berlina, Moskwy, Kijowa, Paryża, nie obchodzi, czy Duda się w kraju dogadał. Nowy prezydent zaprzepaszcza osiągnięcia poprzedników. Narcyz, jak słoń, w składzie porcelany przez 3 tygodnie zniszczył dobra, które po 1989 roku tak skrupulatnie były gromadzone.

Narcyz w składzie porcelany. I do tego ten sztuczny uśmiech przyklejony do twarzy, właśnie widać, jak w kącikach się odkleja.

Więcej >>>

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rzecznik PiS Witek i jej fikanie na bananach


Politycy powinni sami się uczulić, aby nie kłapać na każdy temat. Bo się na wszystkim nie znają (raczej na niczym). Budując wypowiedź wokół "przekazu dnia", po prostu się przewracają.

Elżbieta Witek - tym, którzy nie kojarzą, kto to zacz, karbuję: rzecznik PiS - jeszcze chodzi do normalnych mediów, ale może przestać, bo robi liczne fikołki na retorycznej skórce od banana.

Oto banan o wojsku polskim i powrocie do obowiązkowej służby wojskowej. Rzecznik Witek, która na wojsku się nie zna, wypowiada się o młodzieży, która też na wojsku się nie zna.

Czy to ma znaczyć, że możemy się wypowiadać o rzeczach na których się nie znamy pod warunkiem, że omawiany podmiot też się nie zna? Jak taka niewiedza się nazywa? Uczono mnie za czasów młodości, że to głupota. Może Witek chodziła do innych szkół.

O Wojsku Polskim Witek wypowiedziała starą pisowską frazę: "Naszą armię możemy zmieścić na Stadionie Narodowym".

Nie pamiętam, kto pierwszy tego niefortunnego porównania użył? Czy aby nie poprzednik sławny Adam Hofman? Ale Witek ma do Hofmana daleko.

Przypominam zaś sobie, bo to było niedawno, jak prezydent Duda rozdziawił twarz w dniu Święta Wojska Polskiego i wypuścił z buzi serduszka "Polska jest piękna". A dotyczyło to armii naszej.

W takim razie, co o armii swojej może powiedzieć ojczyzna Szwejka? Gdzie ona może się zmieścić? Np. w nawie opuszczonej przez wiernych katedry praskiej?

Jak słyszę zbitkę armia i stadion, od razu mam asocjacje z reżimami prawicowymi, które jak w Chile za Pinocheta zabijały na stadionie ludzi walczących o wolność.

Jak słyszę kobietę wypowiadającą się o armii i mającą pretensje do jej znawstwa, od razu kojarzę z Matką Courage.

A bohaterka Brechta lepiej znała się na wojsku. Czyżby rzecznik Witek pocieszała się wielkością armii, która zmieści się na stadionie?

Wszak markietanka spojrzawszy na ilość żołnierzy na Stadionie Narodowym, może powiedzieć: "Damy radę".

Upraszam kłapiących polityków, aby uważali na retoryczne banany. Za dużo na nich fikają, acz mam świadomość, że ich zawód to kłapanie - ale większość z nich nawet tego nie potrafi. Kłapać każdy może, ale nie każdy kłapać potrafi!

Więcej >>>

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Krzyż do odkurzenia i polakierowania. To powinien być początek drogi odesłania go z poznańskiego ratusza na dwór feudalny kurii abp. Gądeckiego


Katolik żeś, czy li ateista? - twoja sprawa i skrzypce. Taka jest konfesja. Wierzysz, bo masz potrzebę, nie wierzysz, bo dostępna ci wiedza na wiarę nie znajduje miejsca w twoim wnętrzu. Nie ma powodu, aby się tłumaczyć z konfesji, z metafizycznych bojaźni i drżenia.

Podobnie jest z symbolami. W katolicyzmie z krzyżem; bo naprawdę to jest totem, którym oznacza się władzę terytorialną. Zwierzę sika na drzewo, moczem znaczy swój teren, przeciwnikowi "mówi": wara od mojej wolności, zasiedlenia. "Krzyżem" płynów ustrojowych znaczony jest teren.

W Poznaniu zniknął krzyż z reprezentacyjnej sali w ratuszu: z Sali Błękitnej. Jakoś nikt nie chciał się przyznać do tego czynu, wreszcie ustalono powód. Krzyż poszedł do odkurzenia i polakierowania.

W zasadzie krzyż powinien być potraktowany, jak portret Jana Pawła II w gabinecie prezydenta Słupska Roberta Biedronia. Odesłany do właścicieli logo.

Bo krzyż w każdym rozumieniu jest totemem, jest logo. Czy prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak łazi po kościołach i wiesza w nawach, gdziekolwiek, trykające się koziołki, symbol stolicy Wielkopolski?

A miałby większy powód, niż totem w Sali Błękitnej. Abp Stanisław Gądecki nawet winien podziekować, bo bliżej byłby owieczek oznakowanych szkarłatną literą trykających się koziołków, a nie osiołków, co przeszkadzało swego czasu radnej PiS (o mentalnosci kuchty), gdy pomstowała na naturalną prymarną potrzebę człowieka i wszelkich istot żyjących na ziemi: trykanie. Tryk-tryk o może powstać drugi człowiek z niczego, tj. z pożądania. Taką mamy czarodziejską pałeczkę.

Prezydent Jaśkowiak zastosował z krzyżem szereg uników. Warto pamiętać, iż jest pierwszym z wielkich w kraju, tj. prezydentów wielkich miast, który śmiał poinformować dwór feudalny kurii - w tym wypadku arcybiskupa Gądeckiego - że nikt nie będzie rżnał firmę Poznań. Gądecki robił w balona poprzednika Ryszarda Grobelnego, który klękał, leżał plackiem przed klerem.

Leżał przed klerem, a nie przed Bogiem, bo ten niebyt metafizyczny nie jest tak podły, aby upadlać człowieka i przymuszać go do klęczenia. To biskupi w swej interpretacji tak przedstawiają Boga. Ale to tylko stara zależność: całuj, klękaj, kładź się, proś, bo masz czuć się gorszy, aby tobą rozporządzać.

Jaśkowiak zapowiedział audyt powiązań ratusza z kurią do końca roku i równouprawnienie ratusza w tych relacjach. Polityka municypalna w Polsce jeszcze się nie emancypowała z uchwytu patriarchalizmu Kościoła katolickiego. Takie nasze wszeteczeństwo, Ciemnogród.

