wtorek, 30 grudnia 2014

Rok 2014 należy do Platformy


Rok 2014 jest najefektowniejszym rokiem zwycięstw Platformy Obywatelskiej, chociaż na taki się nie zapowiadał, gdy w połowie jego wybuchła afera kelnerska. Przegrać z kelnerami! - zgroza! Na to się zapowiadało, Donald Tusk nie znajdował żadnej recepty. Kompromitowało się państwo, kompromitowały media, które transmitowały z taśm nieobyczajne językowe kawałki.

Polityka Platformy wydawała się być oparta na piarze, a tak naprawdę na picu. Dlaczego? Bo opozycja jest taka sama. Z tym picem Platforma przegrywała, co nawet pokazywały słupki sondażowe.

A jednak PO wyszła zwycięsko i to ona święci triumfy. A może to my jesteśmy z picu? Mamy wymagania, których rząd nie może spełnić? Rzeczywistość picu, elektorat z picu, polityka picu.

Dlaczego nie potrafimy rozmawiać o rzeczywistych wartościach, o twardej rzeczywistości, tylko np. o takim picu, jak marsz 13 grudnia. Pic, który faktycznie kosztował PiS (czyli nas) 50 mln zł z dotacji  budżetowych na partie polityczne.

Za te pieniądze Jarosław Kaczyński wygłosił swoją teorię picu. Prezes PiS wszak powiedział: picować to my, nie nas picować. Taki to z niego picuś nr 1.

A jednak uważam, że picowanie zostało wstrzymane przez rządzącą PO. Donald Tusk dostał najitratniejsze politycznie stanowisko w Europie. Tam nie można picować. Teoretycy picu w kraju najpierw dopatrzyli się w pracy Tuska wielkiego picowania. Ale to on okazał się sprawnym organizatorem pierwszego szczytu europejskiego. Kolejne szczyty - ważniejsze - przed nim, a tam polskiego picu nie zniosą.

Największe zwycięstwa PO odnosi w kraju, a jest nim Ewa Kopacz jako premier, która wydawała się łatwym chłopcem do bicia przez lokalnych picusiów. Ewa Kopacz dziwnie łatwo daje sobie radę z picusiami. Podobnym zwycięzcą jest Grzegorz Schetyna, który na nowo urabia naszą pozycję międzynarodową.

Premier Kopacz musi się jeszcze nauczyć rozmawiać o wartościach z mediami, które sprzedają picowanie jako dziennikarstwo. Platforma przestała picować, bo krajowi groził PiC, to jest PiS.

sobota, 27 grudnia 2014

Duda ma wszystkie cechy charakterologiczne PiS


Niewielu Polaków zna Andrzeja Dudę, dlatego kandydat PiS na prezydenta postanowił wszystkim Polakom złożyć życzenia.

Paradoks?

Tak - jak cała partia PiS, jak prezes Jarosław Kaczyński. Czego prezes nie dotknie językiem, musi zostać skłamane, przeinaczone. To charakterystyczne i charakterologiczne.

Taki jest prezes, tacy są politycy w jego partii. Duda żłożył życzenia jako kandydat na prezydenta, choć kampania nie została jeszcze zapoczątkowana. Duda złamał prawo.

To następna cecha charakterologiczna PiS. Mają prawo złamać prawo, bo owo prawo mają wpisane w nazwę partii.

Z jakich pieniędzy finansował Duda swoje prywatne życzenia dla wszystkich Polaków? Przecież nie z własnej kieszeni.

Duda życzył świątecznie wszystkim Polakom z pieniędzy Polaków.

To jest bardzo logiczne. W Polsce tak są ułożone finanse partyjne, że praktycznie wszyscy politycy to nieroby.

Niczego w życiu nie dokonał, nie osiągnął taki polityk, jak Duda, bo musi dbać o karierę polityczną. Po to został nierobem, aby być politykiem.

To jest paradoks nie tylko PiS, ale większości polityków. I ten Duda chciałby być prezydentem wszystkich Polaków dlatego, że korzysta z pieniędzy wszystkich Polaków, aby złożyć życzenia.

Na razie kwalifikacją na polityka w kraju jest nieróbstwo. W tym kierunku zdąża Duda. Na razie niewielu Polaków go zna. Ale jak wszyscy się dowiedzą, że jest nierobem, to wówczas ma szanse zostać prezydentem RP, bo Polacy bardzo - ale to bardzo - lubią nierobów łamiących prawo.

Ciekawa postać ten Duda, jak prezes Kaczyński.

Więcej >>>

niedziela, 21 grudnia 2014

Witajcie w antyMeksyku, czyli w Polsce

Możemy tylko Meksykonam pozazdrościć Konstytucji. Duchowni nie mogą występować przeciwko prawu obowiązującemu w kraju, instytucjom, ani barwom narodowym.

To jest prawdziwy rozdział państwa i kościołów. Postanawia to konkretny artykuł konstytucji Meksyku. Kler znajduje się poza polityką, jest od innych rzeczy i kwestii, od konfesji. Kler nie wytwarza żadnych dóbr trwałego użytku.

