niedziela, 29 września 2013

Organa medialne Kaczyńskiego i PiS kontrolowane przez rodzinę prezesa


Jarosław Kaczyński do mediów zawsze przywiązywał szczególną wagę. Pod jego władaniem miały/mają one pisać, jak prezes sobie życzy. I nigdy sobie z nimi nie radził. Tak było z "Tygodnikiem Solidarność", w którym naczelnego przejął po Tadeuszu Mazowieckim. Położył tytuł. Porozumienie Centrum, pre-PiS, przejęło "Express Wieczorny", dziennik w PRL i na początku lat 90. o największym nakładzie, nie uwzględniając "Wyborczej". Też położył.

Gdy PiS dorwało się do władzy, pierwsza nowelizacja ustawy dotyczyła KRRiT. Pierwsza posiedzenie Sejmu, nowela przepchana, a następnego dnia podpisana przez Lecha Kaczyńskiego i PiS przejął media publiczne. Z tej partyjnej zapaści telewizja publiczna nie podniosła się do dzisiaj.

Kaczyński jest swego rodzaju fenomenem. Potrafił na populizmie patriotycznym zbudować partię, która nie ma pragmatycznego programu gospodarczo-społecznego, za to ma zaciekłych zwolenników, którzy jednak nie stanowią masy krytycznej w narodzie, aby mógł uzyskać pełnię władzy. Prezes PiS na dziennikarzy nie może liczyć, gdyż jest dla profesjonalistów zwykle łatwą zwierzyną z powodu ciągłych wpadek, chciejstwa i narracji politycznej rodem ze świata alternatywnego. Nie potrafi także sprostać w debacie konfrontując się z innymi, za to świetnie wypada na wiecach, gdzie jest pełno klakierów i elektoratu wychowanego na patriotyzmie "nam się należy".

Aby sięgnąć po władzę, Kaczyński musiał zbudować swoje media. Ale i one sobie nie radzą, bo profesjonalizm dziennikarski zasadza się na pewnym obiektywizmie, na warsztacie, który przestrzega reguł. A tego w mediach pisowskim nie uświadczysz. Gdy się zdarza, że dziennikarz przestrzega warsztatu żurnalistycznego, żegna się z posadą.

Media związane z PiS, a konkretnie z Kaczyńskim, służyć mają jednemu: celom politycznym prezesa. Najnowszy "Newsweek" opisuje, jak "Gazeta Polska Codziennie", portal niezalezna.pl, zostały oplecione spółkami związanymi z PiS i ludźmi z rodziny bliższej i dalszej Kaczyńskiego, a nawet kontroluje je kierowca prezesa.

Te media nigdy nie osiągną sukcesu, bo ich profesjonalizm jest bliski zeru. Kiedyś zemrą śmiercią naturalne, gdy nie będzie zapotrzebowania politycznego, to znaczy gdy Kaczyński odejdzie z polityki. Kiedy? Myślę, że już niedługo. Takie coś nie powinno się zdarzyć, lecz zdarzyło się, horyzont zejścia jednak jest bliski. Taka polityka nie powinna się zdarzyć, ale się zdarzyła i ma sygnaturę: Copyright by Kaczyński.

Dlatego nie dziwmy się, że lektura "GPC" może kojarzyć się z dziennikiem z minionych czasów "Trybuną Ludu". Tamto organ partyjny i to organ partyjny.


sobota, 28 września 2013

Riposta Macierewicza i dalsze zanieczyszczanie atmosfery życia publcznego


Tylko naiwni i idealiści mogli oczekiwać, że po kompromitacji tzw. ekspertów Macierewicza w prokuraturze wojskowej atmosfera życia publicznego może zostać oczyszczona - przynajmniej z absurdów smoleńskich.

Jarosław Kaczyński z miejsca zapowiedział, że tylko dojście PiS i jego do władzy dają gwarancje wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, a przyczyny i sprawcy są od dawna oczywiście oczywiści.

Narracja smoleńska przez stronę rządową (oficjalną) była zaniedbana od początku. Zespół Macieja Laska, który ma odkręcić kłamstwa Macierewicza jest na straconej pozycji. Co z tego, że komisja Laska trzasnęła pięścią w stół, publikując komunikat, w którym domaga się dowodów, albo przeprosin.

Tak ostro zareagowali po raz pierwszy. Lecz na Macierewicza to żadne strachy, on w te kulki leci trzy lata z okładem. Poseł PiS zwrócił się do prokuratury o przesłuchania Laska i innych członków komisji Jerzego Millera, która badała katastrofę smoleńską.