Jaśkowiak ma niewątpliwe sukcesy w emancypowaniu się z powiązań z kurią, lecz ten krzyż w ratuszu niejako świadczy, iż lawiruje, jakby się bał powiedzieć, że tak rozumiany krzyż jest totemem. Krzyż wyprowadzony ze sfery sacrum - ustanowionej arbitralnością władz przybytku kościoła - jest li tylko totemem, znakiem zaklinania relaności. Tak jak mocz zwierzęcia.

Świętość trykających się koziołków jest symbolem miasta, ale wprowadzona na prawną eksterytorialność Kościoła, jest totemem. Abp Gądecki miałby prawo wyprowadzić koziołki i oddać je do "odkrzenia i polakierowania", odesłać do ratusza. Tak powinien zrobić z krzyżem prezydent Jaśkowiak.

To chyba powinno być jasne dla każdego przyciasnego umysłu, nawet dla doktorów teologii.

Więcej >>>

Przypomnienienie, jak tworzony był pięć lat temu "przemysł pogardy". Manufakturę niezalezna.pl "odkurzył i polakierował" na Twitterze Michał Protaziuk.


niedziela, 23 sierpnia 2015

Duda do referendum! Odpowiedzieć na pytania dziennikarzy "Newsweeka"


Prezydent Andrzej Duda wypełniając zalecania sztabu wyborczego PiS skierował wniosek do Senatu o drugie referendum w dniu wyborów parlamentarnych.

Duda powołał się na 6 mln podspisów obywateli, które jakoby widnieją pod obywatelskimi inicjatywami w sprawach o odwołanie szkół dla 6-latków, reformy emerytalnej i lasów.

Duda chce, aby naród odpowiedział na pytania PiS, bo tak dziwnie się składa, że są one tożsame z programem partii jego prezesa Kaczyńskiego.

Naród odpowie jednemu Dudzie. Oto "Newsweek" nakrył prezydenta, gdy nie był prezydentem, jak to wyłudzał pieniądze podatników i poświadczał nieprawdę, jakoby wypełniał rolę posła, a nie wypełniał. Jeździł do Poznania za prywatnym interesem wykładając na podrzędnej uczelni, gdzie dorabiał do diety poselskiej. Brał kasę z budżetu sejmowego z tytułu, jakoby był w delegacji poselskiej.

Duda w referendum chce zapytać naród o pytania partyjne. A czy Duda nie mógłby sam poddać się jednoosobowemu referendum i odpowiedzieć na pytania dziennikarzy tygodnika, którzy nakryli go na niecnych i niegodnych działaniach względem budżetu, tj. kasy wszystkich Polaków, czyli budżetu wspólnoty polskiej?

Duda w referedum mógłby odpowiedzieć tylko na dwa pytania:

1. Czy Duda nie będąc prezydentem Dudą rżnał budżet?

2. Czy ten co wyżej poświadczał nieprawdę w sprawowaniu funkcji posła, której nie sprawował, a podpisywał się własnym charakterem pisma?

Dziennikarze "Newsweeka" wcale nie musieliby otwierać ust, tylko zasiąść za stołem redakcyjnym, bądź w Kancelarii Prezydenta, jakby było to w lokalu wyborczym. Podsunąć prezydentowi kartkę z powyższymi dwona pytaniami referendalnymi dla prezydenta, na której znajdowałyby się kratki z "tak" i "nie". Duda stawia ulubiony znak: krzyżyk i mamy referendum odbębione. Nawet można byłoby przytaszczyć przezroczystą urnę, aby referendum nie było sfałszowane.

Nastepnie taszczymy urnę do PKW i komisyjnie liczymy odpowiedzi Dudy na pytanie zadane przez dziennikarzy w imieniu narodu, którego Duda rżnął, bądź nie rżnął.

Gdyby Duda zdecydował się wziąć udział w tym referendum, mielibyśmy frekwencję 100%. Jedyne takie referendum na świecie.

Duda, do dzieła! Do referendum!

Więcej >>>

sobota, 22 sierpnia 2015

"Solidarność" jest uzurpatorem ruchu społecznego tak, jak Andrzej Duda partyjnie uzurpuje sobie wspólnotę Polaków


35 lat temu powstała "Solidarność". Najbardziej spontaniczna akcja polityczna w dziejach Polski i do tego autentyczny ruch społeczny (a może przede wszystkim).

Naprawdę była wspólnotą wszystkich Polaków. Nikt nikogo nie przymuszał, aby walczyć o wolność swoją i suwerenność kraju. W "Solidarności" byliśmy wolni, choć wokół szczerzyła zęby opresja.

Te czasy nie wrócą (To se ne wrati, pane Havranek). "Solidarność" stała się mitem, acz nim nie była. To mit niewymuszony.

To nie mit, że potrafimy być wspólnotą. "Solidarność" wyprodukowała wielu wspaniałych polityków, ale gdy nie była mitem, nie miała polityków, miała aspiracje, Polacy w tym związku zawodowym emancypowali się, uczyli się mówić o sobie, artykułować potrzeby materialne i duchowe.

Możliwe, że "Solidarność" jest nie do powtórzenia w naszej historii i w innych narodach. Ten "cud" zdarzył się w PRL-u. W wesołym baraku, gdzie jakoby ustrojem była demokracja ludowa.

To był cud ludowy, cud Polaków. Cud mimo braku mitu.

Dzisiaj ten nie-mit jest politycznie zawłaszczany, z tego nie-mitu, z tej wspólnoty, tworzy się chory mit na potrzeby polityczne.

Tamta "Solidarność" nie ma spadkobierców, chyba, że za takowych uznamy wszystkich Polaków, wspólnotę. I w zasadzie zostaliśmy sierotami po "Solidarności", po tej matce naszej wspólnoty.

Dzisiejsza "Solidarność" tylko sobie uzurpuje prawa do historycznej "Solidarności". Nie jest wspólnotą, tylko interesem działaczy związkowych takich, jak Piotr Duda.

Ten Duda popiera Dudę prezyenta. To wszystko mówi o obydwóch Dudach. O ich jakoby wspólnocie wszystkich Polaków, która jest li tylko wąskim interesem politycznym. Wspólnotą interesu politycznego.