W Polsce oprócz Konstytucji, która gwarantuje rozdział państwa i Kościoła, mamy konkordat - prawo bilateralne, które reguluje stosunki prawne między państwem a przedstawicielami Kościoła. Polska jest gospodarzem konkordatu i rozstrzyga jego prawomocność swoją Konstytucją. To konstytucjonaliści winni przyjrzeć się bliżej naszej Konstytucji, czy duchowni mają aż takie prawo psucia państwa świeckiego, na którego dobro pracuje cały naród.

Polskie życie polityczne i społeczne zostało zdeformowane przez kler. Oto przychodzi w piątek (19.12.2014) Tadeusz Rydzyk do Sejmu polskiego i żąda, aby ciało konstytucyjne - KRRiT - odstąpiło od nałożonej kary na jego media.

Ten sam kapłan o partii rządzącej w tym samym dniu i miejscu w Sejmie mówi: "Starą matką dzisiejszej PO jest PZPR". Jak takie słowa można nazwać? Ten kapłan pluje na władze, na kraj i wybory Polaków, ma w pogardzie ludzi i instytucje. Tak mówi dalej o odwiedzinach Sejmu: "Duchowny przychodzi, ponieważ duchowny idzie do grzeszników".

Klasa kleru nie wytwarza oprócz miraży żadnych dóbr. Miraże nie potrzebują funkcjonariuszy. Miraże dobrze mają się bez kleru, ale kler bez omamów oferowanych społeczeństwu w ogóle jest niepotrzebny.

Witajcie w Polsce, czyli w antyMeksyku.

Więcej >>>

sobota, 20 grudnia 2014

Grass: "Za­chód skła­da Ukra­inie obiet­ni­ce, któ­rych nie może do­trzy­mać i sieje nie­po­kój po obu stro­nach”


Guenter Grass udzielił wywiadu wiedeńskiej gazecie "Der Standard". Omawia go "Deutsche Welle". Jak to Grass, mówi po to, aby prowokować, aby uzmysławiać, aby powodować dyskusję.

Grass twierdzi, że III wojna światowa się zaczęła i jest to wojna o podział zasobów, jakie jeszcze na globie zostały.

Ale ciekawsza dla nas jest konstatacja dotycząca Rosji. Otóż Grass to typowy przykład socjaldemokraty niemieckiego, który zawsze ma zrozumienie dla Rosji, niezależnie od tego, kto tam rządzi. Rosja zdaje się, że zawsze ma taką sama ideę: mocarstwowość.

Grass, jak Helmut Schmidt, Gerhard Schroeder, broni Rosji przed Zachodem. NATO wykazuje w stosunku do niej "pewną agresywność". Powoduje to lęki w Putinie, zrozumiałe z powodu zbliżenie "zachodniego Sojuszu i Unii Europejskiej".

Ależ taka sytuacja po II wojnie światowej jest zdaje się obowiązkowa i na tym wzrosło bogactwo UE, a w szczególności Niemiec. Sojusz chronił Niemcy, w tym socjaldemokrację niemiecką.

Inklinacje niemieckich socjaldemokratów do Rosji są szczególne, a do Putina wyjątkowe, bo takie przejawia też prawica francuska. Jedynie pragmatyczni Anglosasi dystansują się od wielkomocarstwowości Rosji Putina.

Grass dostrzega to, co my nie chcemy przyjąć do wiadomości, iż obietnice składane Ukrainie są przez Zachód nie do zrealizowania. A sama Ukraina sobie nie poradzi.

Więcej >>>

piątek, 19 grudnia 2014

Matura z kropidła. Potrzeba nam więcej jezuitów Skargów, a mamy tylko redemptorystę Rydzyka


Poznańskie liceum może być pilotażowe. Chemia i informatyka tylko w pierwszym roku nauczania i godzinę tygodniowo. Wystarczy. Ale za to lekcje religii dwie tygodniowo - w pierwszym roku nauczania, drugim i trzecim.

Słusznie. Bo to religia może wytłumaczyć komplikacje świata i jego powstania. Kosmogonia jest kreacjonistyczna, a nie żadne Bach Bach, czy tam jakieś Big Bang.

Nauka młodzieży idzie w dobrym kierunku. Czy nie widzicie zagrożeń? Wszyscy chcą nas dopaść, zewsząd tłoczy się wróg.

Polsce potrzebny jest Piotr Skarga, a nie Curie-Skłodowska. Na maturze młodzież ma być egzaminowana z pogonienia Nergala i Behemotha z klubu uniwersytetu medycznego w tymże Poznaniu, albo jak to modły wiernych wypędziły z Krakowa dwa kluby Cocomo.

Matura z kropidła. Rząd dostał zadanie domowe od Episkopatu i ma to przemyśleć do przyszłego roku. A ten Fundusz Kościelny to sobie przemyślany zostanie pod nowym rządem PiS-owskim w 2016 roku..