A dlaczego? Bo kłamią. W te klocki Macierewicza nikt nie przebije. Dalej będzie zanieczyszczał atmosferę życia publicznego, aż PiS i Kaczyński dojdą do władzy i "czarno na czarnym" (nikt nam nie wmówi, że białe jest białe) udowodni, że zamach był i wybuchy na pokładzie tupolewa.

Przecież Macierewicz nie zrezygnuje "z objęcia funkcji ważnej osoby" w rządzie Kaczyńskiego. Na przykład oberpolicmajstra, czyli szefa MSW. Do spółki z Mariuszem Kamińskim, jako szefem CBA, mogą Polskę wyprowadzić na czołówki mediów świata. Szykuje globalna poruta made in Poland. Warunek: PiS wygrywa wybory, a Bronisław Komorowski desygnuje Kaczyńskiego na premiera.

piątek, 27 września 2013

Krawężniki pozywają Wardęgę za śmiech z nich

Policja wrobiła się. Pozywa Wardęgę za słynny film na You Tube, w którym to policję robił w bambuko. Pił piwo w miejscach publicznych, dawał się wylegitymować - i w nogi.

A te chodnikowe ćmoki stoją, bo sił nie mają, aby gonić. To tylko na filmach Hollywood policaje jankescy nie dają za wygraną i czarne charaktery łapią.

Nasze krawężniki tłuszczem tylko obrastają. Ale do kasy bieżą, aż im pała się w rozporku huśta. Policja sprawę przegra i będzie tylko śmiech na sali sądowej, bo za Wardęgą stanie internet. Oby sprawa nie stała się polityczna. Policja jeszcze raz się ośmiesza.

środa, 25 września 2013

Wildstein nie wytrzymał i palnął patriotycznie do rosyjskiego dziennikarza


W ogóle nie dziwię się Bronisławowi Wildsteinowi, że podczas swojego programu w TV Republika replikował na wypowiedź dziennikarza rosyjskiego Władimira Kirianowa: "To chamstwo imperialne". Przecież mógł powiedzieć: "sowieckie", albo jeszcze bardziej ubliżyć.

Wildstein porusza się w takim, a nie innym środowisku, w którym "Ruski" jest najbardziej niewinnym określeniem. W Klubie Ronina wzmocniłby swoją wypowiedź, a w tym wypadku w TV Republika szło w eter. Wyhamował język.

Naczelny TV Republika może czuć takie, a nie inne uczucia do Rosjanina. Tak mówi, jak pisze. Proszę sięgnąć do jego powieści (powinno być napisane "powieści") o reformatorze teatru Jerzym Grotowskim "Mistrz". Podobna polszczyzna, podobna język knajacki. Na pewno Wildstein jest ambitny, ale darów od natury i Boga nie dostał.

Nie dostał też temperamentu dziennikarza. Widzi Rosjanina, dostaje emocjonalnej trzęsawki. Słyszy interlokutora, który ma sąd inny niż on, dostaje wysypki językowej: "chamstwo imperialne".

Taka go dotknęła zaraza retoryczna. A jeszcze pamiętajmy, iż TV Trwam chce powielić format TVN24. Przecież kanał Wildsteina i Sakowicza popłynie w niebyt.

Na tę wysypkę "ruską" jest antidotum, choćby "Lalka" Prusa. Gdyby Wildstein przeczytał arcydzieło literatury polskiej, najprawdopodobniej Wokulski nazwany zostałby "gnidą chamstwa imperialnego".

Acz nie wykluczam, że po Grotowskim narracja Wildsteina może dotknąć Aleksandra Głowackiego, co to skrył się pod pseudonimem Bolesława Prusa. I wówczas jakąś parafrazę usłyszymy: "chamstwo pruskie", a może nawet "chamstwo Angeli Merkel". Boże, coś Polskę obdarzył takimi dziennikarzami, Wildsteinami.

Dziadzia Kaczyński z sercem na dłoni, populizm rodem z czwartego i piątego świata


Dziadzia Kaczyński rozdaje pieniądze. Nie swoje, bo z budżetu państwa. Uczciwie nie pracuje od 19989 roku, za to uprawia nieuczciwą politykę - kłamliwą i cyniczną.

Dziadzia powiedział, że klub parlamentarny PiS urządzi zbiórkę na leczenie Dominika B. Czyli klub nie zrzuca się nie tylko na ochronę prezesa - przeszło milion zł rocznie, ale też na leczenie.