Solidarność wyalienowała się ze wspólnoty, tak jak prezydent Andrzej Duda alienuje sie ze swoim partyjnym zapleczem ze wspólnych celów Polaków i Polski. Mitem nazywają swoje polityczne kadłubki bez rąk, nóg, a przede wszytkich bez głowy. To bezrozumny mit.

Taka kaleka Polska nie jest Polską, tylko interesem politycznym. Chorą Polską.

Więcej >>>

piątek, 21 sierpnia 2015

Porno z referendum (Dudy niekonstytucyjność, ale pisowskość)


Nie rozumiem urzędniczki Krajowego Biura Wyborczego, która w ciągu zaledwie dwóch godzin skrajnie zmieniła zdanie na temat liczenie frekwencji w podwójnym głosowaniu 25 paździenika: do parlamentu i referendalnym. Najpierw podała, że frekwencja będzie liczona razem, a następnie osobno.

W czym probem? Ależ osobno. Nawet gdy siedzenie mamy usadowione w jednym miejscu, możemy wykonywać dwie czynności. Przykład. W trakcie pracy w firmie, którą wykonujemy na komputerze np.w excelu, możemy otworzyć drugie okno i przełącząć na strony porno.

Dwie różne prace w jednym czasie i na osobistym siedzeniu? Owszem. To, co z tego, że za jedną płacą? Przecież ta druga jest bardziej męcząca, bo skrywana. Chyba, że mamy szefa (daj boże, że kobietę) i fascynuje się tak samo excelem, a jeszcze bardziej porno.

Prezydent Andrzej Duda właśnie zapoponował takie porno z referendum. Chce, aby ukrywać skłonności do grzechu, do nieprawości (nawet niekonstytucyjności), chce, aby dwie prace odbyły się jednego dnia, w jednym miejscu i na jednym osobistym siedzeniu.

Co to jest? Atlasami jesteśmy? Niektórzy może są uzależnieni od seksu (od porno), ale nie wszyscy dają się nabrać na tę chorobę. Konstytucjonaliści w większości są zgodni, że waga pytań podrzuconych przez Dudę jest niezgodna z Konstytucją, bo to nie są pytania ustrojowe.

Szkoda, że - powtórzę za prof. Wojciechem Sadurskim - nie przewidziano, iż prawo ustrojowe będą intepretować i podejmować decyzje konstytucyjne politycy cyniczni, albo niesamodzielni jak Duda.

Dlatego Duda mógł sobie pozwolić na okrutny żart i wnioskować do Senatu zgodę na podwójne głosowanie. Normalne - wybory do Parlamentu. I porno z referendum.

Tak to Duda okazał się polityczną Ciccioliną. Równie dobrze referendum mogłoby dotyczyć kwestii, jak na załączonym poniżej obrazku.

Więcej >>>


czwartek, 20 sierpnia 2015

Wieszczka Szydło rozmarzyła się w imperium o. Rydzyka


"Prezes kazali", więc wczoraj kandydatka Kaczyńskiego na premiera poleciała do Radia Maryja i TV Trwam na "Rozmowy Niedokończone". Tym razem nie zadzwonił Jarosław z Warszawy, ani Tadeusz z Rydzyka (albo z Torunia; nie wiem, jak jest podpisywany na grafice).

Obecność w imperium medialnym o. Rydzyka to standard PiS, który też wczoraj przez rzecznika kampanii wyborczej PiS Marcina Mastalerka został określony "standardem białoruskim". PiS nie chce żyć wg tych standardów, tj. chce finansowania PiS z budżetu państwa.

Niech sobie "standard białoruski" obowiązuje w USA, ale nie w PiS. Kandydatka Beata Szydło porzuciła "Polskę w ruinie" (szerokim łukiem omija Nową Sól), bo "Polska jest piękna" (standard Dudy).

Szydło rozmarzyła się w imperium Rydzyka. Radio Maryja i TV Trwam powodują taki stan nieobecności: rozmarzenia, oniryczny, senny. Oglądalność kanału Rydzyka jest niemal zerowa, a mimo to ma się dobrze finansowo. To z kolei marzenia innych mediów.

Rozmarzona Szydło w onirycznych mediach wyznała, że "chciałaby żyć normalnie". A jak wygląda normalność, standard PIS, tj. niebiałoruski?

"Piękne ruiny". Polska jest w ruinie, a mimo to jest piękna. Rozmarzona Szydło wyznała dalej, że te "piękne ruiny" zaistnieją z chwilą (cytuję): "Chciałabym, żebyśmy wygrali wybory, żeby realizować program, który deklarujemy".

Nie wiem, co jest w imperium Rydzyka, ale rozmówcy dostają zdolności retorycznych o. Rydzyka, tak jak Szydło dostała w powyższym cytowanym zdaniu. Tam chyba jest jak w Wyroczni Delfickiej, gdzie wieszczki też dostawały podobnych retorycznych zdolności, bo łykały wszechobecne gazy halucynogenne.

Wieszczka Szydło halucynogennie obwieściła i ja się z nią zgadzam, bo jestem patriotą, bo kocham Polskę. Jak wieszczka będzie realizować program, który deklaruje, z Polski pozostaną "piękne ruiny". Katastrofy, ruiny, to standard PiS, normalka.

Więcej >>>

wtorek, 18 sierpnia 2015

Referendum winien towarzyszyć marsz żałobny Chopina, aby Kukiz mógł zmierzać z otwartą przyłbicą do swego politycznego grobu


Referendum nie ma większego sensu, przedstawia się, jako gonienia króliczka. I nie chodzi o to, aby uzyskać w nim odpowiedzi na konkretne pytania, ale by politycy mieli nowe ubite pola, na których będą mogli harcować.

Referendum tak naprawdę dotyczy tylko Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. To, że odbędzie się referendum jest sukcesem Pawła Kukiza, ale też w dniu referendum winien muzykowi towarzyszć marsz żałobny Chopina, bo to jego pogrzeb jako polityka.

Zaś spadające nieliczne kartki do urny wyborczej będą piaskiem spadającym na wieko kariery politycznej muzyka. Było show, wokalista politycznie fałszował, choć wzbił się na 20 proc. Kukiz przechodzi zatem jako truchło polityczne na zajęcia seminaryjne na politologii.