Dobrze także się stało, że z działki kultury 16 mln zł poszło na Świątynię Opatrzności Bożej. Bo nie daj boże minister Małgorzata Omilanowska wpadłaby na pomysł, aby w tym samym Poznaniu sponsorować na Festiwal Malta "Golgota Picnic", albo inne "Big Bang Jahwe", jak to Najwyższemu batuta w dniach stworzenia wypadła z rąk.

Tak trzymać minister Joanna Kluzik-Rostkowska, potrzeba nam więcej jezuitów Skargów, a mamy tylko redemptorystę Rydzyka.

Idziemy w dobrym kierunku. Alleluja i do przodu.

Więcej >>>

środa, 17 grudnia 2014

Kilometrówki, na których dorabiali się posłowie

Co to jest ta kilometrówka? Wszyscy zostali na niej złapani. No, dużo posłów w każdym razie. Skojarzenia językowe można mieć różne. Gdy tu i ówdzie się bywa, nie od rzeczy może być asocjacja z kilometrami na drodze, a tam zwykle stoją panienki i wszystkie polskie problemy, włącznie z polskimi posłami.
Prokuratura wzięła się za pawie ogony, czyli nasze codziennie w mediach gadające głowy, które przekonują, jakie one są mądre, piękne, et cetera, za to głupie są przeciwne głowy. Stroszą się w te pawie piórka. Okazuje się, że po wystąpieniach medialnych wracają na polskie drogi, aby robić kilometrówki.

Wszak trzeba na jakimś poziomie żyć. Za te kilometrówki wzięła się prokuratura. I dużo tych posłów poszło pod nóż. Jak tak dalej pójdzie, to nie potrzeba żadnej wojny, ani Rosji w Polsce, Sejm się zdziesiątkuje z powodu kilometrówek.

Do trójki madryckiej byłych posłów PiS, prokuraturze dorzucono Radosława Sikorskiego i Sławomira Neumanna z PO, oraz 9 posłów PiS.

Kiedyś kilometrówki rejestrowała policja - i było w porządku. Zarejestrowana kilometrówka była odhaczona. A teraz w tę profesję wpadli posłowie.

Prokuratura będzie miała kupę robotę, a na jaką obstrukcję polityczną będzie narażona. Obawiam się, że nawet zarażona.

Już się zaczęło. Wśród kilometrówek jest posłanka PiS Krystyna Pawłowicz, która wydała oświadczenie, a wynika z niego, że jak wezmą się za jej kilometrówkę to zaskarży, poda do sądu. Kogo? Prokuraturę. Tego jeszcze nie było.

Trochę się nie dziwię. Fajnie się oskarża innych, ale samemu być oskarżonym? Zwłaszcza, że jest się winnym.

Sejm to Polska w pigułce. Złapani, jak dorabiają się na kilometrówce. Tak wystawiać swoją reputację? To się nie godzi. Na to Polska nie zasłużyła.

wtorek, 16 grudnia 2014

Lewica ma szanse, ale nie lewica z buta


W jak fatalnej kondycji jest lewica, świadczy wystawianie kandydatur na prezydenta. Janusz Palikot jasno dał do zrozumienia, że jest wierny sobie. W wyborach 2010 rolu popierał Bronisława Komorowskiego, obecnie też. Palikot wystawił siebie jako kandydata, uzbiera zero procent, więc nie tknie Komorowskiego. To jest polityczna wierność mimo upływu lat i partii.

Równie ciekawie jest na lewicy SLD. Leszek Miller po wyborach samorządowych, nawet nie szepnął, ba! - nie pomyślał, aby wystawić siebie. Zaczął się rozglądać wokół i znalazł kandydata Ryszarda Kalisza.

Napisałem "znalazł kandydata". Nie - znalazł kandydata na kandydata. I nie jest to kandydat, który będzie poddawany wyborom wśród aparatu SLD, ale kandydat ma "się pospotykać". Jak się "pospotyka", to Leszek Miller klepnie Kalisza. Pospotykanie ma dać 15-16 proc. Rozumiem, że procenty mają być sondażowe. A nie te "pospotykane" na spotkaniach.

Jeżeli Kalisz jest kumaty, to może "pospotykać się" z dyrektorami sondażowni TNS Polska i CBOS. I mu podskoczy do mitycznych 15-16 proc.

A jak nie podskoczy po "pospotykaniu" Kaliszowi, to co? Tego Miller nie powiedział. Lewica SLD (podkreślam ten oksymoron) nawet gdyby wystawiła Aleksandra Kwaśniewskiego, to nie osiągnęłaby 16-16 proc. Choć Kwaśniewski by chętnie się "pospotykał". Lubi spotkania, ot co.

Kalisz po przejściach nadaje się w tej chwili najwyżej na doradcę Tomasza Nałęcza. A przy dobrym ciśnieniu mógłby zostać Falandyszem Komorowskiego.

Lewica sobie zgotowała ten los. Jej politycy są niestrawni dla wyborców, bo do takiej sytuacji dopuścili. Nie szukają wyjścia. Gotują się we własnym sosie, a nawet przyrządzają jeszcze coś bardziej niestrawnego, jak Chaplin w "Gorączce złota" strawę dla elektoratu: zupę z buta.