Typowa zagrywka populistyczna. Dominik B. to ten, który upomniał się o zarobione pieniądze u pracodawcy, po czym został wywieziony do lasu, obcięto mu cztery palce i poderżnięto gardło. Cudem uszedł z życiem.

PiS teraz będzie go leczyło. Populizm PiS to nie trzeci świat, ale czwarty i piąty. Dziadzia chce do władzy, aby pogrążyć Polskę w chaosie i swojej nieudolności. Żałosny polityk, żałosny człowiek i żałosne PiS.

poniedziałek, 23 września 2013

Naiwność prof. Kleibera musi spotkać się z poklaskiem Macierewicza


Prof. Michał Kleiber upiera się przy debacie na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej, do której miałyby stanąć strona rządowa (ekspercka) i eksperci zespołu Macierewicza, którzy ciągle i nieodmiennie tworzą taki sobie kabaret smoleński (coraz mniej śmieszny).

Kleiber dostarczył nawet scenariusz takiej debaty w Polsat News, a byłby on rozciągnięty w czasie niemal do takiej wielkości, jaka dzisiaj minęła od katastrofy smoleńskiej.

Kleiber nazywa to: "byłoby to merytoryczne spotkanie obu grup eksperckich". Ciekawa klasyfikacja merytorycznych debat, zwłaszcza ekspertów Macierewicza w świetle ich wyznań w prokuraturze wojskowej.

Scenariusz miałby zacząć się od pytań grup eksperckich pod adresem przeciwników. Następnie czas na przygotowanie odpowiedzi, czyli kilka tygodni.

Po odpowiedziach stron - powstanie protokołu, w którym znalazłyby się punkty wspólne i rozbieżne. Następnie zamówienie ekspertyz jeszcze innych fachowców, głównie od prawa.

Wg Kleibera na taką "debatę" potrzeba około trzech miesięcy. Ależ na te trzy miesiące czeka Antoni Macierewicz. On zawsze w niedoczasie. Macierewicz ma to do siebie, że czas rozciąga, jak gumę i z pewnością rozciągnąłby trzy miesiące w trzy lata. A to dopiski, przypisy, suplementy, nowe dowody, które zostały nagle odkryte, nowi świadkowie, itp.

Kleiber musiał swój scenariusz konsultować z Macierewiczem, bo dał mu kolejne trzy lata spokoju na smoleński kabaret.

Scenariusz Kleibera to długoletnie molestowanie opinii publicznej smoleńskim zamachem. Macierewicz jeszcze nie wyczerpał możliwych teorii zamachowych. W sukurs przychodzi mu prezes PAN, który proponuje drugą turę smoleńską, jakby pierwsza zakończyła się wynikiem nierozstrzygniętym, a nawet remisowym. Gratuluję idealizmu Kleiberowi (czyt. naiwności).

sobota, 21 września 2013

Snajper Karnowski będzie eliminował z wieży Polaków, którzy zawadzają Kaczyńskiemu


Dziad Karnowski (Jacek) w walce o prawicowe dusze: Piotr Duda - Jarosław Kaczyński, poparł prezesa PiS. Jego wypowiedź na portalu, którego jest właścicielem zatytułowana została: "Redakcje to ośrodki, które są wieżami strażniczymi wspólnot. Protestowaniem niewiele zmienimy. Musimy mieć swoje wieże".

Cwaniaczek ten kundelek Karnowski. Potępia Dudę, a podlizuje się przywódcy plemienia PiS, dla którego buduje wieżę i z niej będzie eliminował Polaków i nasz kraj.

W Polsce wyhodowane zostało czyste zło pisowskie, które jak prezes i ten dziad nie potrafią zbytnio posługiwać się językiem polskim, ani budować figur retorycznych i literackich.

Polski trzeba bronic przed takimi dziadami, jak Karnowski. Jest zdolny do eliminacji, co wyraził niechcący w języku.

Wykopać dziada z kraju, a wieżę spalić, ewentualnie wystrugać z niej kołek osikowy i wbić, aby takie wampiry medialne nie straszyły. Nawet mleko się warzy po wypowiedzi takiego dziada.

czwartek, 19 września 2013

Macierewicza nagonka na świat nauki a polityka historyczna


Antoni Macierewicz swoich ekspertów, którzy w prokuraturze wojskowej nie przedstawili ani kompetencji, ani dowodów, bronił, jak Ordon nieistniejącej reduty zamachu, wybuchu, etc.