Oto wtrąca się nowy gracz referendalny szef "Solidarności" Piotr Duda, który ma pomysł, aby dorzucić nowe referendum, a miałoby się odbyć razem z wyborami parlamentarnymi.

Wybory parlamentarne zatem musiałyby kosztować dubeltowo, gdyż referendum wg ordynacji i prawa pracy nie mogłoby być tożsame z wyborami parlamentarnymi.

Polityka w kraju uległa dewaluacji. Polityków też mamy z odzysku. Licytują się na populizm, bo tylko on jest dla nich zrozumiały Szkoda Polski, ale i tę głupawkę musimy przejść. Taka jest cena demokracji.

Więcej >>>

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Ewa Kopacz żałuje, że wcześniej nie korzystała z formatu udzielnej władczyni


PiS wykryło układ w Platformie Obywatelskiej. Otóż PO korumpuje rząd, albo odwrotnie - rząd korumpuje PO.

Partia Kaczyńskiego złożyła wniosek do prokuratury, iż wyjazdowe posiedzenia rządu służą kampanii wyborczej Platformy.

Może w PiS nie wiedzą, że PO rządzi, a Ewa Kopacz jest premierem. A nie Kaczyński, który jest byłym premierem skompromitowanej IV RP.

Posiedzenia rządu w terenie z pewnością należą do niecodziennych. Ktoś świetnie to wymyślił, jest to wielce oryginalne. Jeżeli w przyszłości ktoś będzie posługiwał się takim rozwiązaniem, to winien być świadomy, iż to format PO i istnieją prawa autorskie.

Do tego jest to tradycyjna forma rządzenia. Tradycja ta jest głęboko hen-hen zanurzona w historii. W ten sposób władcy i udzielni książęta sprawowali władzę. Jeździli po włościach i gdzie władca, tam była stolica. Wówczas też odbywały się sądy książęce, tzw. roki, bo raz na rok władca zobowiązywał się do wizyty w konkretnym terenie. Nie od rzeczy premier można przedstawiać Ewa I Kopacz.

Zwróćmy uwagę, iż PiS nie przeszkadzał wyjazd w teren Andrzeja Dudy, który był na Święcie Kaszy w Janowie Lubelskim. Czy ktoś z PiS złożył autodonos? A do tego Duda nie rządzi, a więc to było wspomaganie kampanii PiS. To jest właśnie układ.

Ewa Kopacz bystro zauważyła, że wcześniej nie wpadła na pomysł posiedzeń rządu w terenie. Czy takie wyjazdowe sesje mają sens? Z pewnością rząd jest bliżej ludzi niż w gabinetach przy Al. Ujazdowskich.

PiS w kampanii wyborczej falsyfikuje PO. Dudabus i Szydłobus to chińska podróbka Tuskobusa. Więc idąc tym tropem, można się spodziewać, iż PiS zdobędzie się na swoją słynna Alternatywę 4: wyjazdowe posiedzenia gabinetu cieni.

Więcej >>>

niedziela, 16 sierpnia 2015

PiS ma następnego pacjenta do "zadbania o zdrowie": Jacka Pałasińskiego


Dziennikarze hurtowo zaczynają podpadać PiS-owi. Krystyna Pawłowicz do Justyny Dobrosz-Oracz skierowała następujące słowa: "Na jesieni nowa władza będzie musiała zadbać o pani zdrowie..."

Jak to odczytywać? Leczenie? Nie. Raczej groźna. Kolokwializm, bądź eufemizm, dotyczący uszczerbku zdrowia, grożenie: "zadbam/zadbamy o twoje zdrowie".

W każdym razie cel jest wyraźny: placówka zdrowia dla dziennikarki TVP1.

Następny do "zadbania o zdrowie" jest Jacek Pałasiński. Ale dziennikarz TVN24 to "ciężki przypadek". Od razu nadaje się pod respirator.

Pałasiński odmawia PiS prawa do "bohaterów narodowych": Dmowskiego i Piłsudskiego, a nawet posuwa się dalej. Nie odróżnia bolszewików z 1920 roku od PiS.

Czyli: tam gdzie stał Tuchaczewski, tam dzisiaj stoi Kaczyński. Trawestacja wszak klasyka naszego największego, domorosłego metaforysty - prezesa PiS.

PiS będzie się musiał zająć nie tyle reformą służby zdrowia, ile reformą - a praktycznie - defasonowaniem - pacjentów tejże służby zdrowia.

Lecz PiS i najnowszy prezydent Andrzej Duda tak rozumują reformy. Defasonowaniem rzeczywistości, polityki, Polski i Polaków. Oto wpis Pałasińskiego na FB:



Więcej >>>

sobota, 15 sierpnia 2015

Pomniki Lecha Kaczyńskiego i ochrona jego dobrego imienia - absurdy, które nas czekają


Histeria pomnikowa dopiero przed nami. A będzie potężna i to dotycząca miejsca centralnego w kraju: na Krakowskim Przedmieściu w stolicy.

Dlatego warto przyjrzeć się, jak "zatwierdza się" pomniki Lecha Kaczyńskiego (nie bzdurzmy o pomnikach ofiar katastrofy smoleńskiej). W Szczecinie rajcowie uchwalili wybudowanie monumentu na skwerze Lecha Kaczyńskiego. Dlatego, że mają większość w Radzie Miasta.

Nie odbyła się żadna dyskusja publiczna, nie licząc komentarzy pod tekstem o decyzji radnych opublikowanym w "MM Szczecin". Wątpliwości wyraził wojewoda zachodniopomorski, który dostrzegł problem prawny. Mianowicie uchwała o pomniku może być nielegalna, bowiem radnych obowiązuje nadrzędność planu zagospodarowania przestrzennego, a ten wyraźnie informuje, iż w tym miejscu jest "zakaz wprowadzenia nowej zabudowy z wyjątkiem obiektów podziemnych".

Zatem jakimś rozwiązaniem jest podziemny pomnik Lecha Kaczyńskiego. Miejsce bliskie ideologii PiS.

Ale nie to spowodowało, iż pomnikiem in spe zmarłego prezydenta pod Smoleńskiem zajmie się prokuratura. Komentarze pod artykułem o sporze wokół pomnika (w istocie namiastka debaty) zainteresowały głośnego pieniacza Ryszarda Nowaka, przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Ochrony Przed Sektami i Przemocą.