Wieszczę, że w tej chwili Barbara Nowacka, bądź Robert Biedroń są w stanie wyciągnąć więcj niż 15-16 proc. Ale trzeba porzucić mity "pospotykania się". Spotkać się z młodymi politykami, młodymi ludźmi. A nie serwować strawę z buta.

Więcej >>>

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Macierewicz wypadł z obiegu, błąka się z gender


Antoni Macierewicz wypadł z obiegu. Jego specjalizacja "katastrofa smoleńska" nie ma obecnie w PiS priotytetu. Jako aktywny medialnie poseł stał się bezrobotny. Jarosław Kaczyński swego zastępcę nie wciągnął do zespołu szybkiego reagowania w sprawie sfałszowanych wyborów.

W marszu 13 grudnia Macierewicz dostał cokół do przemówień, ale tylko dlatego, że w sekcie PiS ma swoją frakcję trotylową.

A tak Macierewicz jest bez przydziału, błąka się. I widać wyniki jego zagubienia, iż mylą mu się podstwowe terminy będące na agendzie debaty.

Oto w podległym mu terenie zarządzania sektą w Bełchatowie w jednej ze szkół odbyła się lekcja pokazowa gender.

Odbyła się i po czasie Macierewicz jej się sprzeciwił. Nikogo nie dziwi, że Macierewicz się sprzeciwia, bo on tak ma. Słyszał, że dzwony biją, tylko nie wie, czy w Bełchatowie, czy w Toruniu u Rydzyka, a może dzwon Zygmunta u kard. Dziwisza,

I owo gender uznał za demoralizujące, wnioskował, aby tym zajął się pisowski zespół parlamentarny do walki z ateizacją.

Wypadł Macierewicz z obiegu, stracił kontakt z problemami, z rozumem i ze współczesnością.

Jak się ma gender do demoralizacji, wszak naucza o roli społecznej płci. No i jak gender ma się do ateizmu, czy nawet walki z ateizmem.

Macierewicz ma w głowie groch z kapustą. I powinien zostać kucharzem, aby ze swoich składników rozumowych upichcić cokolwiek publicznie strawnego, a nie zajmować się sprawami, o których nie ma zielonego pojęcia.

Więcej >>>

niedziela, 14 grudnia 2014

SKOK-i upadają, więc ratują się z nich bonzowie jak mogą

Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK-ów tak podlicza rządy Ewy Kopacz, że można przypuszczać, iż przygotowuje się do wyborów parlamentarnych. Albo chce zostać senatorem, jak Grzegorz Bierecki, albo przynajmniej posłem.

Szewczak nie pisze, jak ekonomista, ale pisze jak polityk i to z pierwszego szeregu u Jarosława Kaczyńskiego.

Prezes PiS zwykle nie podaje żadnych liczb, bo na wiecach nie czyta z kartek, Szewczak liczby przeplata z diagnozami Kaczyńskiego. Ekonomista SKOK-ów ma tę przewagę nad prezesem, że na razie nie wiecuje, siedzi przed monitorem komputera - i jedzie na całego na premier Ewę Kopacz.

Publikuje rzecz jasna na zaprzyjaźnionym portalu braci Karnowskich. Najpierw wali w premier, jak Kaczyński, a następnie uderza w Komisję Nadzoru Finansowego, która wg tego ekonomisty jest niepotrzebna i winna upadających SKOK-ów.

Tytuł materiału i wymowa są oczywiste: "To ekonomiczna wojna prowadzona z własnym narodem..."

Z takiej grubej Berty jeszcze do demokratycznie wybranych władz w Polsce nikt nie strzelał, oprócz Szwedów w czasie Potopu.

Szewczak jak Bierecki nie lubi nadzoru. SKOK-i toną, więc robi abordaż na rząd i przyłącza się do PiS. Ciekawe, czy go Kaczyński wciąnie na listę wyborczą? Szewczak musi się spieszyć. Upadek SKOK-ów tuż tuż, a prezes listy wyborcze ma już poukładane w głowie. Może nie znaleźć się miejsce na takiego "wybitnego" analityka ekonomicznego. Szewczak musi poprawić atak, bo zjawi się jakiś Kmicic i wysadzi kolubrynę SKOK w powietrze szybciej niż ona sama siebie, bądź KNF.

Więcej >>>

sobota, 13 grudnia 2014

Targowisko próżności prezesa


Marsz Kaczyńskiego nie miał niczego wspólnego z rocznicą stanu wojennego. Prezes PiS w tym dniu co roku czuje dyskomfort, nikt na niego w 1981 roku nie chciał się zasadzić.

Prezes nachętniej swoją partyjną służbę i elektorat zwoływałby na gwizdek. Z aparatczykami to by wyszło, ale jak fatalnie wyglądałoby w telewizji, szczególnie na tle Rydzyka, który w te maszerujące klocki jest zdecydowanie lepszy.

Kaczyński wykorzystał gwizdek rocznicy stanu wojennego, aby spełnić swoją polityczną powinność. Nagadać, napluć, bo w życiu żadnych innych umiejętności nie posiadł.

Prezes wyraźnie się twórczo cofa, o czym świadczyły jego przemówienia. Słupki sondażowe też mu siadają. On się ich zresztą boi.

Kaczyński naprawdę się boi rządzić. Gdyby mu podskoczyło w słupkach, to zrobiłby wszystko, aby PiS opadło.

Prezes jest katastrofą, jego ludzie są katastrofą. I w tym widzę wielką troskę prezesa o Polskę. Kaczyński nie życzy Polakom tak źle, aby nami rządzić.

Jego raduje ten splendor okazywany przez wierny lud, oklaski, gdy otwiera usta i zamyka. Wówczas puchnie w nim ego, nadyma się. To wystarcza. I tak więcej osiągnął niż inni. Nikt nie ma tyle aplauzu na swoją cześć, niż Jego Wysokość Próżność JK.

Jego pustka jest doceniana. To dało się odczuć w te uroczystości świętujące Stan Wojenny. Prezes też dba, aby nadymając się, nie pęknąć. Pilnuje się. Ludzki pan. A że kogoś krzywdzi, szczególnie rządzących i tych, którzy na niego nie głosują? Toż oni sobie poradzą.

13 grudnia 2014 roku był dniem bez sensu, zwykłym tagowiskiem próżności prezesa.

piątek, 12 grudnia 2014

Matuzalem Kaczyński - miejcie empatię dla przegranego


Rok 2014 dla Jarosława Kaczyńskiego kończy się fatalnie. To jakaś cofka bez mała do roku 2007. Wówczas złorzeczył na Donalda Tuska za wszelkie przegrane, dzisiaj jeszcze gorszymi słowami okłada Ewę Kopacz, ale ta kpi z niego w żywe oczy.

Kaczyński ponosi same straty. Najprawdopodobniej II tura wyborów była gorsza od pierwszej z powodu, że prezes PiS tak silnie odczuł porażkę (a przecież to było minimalne zwycięstwo), że podniósł ją do rangi fałszerstwa.

Kolejna strata to Adam Hofman. Rzecznik jakiego żadna partia nie posiada, momentami lepszy od samego prezesa. Ba, czasami można było sądzić, że Hofman to prawdziwy prezes PiS. Hofman zabawił się zanadto w Madrycie. Tak jak Kaczyński zapędza się w ferworze retorycznym.

Ale żeby zaraz wyrzucać? Czy nie lepiej było ochrzanić, opieprzyć. Przecież ten Mastalerek to cienki Bolek. Coś mi się widzi, że prezes pracuje nad przysłowiem: "Mądry prezes po Hofmanie, lecz prezes z Mastalerkiem nową przypowieść sobie kupi, że i przed Hofmanem i po Hofmanie głupi".

No a największa strata prezesa to biskupi. Ostoja, jak w banku. Kaczyński co niedziela zasuwa do kościoła, jeździ na pielgrzymki, śpiewa na rocznicach Radia Maryja, a tu plama. Biskupi dali nogę, prezesowi wypowiedzieli.

Nie wiem, czy nie największa strata. Co ja piszę - cofka - prezesowi rzeczywiście cofnęło się do prehistorii współczesności. Do roku 2007, który zapowiadał 7 lat chudych. Najnowszy sondaż CBOS: 43 do 28 dla Platformy. Toż to zapowiedź następnych 7 lat chudych. Jak tak dalej pójdzie to Kaczyński prognozę swojej obecności w polityce polskiej będzie musiał przesunąć z 2027 roku do 2034.

Matuzalem. I z takim bagażem oglądać będziemy Kaczyńskiego w marszu - nawet zapomniałem nazwy z tej mojej wrażliwości, empatii, do prezesa - coś tam w obronie demokracji i wolnych mediów.

Do tej pory prezes przedstawiał się jak Mojżesz, teraz Matuzalem. Przygnieciony stratami, porażkami, niewdzięcznością rodaków, którzy nie chcą głosować, jak Kaczyński sobie życzy. Miejcie wyrozumiałość dla prezesa, gdy walnie to i owo. On taki jest, ale te wszystkie porażki, każdego by załamały - i będzie gorzej niż zwykle.

Idzie prezes, przepuścić go! Matuzalem. Gada niestworzone rzeczy - przepuścić mimo uszu. Taryfa ulgowa, należy mu się! Tyle lat w polityce i same straty!

czwartek, 11 grudnia 2014

Stankiewicz i Brudziński w niepisowskim kraju, czyli dziadowskim


Ewa Stankiewicz nie zawodzi. Spojrzała przez nasze oczy i zobaczyła: "na naszych oczach rozpada się system demokratyczny w Polsce".

Stankiewicz próbowała ten system demokratyczny ratować, wdzierając się do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej. Pisze o tym na swoim blogu, ale nie "naszym".

I w tym momencie zgadzam się z Joachimem Brudzińskim, który w TV Republika zapraszając na marsz 13 grudia nazwał nasze państwo dziadowskim.

Tak jest! W niedziadowskim państwie Stankiewicz by nie uderzyła w splot słoneczny demokracji. Nie chcę pisać, co by ją spotkało w takich Stanach Zjednoczonych, gdyby wdarła się do Białego Domu.