Gościu Nowak przeczytał komentarze i dostał piany pieniacza, tak się wzburzył, że doniósł do prokuratury, uzasadniając, iż komentarze internautów naruszyły dobra osobiste członków tego komitetu od sekt w postaci - uwaga! - kultu po zmarłym L. Kaczyńskim przez poniżenie i zakwestionowanie uczciwości i dobrego imienia zmarłego.

Występujesz przeciw kultowi brata Jarosława Kaczyńskiego, możesz być molestowany przez organa ścigania, bo jakiś samomianowaniec od sekt poczuł, że jego uczucia kultu Lecha K. został obrażone.

I tak może stać się na Krakowskim Przedmieściu, a nawet nowy prezydent zaproponować projekt uchwały o ochronie dobrego imienia Lecha K.

Pomniki, ochrona prawna imienia Kaczyńskiego - takie szykują się nam absurdy. Polska Surrealna.

Więcej >>>

piątek, 14 sierpnia 2015

Piłsudski zdradził w alternatywnej historii, bo nie dobił komuchów w 1920 roku


Prawicy nie interesuje prawda historyczna, prawda tu i teraz, odbrązowienie, ale mitologia, polityka historyczna.

Powyższe daje stop ksenofobii z nacjonalizmem. Brąz mitu: miedź Polski dla Polaków z cyną (cynizmem) wsobności.

Taka jest prawicowa polityka nieotwartości, zatrzaśnięta na nowoczesność, gnuśniejąca w bezrefleksyjnej tradycji.

Andrzej Duda daje już o tym znać, choć dopiero tydzień jest głową państwa. Tak będzie z obchodami "cudu nad Wisłą".

Jeden z nadwornych narratorów alternatywnej historii PiS Piotr Zychowicz snuje ahistoryczne refleksje, iż Józef Piłsudski mógł w 1920 roku dobić komunizm w Rosji, gdyby nie wstrzymał marszu na Moskwę.

Także mit "żołnierzy wyklętych" woła o pomstę do nieba. Prawicy nie przeszkadza sojusz NSZ z Niemcami tylko dlatego, że skierowany był przeciw komuchom.

Mit w tym wypadku to historia sterowana ręcznie. Dzisiaj ten element jest użyeczny, więc tworzy się z niego "prawdę" - mit: cynizm nacjonalizmu.

Duda da nam to odczuć w sferze publicznej, a gdyby doszło PiS do rządów, mity zostaną zadekretowane, a skamielina tradycji zastąpi nowoczesność.

Czego sobie i Polakom nie życzę.

Więcej >>>

czwartek, 13 sierpnia 2015

Lewica rozwija się zjednoczeniowo: Zjednoczona Lewica I i Zjednoczona Lewica II

("Wyborcza", 13.08.2015)

Mówi się, że nie istnieje rozum zbiorowy, tylko zbiorowe emocje. Mówią o tym wszystkie nauki, w których obszarze występuje rozum.

W demokracji niby rozum powinien być, lecz nieprzypadkowo obowiązuje "złota myśl", że demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego (Winston Churchill).

I tak męczymy w tym "nic lepszego". Męczymy się, a może nawet jeszcze bardziej będziemy się meczyć, gdy w tym "nic lepszego" zacznie rządzić PiS, który ma pomysły, aby skończyć z "najgorszym systemem" i wprowadzić jakąś miękką dyktaturę (Węgry, Turcja), tudzież elementy teokracji (Iran).

No i prosze, lewica zdaje się być lepsza w te klocki. Na rozum nie stawia, ale na emocje i to najnowszego typu: emocje w odcinkach.

Leszek Miller i Janusz Palikot to mają łby. Spojrzeli na sondaże, a tam nic, zero, null. Ale nie pomstują na elektorat. Wzięli się do ciężkiej roboty i się zjednoczyli. Tak mocno się zjednoczyli, że tak się nawet nazwali: Zjednoczona Lewica.

Tak sobie przypadli do gustu Miller z Palikotem, że w ich żelaznym uścisku zabrakło miejsca dla innych. I co ci inni zrobili? Zbuntowali się na ten żelazny uścisk, ubiegli "żelaznych" Millera i Palikota, zarejestrowali komitet o nazwie Zjednoczona Lewica.

Więc będziemy mieli: Zjednoczona Lewica I i Zjednoczona Lewica II. W każdym razie mamy lewicę w dwóch odcinkach.

Zjednoczoną Lewicę i sequel Zjednocza Lewica II. A sezon dopiero się zaczyna, do wyborów jeszcze trochę czasu zostało, więc może dojść do dalszych odcinków: Zjednoczona Lewica III i Zjednoczona Lewica IV.

Lewica nam się rozwija. Taką dają dawkę emocji, tak zaskakują, że chce się im kibicować, bo nie wiadomo, jak skończą. Skończą - to pewne, ale jak? Hamletyczna ta nasza lewica. Być albo nie być - postawili na to drugie.

środa, 12 sierpnia 2015

Duda tylko w ucieczce czuje się wolny


Andrzej Duda nie daje się poznać. Skutecznie ucieka w Polskę, w ludzi, w tłum. To nie jest poznawanie. Duda najwyraźniej się boi ludzi. I to nie jest paradoks. Tłum jest bezimienny, nie kieruje się rozumem, tylko emocjami. Tłum jest bezimienny, jedyny podmiot w tłumie z Dudą w tłumie to sam Duda. Duda dobrze czuje się tylko w swoim towarzystwie.

To nie są żadne paradoksy, to wychowanie Dudy. Duda został ortodoksyjnie wychowany przez rodziców i w Kościele (wszak ministrant). Duda jest skryty, przyjmuje pozycję obronną, ucieczkową z przyklejonym uśmiechem na twarzy. Sztuczny uśmiech na twarzy to barykada wnętrza.

Duda był tak sekowany, że musiał stworzyć mechanizmy obronne, nawet wbrew sobie. Duda ucieka w lud. To nie przypadek, lud wychwala Idola, swego bałwana (czyt. Stary Testament). Kolejna samotność Dudy. Tłum - opakowanie samotności.

Tak została uszyta ta postać. Przez dom, Kościół, a w ostatnim czasie przez prezesa Kaczyńskiego. Kazimierz Kutz uważa, że Duda to but uszyty na miarę nogi Kaczyńskiego. A ja strawestuję, iż to tajemniczy "człowiek w czarnym bucie". Wyklepany na szewskim prawidle: koscielnym, partyjnym.