Zapewniam, że nie dzieliłaby się widzeniem "naszymi oczami, w których rozpada się demokracja".

Ale Polska to dziadowski kraj, Brudziński, który nic nie wniósł do polityki, oprócz swojej gburowatości, może uchodzić za wzorzec posła dziadowskiego (intelektualnie jest kimś takim), powalczy jednak o przezroczyste urny, aby siedzący tam krasnale nie stawiali krzyżyków.

Taki będzie wymiar moralny, intelektualny, historyczny, marszu 13 grudnia: krasnal w przezroczystej trumnie. Przepraszam: urnie.

To kabaretowo. A poważnie: Brudziński i jego koleżanka Stankiewicz oraz prezes w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego jeszcze raz pokażą pogardę dla wszystkich Polaków, którzy nie głosowali w wyborach na PiS.

Wszyscy fałszowali, bo nie głosowali na PiS. Polska - kraj fałszerzy, oprócz pisowców. Przyznam się, że też fałszowałem, bo nie głosowałem na kandydata PiS.

Więcej >>>

środa, 10 grudnia 2014

Opis obyczajów za panowania w opozycji Jarosława Kaczyńskiego

W polskiej polityce partyjnej zatracony został sens. Namniej w niej sensu politycznego. Politycy przekraczają granice moralne i nie przyjmują do wiadomości, że powinni sferę publiczną opuścić. I zająć się tym, w czym są lepsi, np. a byciu celebrytami.

Gdyby to, co zdarzyło się trójce madryckiej, miało miejsce w jakimś przedsiębiorstwie, zostaliby dyscyplinarnie zwolnieni z tzw. wilczym biletem.

Partie twierdzą, że poseł zostaje posłem, bo "wyborcy mu zawierzyli". Wyborcy wybierali Adama Hofmana i jego towarzyszy eskapady madryckiej, aby pokazywał się na głównym placu w Madrycie w stanie nietrzeźwym i w te sposób ich reprezentował?

Sfera publiczna, sfera reprezentantów narodu, została zagospodarowana przez mierne, by nie rzec nikczemne postaci. Dopóki nie podpadną liderowi, bądź prokuratorowi, mogą wyprawiać podobne brewerie, jak Hofman i jego kompani w Madrycie.

Gdyby nie kampania wyborcza, Hofmanowi nic by się nie stało. Bracia Karnowscy, bądź dziennikarze "Wprost", albo podobnego tytułu, znaleźliby równoważnik skandalu wyssanego z palca na Radosława Sikorskiego, bądź kogokolwiek, aby wprowadzić równowagę w naturze partyjnej.

Politycy są poza społeczna kontrolą i weryfikacją, ich jedynym sędzią jest lider partyjny. To nie Hofman jest winen, ani wcześniej Sławomir Nowak, że są obecni w mediach, jako pełnoprawni uczestnicy, ale życie polityczno-partyjne, które dopuszcza podobne "obyczaje".

Hofman i jego kompani z wyprawy do Madrytu, "gdzie się naprawde wszyscy bawią", dostali zielone światło od lidera Kaczyńskiego. Partia PiS jest "wrabiana", fałszuje się jej wynik wyborczy. Takie psucie obyczajów przez reprezentantów narodu prowadzi do tego, że polityka jest miałka, bez żadnych idei, a jedyny cel to wykorzystać sferę publiczną do celów prywatnych.

Czy Hofman nie mógł zapowiedzieć, że weekend chce spożytkować prywatnie. Media by podążyły za nim, ale jego pijaństwo szłoby na koszt własny, a nie publiczny. W tym wypadku media są ks. Kitowiczem, które rozliczają, a rozgrzeszyć może jedynie lider Kaczyński.

Więcej >>>

wtorek, 9 grudnia 2014

W Irlandii rekordowe poparcie dla małżeństw homoseksualnych


Irlandię na wiosnę czeka referendum w sprawie małżeństw jednopłciowych. Najnowszy sondaż (>>>) wyraźnie wskazuje, jak będzie głosował ten katolicki naród.

W tej chwili za małżeństwami homoseksualnuymi opowiada się 71 proc. Irlandczyków, przeciw 17 proc., nie ma zdania 9 proc., odpowiedzi sie chciało udzielić 3 proc.

Jeżeli odrzucimy tych, którzy i tak nie podejmą decyzji, to wynik dzisiaj wyglądałby 81 proc. za, 19 proc. przeciw.

Poparcie wśród Irlandczyków dla małżeństw homoseksualnych wyraźnie wzrasta. Od ostatniego sondażu sprzed dwóch miesięcy opowiada się 5 proc. więcej za małżeństwami.

Im wyższe wykształcenie, tym większe poparcie dla LGBT. Rolnicy są mniej entuzjastycznie nastawieni dla małżeństw jednopłciowych, a także mężczyźni.

Kobiety są bardziej tolerancyjne niż mężczyźni. Podobna erozja skamieliny tradycji zachodzić będzie w Polsce.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Lisicki, Terlikowski, Karnowscy, Zaremba i inni żurnalistycznopodobni w procesji 13 grudnia 2014


Aparatczycy partyjni od mediów mają prawo wierzyć, że są dziennikarzami. Mają prawo wierzyć, że dostarczają produkt informacji.

Ale to jest tylko ich wiara dziennikarska, niewiele mająca wspólnego niezależnością rozumu dziennikarskiego. Wierzący w swoje dziennikarstwo są z definicji zależni. Wierzący w dziennikarstwo polityczne są zależni od polityków.

W Polsce tak się układa, że wierzący w swoje dziennikarstwo sprzedają umiejętności partii politycznej, a kupującymi w Polsce są PiS i Jarosław Kaczyński. Ten oczywiście ich ugłaskuje, ale nie sądzę, aby wątpił, że są to sprzedawczyki swojego zawodu.

Sprzedali swoją wiarę w umiejętności wiary na usługi, najmici tego rodzaju dziennikarstwa. szarańcza szukająca pola do skonsumowania. Przede wszystkim sprzedali swoją niezależność (pomniejszoną o wiarę), sprzedali wiarygodność informacji.

Sprzedawczyki kupczący wiarygodnością informacji zachwaszczają każdą rzeczywistość. I takie sprzedawczyki honorują polityczną procesję 13. grudnia 2014 roku ku chwale tego, który spóźnił się na internowanie 33 lata temu, bo zaspał. Pociąg historii mu odjechał, teraz pozostał mu pociąg do histerii.

Sprzedawczyki będą się burzyć wraz ze śpiochem na komuchów, że nie obudzili jego (ich?) zaspane umysły polityczne.

Z tymi nierozgarniętymi umysłami może nie każdy z nich będzie szedł w procesji 13 grudnia 2014 roku, bo te umysły może są rozgarnięte, ale wypaczone są ich charakterami.

Krótko pisząc: obok Kaczyńskiego będą maszerowali sprzedawczyki żurnalistyczne, bo w istocie nie załapali się do zawodu, jako pełnoprawni dziennikarze. A są to: Lisicki, Terlikowski, Karnowscy, Zaremba i inni żurnalistycznopodobni.

Mają nadzieję na gratyfikację w przyszłości swojego zaangażowania. Jak już przecież bywało.

Więcej >>>

sobota, 6 grudnia 2014

Hofman wraca elastycznym krokiem, na razie we "wSieci"


Adam Hofman wierzy w siebie, wierzy, że jest niewinny. Udzielił wywiadu tygodnikowi "wSieci", w którym przedstawia swoją wiarę w niewinność.

Tą wiarą o własnej niewinności dzieli się z nami. Na razie znane są fragmenty wywiadu, który w całości będzie dostępny wierzącym w niewinność Hofmana dopiero w poniedziałek.

Na wiedzę o wierze niewinności trzeba poczekać. Nie doczytałem, czy bracia Karnowcy zrobili wywiad o niewinności Girzyńskiego, ale wszystko przed nimi. Zwłaszcza, że idą święta, a w ten czas różne cuda się zdarzają.

Cud z Hofmanem zdarzył się kilka tygodni przed świętami. Ale to niecodzienny gość, był ustami prezesa. Jeżeli usta prezesa Hofmana porówna się z obecnymi ustami Mastalerka, to Hofman jest górą. Ma lepsze usta. Dużo lepiej wyrażają prezesa i niewinność Hofmana oraz partii, do której przynależał.

Niewinność ust prezesa ciągnie do niewinności PiS. "Swój do swego po swoje" (Gombrowicz) - stara polska tradycja niewinnego geszeftu politycznego.

Hofman twierdzi, że został wrobiony. Jak jest niewinny, to musiał zostać wrobiony. Hofman jest silny w dialektyce złodziejskiej, która obowiązuje w zakładach penitencjarnych. Jeszcze nie zdarzył się w areszcie ktoś winny. Resocjalizuje się samych niewinnych.

Jeden passus Hofmana wart jest mszy. Mianowicie mówi w liczbie mnogiej: Kupiśmy bilety lotnicze, złożyliśmy wniosek o pieniądze na podróż samochodem, bo to jest standard w Sejmie. I - achtung! achtung! - "to pozwala na elastyczne decydowanie o terminie podróży".

Domyślam się, że Hofman elastycznie w Madrycie ustalał termin obrad ciała politycznego, do którego tak elastycznie doleciał tanimi liniami lotnicznymi.

I - achtung! achtung! - byłe usta prezesa elastycznie na głównym placu Madrytu pochłaniały alkohol, aby elastycznie chwiać się z wrażeń promilowych.

Elastyczny Hofman z elastycznimi ustami. Czekamy na wywiad braci Karnowskich z elastycznym Girzyńskim. Moralność elastyczna jest jak guma. Nie napiszę do czego guma, bo Hofman już dał popis wsadem własnym. Elastycznym.