Jan Hartman z kolei przewiduje, iż tajemniczy Duda zechce się emencypować od zależności Kaczyńskiego i biskupiej, gdyż wejdzie w konflikt z ich zachłannością. Duda został ukształtowany, ale w określonych granicach indoktrynacji. To go uwiera, to może nawet boleć, więc bedzie chciał wypowiedzieć posłuszeństwo, stwarzając swój własny ośrodek ideologiczny.

Duda na zawsze pozostanie ortodoksyjnym konserwatystą, ale zechce uzyskać jego koloryt samotności, własny folklor z tłumem w tle. Duda tak naprawdę nie zna siebie, dlatego jest nieobliczalny. I będzie uciekał, bo tylko w tym czynie czuje się wolny.

Więcej >>>

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Prawicowy but miażdży Krystynę Jandę


Krystyna Janda dostała się pod prawicowy but, a ten będzie deptał, aż nie zmiażdży. Taka jego obcesowość.

Wybitna aktorka śmiała popełnić w maju tego roku wpis na FB o patriotyzmie. Nie jest on strasznie oryginalny, bo podobne rózróżnienie zrobiła wcześniej Maria Peszek.

Janda patriotyzm podzieliła na dwa końce kija: patriotyzm prawicowy i nowoczesny. Ten pierwszy to "herezja smoleńska", patriotyczne hasła z tłem "żydo-maso-euro-komuny", z "Jarosławem Polskę Zbaw!", tudzież z ikonografią krzyży w przestrzeni publicznej, jako tradycją maczugi na innych.

A patriotyzm nowoczesny to codzienność płacenia podatków, kasowanie biletów w komunikacji publicznej, głosowanie w wyborach, a nawet sprzątanie po psie.

Nie mogło się to spodobać prawicy i ich butom, którymi ścierają innych na miazgę, na pył. Janda spotkała się metaforyką godną Mniszkówny, czyli Karnowskich, tudzież innych Pereirów: "Janda to aktorka jednej rozhisteryzowanej roli. Świetnie by zagrała Kopacz w jakimś filmie". "Doceniona" została aktorka, a może dziennikarka w innym mniszkowaniu prawicowym: "Pani Janda to taka Olejnik kina".

Powyżej twórczość twitterowa. Na portalach braci Karnowskich i Sakiewicza zlustrowano Jandę z czasów IV RP, gdy jej Teatr Polonia raczkował. Piórem posła PiS i ówczesnego wicemarszałka mazowieckiego ds. kultury Arkadiusza Czartoryskiego aktorce przypomniano, że wzięła dotację miliona zł na remont sali kina Polonia.

A Janda tylko napisała, że się boi, a więc nie chce.



Teatr Polonia Jandy jest prywatny, w świetle jej patriotyzmu taki spec od kultury, jak Jarosław Gowin (nie wspominam nad-speca Kaczyńskiego) może zechcieć Polonię repolonizować i uczynić szefową komisaryczną Dałkowską, Zelnika, a może nawet Rewińskiego.

Więcej >>>

niedziela, 9 sierpnia 2015

Macierewicz naukowo pracuje nad omotaniem Komorowskiego przez WSI


Trochę się wyjaśniło, gdzie zniknął Antoni Macierewicz, bo o nim wni widu, ani słychu na horyzoncie zdarzeń. Zniknął, wsiąkł, w czarnej dziurze pisowskiej "wspólnoty wszystkich Polaków", nad którą w pocie czoła pracuje prezydent Andrzej Duda.

Oto wiceprezes PiS wypłynął wraz prezesem Jarosławem Kaczyńskim oraz nadwornym historykiem Sławomirem Cenckiewiczem w Instytucie im. Lecha Kaczyńskiego w Warszawie.

Nazwiska wskazują, jaki to wsobny smrodek, pardon: ciepełko. W instytucie wykładano o "omotaniu" Bronisława Komorowskiego przez WSI i wielkim wkładzie, "przeogromnym", "Lecha Kaczyńskiego w wielkim procesie likwidacji WSI".

Tak jest! Macierewicz pracuje naukowo nad "omotaniem Komorowskiego przez WSI". Można się domyślać, że PiS planując dojście do władzy powierzy Macierewiczu rozwiązanie kwestii "omotania".

Macierewicz po badaniach naukowych w instytucie przygotowuje się do praktyki lustracji "omotania". Coś wiceprezes PiS milczy o zamachu na Lecha Kaczyńskiego, o katastrofie smoleńskiej. Pewnie już ma gotowy ostateczny raport i zapozna nas z jego treścią.

Zaniepokojonym komunikuję, Macierewicz wylazł z czarnej dziury PiS, rozwiązywał kolejną kwestię lustracyjną.

Więcej >>>

sobota, 8 sierpnia 2015

Premier Kopacz walczy z PiS i własnymi szeregami


Platforma chce nie przegrać z PiS? To dlaczego podstawia sobie nogi, strzela samobóje. Listy wyborcze z regionów, które spłynęły do centrali, może świadczyły o wewnetrznej demokracji w partii, ale ta partiokracja przedstawiała się bardzo kaprawo. Uczestnicy dialogów z afery podsłuchowej liczyli, że pamięć wyborców je skasowała.

Przeliczyli się, ale Ewa Kopacz zamiast rządzić musiała się zmagać z innymi chorobami platformersów i w rezultacie wyszedł chaos. A tak się nie zwycięża, tak się pogrąża. PO margines błędów został dawno wyczerpany, premier winna walnąć pięścią i nie cyckać się ze Stefanem Niesiołowskim, który swego czasu miał znaczenie dla polityki, dzisiaj to li tylko hreczkosiej.

Rozumiem zasługi Michała Kamińskiego dla premier Kopacz i PO, ale tego nie rozumie elektorat, który pamięć ma krótką, ale do takich zagwozdek - pamięć słonia. Roman Giertych wybił się na prawniczą niepodległość, ale sojusz polityczny z nim to katastrofa.

Co robi na jedynce w Poznaniu Szymon Ziółkowski? A dlaczego nie ma Anity Włodarczyk, ani Pawła Fajdka. Elektorat może pomyśleć, że Ziółkowski jest jak Kaligula, który wprowadził do senatu Incitatusa (konia), a sportowiec może zechcieć wystartować ze swoim młotem.