Więcej >>>

piątek, 5 grudnia 2014

Macierewicz wyszedł z powyborczej szafy PiS


Nie należy wątpić w Antoniego Macierewicza. On tak łatwo się nie poddaje. Jest niezniszczalny, partie się rozpadają, a Macierewicz jest posłem. Jak on to robi?

A robi to tak, jak z katastrofą smoleńską. Rozum staje sztorcem, gdy słyszy wywody wiceprezesa PiS i jego ekspertów. A Macierewicz wstaje i mówi wbrew rozumowi: był zamach, były wybuchy, był spisek.

Prezes Kaczyński znalazł inną broń polityczną, aby dojść do władzy i wykopyrtnąć Polskę. Prezes znalazł spisek w urnie wyborczej - sfałszowane wybory. Wieść już poszła w świat, najpierw będzie konferencja w Brukseli. Europa dowie się, jak to PSL z PO siedzieli w urnach wyborczych i spiskowali.

Na to Macierewicz mówi: nie. Ważniejsze są wybuchy smoleńskie niż wybuchy systemu informatycznego PKW w trakcie wyborów samorządowych.

Właśnie został opublikowany raport eksperta Macierewicza prof. Kazimierza Nowaczyka "Śledztwo...", itd. Skromny raport, bez mała: raporcik, bo 32 strony liczący. Ale nie liczy się ilość stron, liczy się waga tematu.

W raporciku opisane są trzy eksplozje i to przed brzozą. Czekamy teraz na raport Kaczyńskiego, który opisze eksplozje w urnach wyborczych.

Twórczy jest ten PiS, wybuchowo-spiskowy. Martwiłem się Macierewiczem. Czyżby poddał się, zwątpił w swoje teorie. Ale po wyborach wyszedł z szafy, z jakiegoś sejfu PiS i oznajmił ku uciesze narodu smoleńskiego: wybuchy były i basta.

Obecny okres III RP można śmiało zaliczyć do Złotego Wieku twórczych umysłów Macierewicza i Kaczyńskiego, urodzonych pod szczęśliwą gwiazdą Aberracji. Inni przejmują się losem Polski, a ci tworzą swoje aberracje.

Więcej >>>

czwartek, 4 grudnia 2014

Komorowskiego projekt nowelizacji jak pstryczek w nos Kaczyńskiego


Bronisław Komorowski przedstawił ciekawą propozycję nowelizacji Kodeksu wyborczego, szczególnie przepisu liczenia głosów nieważnych. Mianowicie segregowania ich.

Można ten przepis interpretować, iż traktuje się głosy nieważne, jako bezużyteczne, które są jak śmiecie w urnie wyborczej. Mogły być użyte, ale zostały zmarnowane.

Trzeba je jak odpady posegregować. Podzielić wzorem odpadów na szkło, makulaturę i plastyk.

Szkło - to te głosy, w których widać celowy zamiar oddania nieważnych głosów.

Makulatura - puste głosy, żadne nazwisko nie zostało podkreślone. Itd.

Głosy nieważne to odpady demokracji, to także część decyzji wyborców, nieumiejetności ich wyborów, celowej niezgody, itd.

Oczywiście winno to być maksymalnie uproszczone, aby nie mogło dojść do nadinterpretacji "a'la Kaczyński". Ilość wydanych kart do głosowania winna się równać ilości kart wyjętych z urny.

Z pewnością nie zadowoli to prezesa PiS, który zmaga się z psychologią przegranego, a nie z demokratycznym werdyktem Polaków.

Komorowski własnym projektem nowelizacji winien wymierzyć Kaczyńskiemu pstryczek w nos, aby wyleciały mu z niego muchy i sny o władzy metodą marszu 13 grudnia.

Więcej >>>

środa, 3 grudnia 2014

Orban wyklucza Węgrów z instytucji międzynarodowych


Amerykański senator republikański John McCain podpadł Viktorowi Orbanowi, którego nazwał "neofaszystowskim dyktatorem". Premier Węgier brnie w coraz większą izolację na arenie międzynarodowej.

Płacą za to Węgrzy. Dla tego niewielkiego kraju może to się skończyć dużo gorzej niż ceną utraty podmiotowości narodu, ale wykluczeniem z instytucji międzynarodowych, włącznie z unijnymi, w których Orban zmarginalizował swój kraj.

Dla nas to przestroga, jak może wyglądać drugi Budapeszt w Warszawie. Jak polityka nacjonalistyczna definiująca się poprzez zewnętrznych wrogów  prowadzi w ślepy zaułek.

Orban nie walczy o władzę, umacnia ją poprzez centralizację, zawłaszczenie wymiaru sprawiedliwości, niszczenie instytucji monitorujących władzę, organizacje pozarządowe.

Węgry w liberalnej Europie zmierzeją do prawicowego reżimu z fasadową demokracją. Strofowane są z Brukseli, a teraz z USA przez kandydata Partii Republikanów na prezydenta USA. Na Węgrzech mamy IV RP w postaci dużo bardziej dojrzałej, niż u nas w latach 2005-07. Prezes PiS z niecierpliwością przebiera nogami, też tak by chciał i dlatego wychodzi w kolejny marsz 13 grudnia.

Więcej >>>