Dla mnie w polityce Ziółkowski ma tyle do powiedzenia, co jego młot. Koń może się uśmiać. Ewa Kopacz złożyła kapitalną deklarację po 10 godzinnym supermaratonie partyjnym: - PO należy do obywateli, a nie do aktywu partyjnego.

Piękne, zbyt piękne. To ilu obywateli było na tej hipernasiadówce? Pani premier, aby nie przegrywać, trzeba grać do przodu, ale nie tak jak przeciwnik pozwala, bo przeciwniem jest nie tylko PiS, ale i własne szeregi. Grać w otwarte karty z obywatelami, a szachrajów partyjnych zdyskwalifikować za bezrozumny doping. Piszę to jako obywatel, a nie żaden aktyw.

Więcej >>>

piątek, 7 sierpnia 2015

Teologia pisowska tożsama z upolitycznieniem religii

Andrzej Duda wykuwa nową teorię polityczną. Teologię pisowską, która jeszcze kilka lat temu nie była do pomyślenia. Jarosław Kaczyński silnie związał się ze środowiskiem radiomaryjnym i ten sojusz wyartykułowany został właśnie prezydenturą Dudy.

Na Krakowskie Przedmieście wraca cały sztafaż dewocjonaliów, obecnie będzie trudny do uprzątnięcia, bo wszelkie kółka różańcowe mają swego przedstawiciela w Pałacu Prezydenckim - Tego, Który Ratuje Hostię.

Magdalena Środa nazywa to ureligijnieniem PiS, a równolegle kler wyższy upolitycznił religię, katolicyzm.

Ta tendencja była do niedawna pokątna, wstydliwa. Prezes PiS używał jej na miesięcznicach, ale tylko jako maczugi na Bronisława Komorowskiego i Platformę.

Obecnie teologia PiS stała się jakby oficjalna, a sankcjonuje ją prezydent. Rytuały dewocyjne będą się wzmagać, bo zbyt wielu klientów z zakrystii będzie miało swoje interesy w Kancelarii Prezydenta.

O. Tadeusz Rydzyk uderzy w tony medialne: ilu jest katolików w Polsce i ile jest mediów stricte katolickich, tj. zarządzanych przez niego? Polityka multiplexowa Rydzyka dostanie wiatru w żagle.

Prędzej czy później musi dojść do kofliktu interesów: Duda, PiS a Rydzyk i jego wyższy kler. Czy Agata Kornhauser-Duda okaże się być "czarownicą", jak Maria Kaczyńska?

PiS nie tylko sobie zafundował ten nieuchronny konflikt z różnymi postaciami Kościoła katolickiego, ale przede wszystkim nam go zaserwował, bo ingerencja kółek różańcowych dotyczyć będzie nie tylko świata kultury ("Golgota Picnic", Nergal, itd.), ale konkretnych interesów ekonomicznych, własnościowych, ale przede wszystkim najporęczniejszego narzędzia: wartości chrześcijańskich.

Więcej >>>

czwartek, 6 sierpnia 2015

Czarno widzę rozdział Kościoła od państwa (Duda prezydentem)


Andrzej Duda w parlamentarnym orędziu stępił swój radykalizm prezentowany w kampanii wyborczej, ale należy na wystąpienie spojrzeć poprzez inną - ważniejszą - kampanię parlamentarną.

Duda w dalszym ciągu jest zagadką. Bo nie wiemy, na ile zdecyduje się zrzucić kaganiec prezesa PiS, a skład Kancelarii Prezydenta wskazuje, że ma obok siebie sporo cerberów z Nowogrodzkiej.

Nowy prezydent zapowiedział współpracę z rządem. Jaki rząd miał na myśli? Nie powiedział, ale w PiS jest oczekiwanie, że to oni będą podnosić Polskę z "ruin".

Tak naprawdę Dudy nie znamy, to ciągle królik wyciągnięty z cylindra prezesa. Polityk - jak każdy z nas - sprawdza się w trudnych, niejednoznacznych sytuacjach. A takie szybko się zdarzą, choćby na forum UE.

Czy ten prezydent z cylindra może być dobrym prezydentem? Często zdarzało się, że przypadek był szczęśliwym losem, może takim być Duda.

Na mszy Duda usłyszał od szefa Episkopatu abp Stanisława Gądeckiego, że "Kościół nie pragnie uczestniczyć w rządzeniu Polską, nakłada na wiernych jedynie obowiązek wieności przekonaniom".

Jakim przekonaniom? Przekonaniom biskupów polskich. Dogmatom polskiego Kościoła katolickiego. Abp Gądecki zastrzegł sobie rolę arbitra, będzie wiernemu Dudzie nakładał przekonania.

Czy to nie jest władza? To jest władza bez odpowiedzialności. Narzędziem ma być Duda i on ma ponosić odpowiedzialność, a nie abp Gądecki, który rozstrzygnie, czy realizuje nałożone na niego przekonania, czy nie.

Duda nie potrafi się dystansować, jako katolik, od funkcjonariuszy Kościoła, więc czarno widzę rozdział Kościoła od państwa. Czarno.

Więcej >>>

środa, 5 sierpnia 2015

Dudy dwa listy o zapowiadanej katastrofie i trzeci list, który nie został wysłany


Andrzej Duda pisze listy do czytelników dwóch pism. Do redakcji reakcji "Gazety Polskiej", z którą Dudzie po drodze, ale i napisał list do "Gazety Wyborczej", z którego dowiadujemy się, iż Duda pomylił redakcje, pomylił się kompletnie.

Duda zawiadamia, że nie podobają mu się reformy (szczególnie emerytalna), że nie podoba mu się konstytucja, ani Polska, które świetnie sobie radzi.

Duda proponuje kontrreformy, kontrKonstycję. Duda zamierza wycofać Polskę z drogi do nowoczesności i ten program - w istocie antyprogram - podrzuca w formie listu do "Wyborczej", która nie jest z parafii polityka PiS.

Duda napisal dwa listy, ale nie napisał najważniejszego: zaproszenia dla polskiego polityka najwyżej usytuowanego w hierarchii polityki europejskiej, Donalda Tuska.

Nieporozumienie?

Nie. Manipulacja, jak te listy, jak propozycja wycofania Polski z trudnej drogi do nowoczesności. Duda  to przedstawiciel parafiańszczyzny, która może zostać wzmocniona wygraną PiS w wyborach parlamentarnych.

A taka katastrofa jest możliwa.

Więcej >>>

wtorek, 4 sierpnia 2015

Diabelska alternatywa biskupów polskich


Tego jeszcze nie było. Hierarchowie Kościoła katolickiego publicznie strofują najwyższy urząd w państwie i przedstawicieli narodu w Parlamencie, iż postąpili niezgodnie z doktryną stworzoną przez tychże mianowanych w Watykanie hierarchów.

Hierarchowie nie tylko pouczyli, pogrozili, ale przede wszystkim zbeszczecili najważniejsze demokratyczne decyzje Polaków, jakim jest wybierany prezydent RP, w tym wypadku Bronisław Komorowski.

Biskupi publicznie wyrazili swoją wyższość, bo taką jest arbitralność oceny jakiejkowliek decyzji politycznej. W tym wypadku chodzi o ustawę o in vitro, która została przegłoswana w Parlamencie i uzyskała parafę prezydenta.

Hierarchowie w ten sposób potwierdzili swoje uczestnictwo w grze politycznej, choć nie są podmiotem, który podlega procedurom demokratycznym.

Biskupi narzucają Polsce hybrydę ustrojową, która nie jest spisana w Konstytucji, a nawet w konkordacie, iż żyjemy w quasi demokracji teokratycznej.

Biskupi wykluczyli prezydenta Komorowskiego i polityków głosujących za ustawą o in vitro z pełnego uczestnictwa w konfesji, ale - achtung! achtung! - zostawili furtkę. Politycy mogą posypać sobie głowy popiołem, żałując i odwołując swoje decyzje.

Taka Canossa nazywa się rządami dusz, a ścislej: publicznym batożeniem. A gdyby trzymać się formuły prawnej: Kościół dokonał publicznego linczu na prezydencie Komorowskim i politykach głosujących za ustawą o in vitro.

Taką diabelską alternatywę zaproponowali hierarchowie Kościoła katolickiego Polsce i Polakom.

Więcej >>>

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Kowal swego partyjnego losu


Paweł Kowal swego czasu mógł się zaliczać do polityków, którzy na prawej stronie (konkretnie w PiS) będą w stanie wprowadzić debatę z użyciem rozumu, a nie średniej jakości emocje.

Tak mogło się wydawać, nawet wówczas, gdy znalazł się w relegowanej grupie i utworzono podmiot polityczny z anemią - Polska Jest Najważniejsza.

Okazało się, że politycznie Kowal jest anemiczny, intelektualnie niezbyt sprawny, przede wszystkim histeryczny. Takie było jego zachowanie choćby na kijowskim Majdanie. Histerycznie.

Tym samym Kowal wskazał na siebie, jako polityka zbędnego, który trzyma sie tej profesji, bo nic innego nie potrafi. No i ten styl - fatalny, by nie napisać badziewny.

O czym świadczy jego rozmowa w TOK FM z Dominiką Wielowieyską, gdy przyszło mu bronić klejnotu PiS - SKOK-ów i jego szemranego twórcy Grzegorza Biereckiego - senatora.

Fatalny styl Kowala - opisuje go jako przedstawiciela klasy zbednej, próżniczej, która zabrudza marginesy (mankiety) medialne.

Kowal obruszył się na Wielowieyską, gdy ta językiem żurnalistycznym nazwała delikatnie, iż Bierecki jest autorem jednej z największych afer finansowych III RP.

Ależ, panie Kowal, chciałoby się uczynić radio aktywne w obie strony - czarno na białym Bianka Mikołajewska udowadnia, że ta afera zasługuje na miano największego przekrętu III RP.

Kowal jednak to człowiek ze struktur partii, w których rozum został relegowany. Można śmiało na podstawie te zbędnej postaci politycznej innych określić: tyle rozumu, co u Kowala losu partyjnego. Niewiele, a może nic.

Więcej >>>

sobota, 1 sierpnia 2015

PiS zdewastuje nie tylko zewnętrzne stosunki Polski


Michał Szułdrzyński w Politico.eu projektuje przyszłe stosunki polsko-niemieckie pod prezydenturą Andrzeja Dudy i po ewentualnym zwycięstwie PiS w wyborach parlamentarnych.

Publicysta stawia tezę, że ulegną one ochłodzeniu, a polska polityka zewnętrzna w stosunku do sąsiada z zachodu stanie się bardziej "samodzielna", zauważalna.

Tezy - a w zasadzie warunki - zostały przedstawione w jednym z wywiadów Krzysztofa Szczerskiego, który - jakby z pozycji silniejszego - dyktował respektowanie polskiej racji stanu. Nie jest to przekonywanie do naszych racji, jest to arbitralne postawienia równorzędności/wyższości, które mogą spotkać się tylko z lekceważeniem.

Było i jest to typowa tromtadracja i wypinania piersi, której możliwości nie ma ani Szczerski, a jego przyszły zwierzchnik Duda.

Szczerski prezentuje polską niedojrzałość, zieloność, która jest źle pożytkowana. A to zawsze odbywa się ze szkodą dla Polski.

W szkodzeniu PiS ma szczególną wprawę, a stosunki polsko-niemieckie to feblik prezesa Kaczyńskiego. Szułdrzyński przypomina, iż w latach 2005-2007 ciężar zewnętrznych stosunków został przesunięty z Berlina i Paryża w kierunku Wielkiej Brytanii i USA.

Otóż Szułdrzyński czyta, jak chce, a pamięć ma wybielającą. Owszem, polityka unijna w trakcie IV RP została solidnie zdewastowana, ale nie kosztem anglosaskim, a polonijnym. Stosunki dyplomatyczne Anna Fotyga miała świetnie ze skostniałą Polonią w USA. I to była esencja polityki PiS. Ledwie antyszambrowała u wpływowych kongresmenów amerykańskich pochodzenia polskiego.

Dlaczego Duda miaby być lepszay? Jarosław Kaczyński będzie robił mu korekty poprzez wywiady w mediach prawicowych, a te niejednokrotnie mają barddzo silny przekaz z wyraźnie deprecjonującym wizerunkiem np. Angeli Merkel. To się sprzedaje medialnie, bo dewastuje.

PiS zdewastuje Polskę wewnątrz i na zewnątrz, jeżeli mu na too pozwolimy.

Więcej >>>