Nawet więcej niż Ordon, który z reduty wszak wyszedł cało, bo potem spacerował sobie po paryskich Polach Elizejskich. Macierewicz zastosował praktycznie politykę historyczną i powołał się na "bezprecedensową nagonkę na świat polskiej nauki, najbrutalniejszą od 1968 roku". Przychodzi mi na myśl postać Reytana, poseł PiS własną piersią chronił naukowców cześć. Co mu zresztą pozostało? Tylko pozować nago, bo jego eksperci w takim samym stanie prezentowali naukę w prokuraturze.

Macierewicz jak zwykle w polityce historycznej dokonał manipulacji. Owszem, w 1968 roku nagonka była, lecz w podręcznikach historii ma ona nieco inną kwalifikację językową: "prześladowanie inteligencji pochodzenia żydowskiego".

Czy Macierewicz świadomie manipuluje historią, aby polityka historyczna była "po naszej stronie", tj. pisowskiej? Oczywiście, wszak był wówczas w opozycji i to postacią znaczną. Jest świadomy, jak kręcić językiem, niedomówieniami i przymiotnikami, aby uzyskać konieczny efekt. Macierewicz oprócz tego zna poglądy swoich ekspertów, wszak nie tylko siedzą razem na zebraniach zespołu, ale omawiają za kulisami i w pieleszach prywatnych taktykę i strategię, aby "wyszło na nasze".

Macierewicz, jakby tym niedomówieniem o "prześladowaniach świata polskiej nauki" ubiegł to, co wyjawił w "Faktach po Faktach" Roman Giertych, niedawno jeszcze bliski mu ideowo polityk. Były polityk LPR powiedział, że "jeśli chodzi o jednego z ekspertów zespołu Macierewicza, to w jednej z prowadzonych przeze mnie spraw pojawił się dowód, że z jego komputera były wysyłane komentarze o charakterze antysemickim".

"To jest jeden z trzech ekspertów Macierewicza" - doprecyzował Giertych, a "komentarze wysyłano z kraju". Odpada Binienda, pozostaje Obrębski i Rońda. Który z nich? O tym dobrze wie Macierewicz, bo już poznali się, jak łyse konie podczas spisku knucia teorii o wybuchach.

A może Macierewicz stoi tam, gdzie w 1968 roku stał Gomułka i mówi z pozycji Zenona Kliszki. To jest warte rozważania, gdyż jego eksperci skompromitowali naukę, a nawet "dokonali bezprecedensowej nagonki na naukowców", którzy trzymają się dowodów, faktów i rozumu.

środa, 18 września 2013

Macierewicz chce, aby jego przebierańcy naukowi debatowali w rzeczywistymi ekspertami, o qu!


Maciej Lasek, szef zespołu ekspertów działających przy kancelarii premiera ws. Smoleńska odpowiedział "tak" za zaproszenie Michała Kleibera, prezesa PAN, który apeluje o spotkanie ekspertów komisji rządowej i zespołu Antoniego Macierewicza.

"Tak", ale dla ekspertów, a nie tych porąbanych quasi-ekspertów, którzy skompromitowali się w prokuraturze wojskowej (ani kompetencji, ani dowodów). Jak z porąbanymi dyskutować, o czym? O "Ruskich", o dążeniu do zemsty Kaczyńskiego, czy o chorobie umysłowej Macierewicza? Bo do tego sprowadziłaby się debata realnych ekspertów z rzekomymi.

Lasek czeka na rzeczywistych ekspertów, a nie tych przebierańców Macierewicza. I debata bez polityków. Jednak nie z tymi "ekspertami", których minister nauki Barbara Kudrycka nazwała kompromitującymi naukę i środowisko akademickie, bo to jest "atakiem na powagę polskiej nauki".

wtorek, 17 września 2013

O. Rydzyk kolejny raz został okradziony


O. Tadeusz Rydzyk nie uczy się na błędach. Nie raz został okradziony przez swoich współpracowników z ciężko zarobionego szmalu. Jeszcze raz jego krwawica została zawłaszczona przez złodzieja. Jak ojciec dyrektor zabezpiecza swoje konta? Złodziej znał hasło dostępu, a nawet jaki jest stan konta. Prokuratura jest wstrzemięźliwa, bo podaje, że z konta Radia Maryja w BGŻ zostało zdefraudowanych pół miliona zł. Czy szachraj wszystkie pieniądze przelał dla siebie, czy trochę zostawił, a może dużo?

To świadczyłoby o miłosierdziu złodzieja, albo braku serca. Bo może oczekiwać łagodnego bądź surowego wyroku sądu. A także, czy ten współpracownik - mniemam, że jednak z kręgu najbliższego Rydzyka, zresztą podobne podejrzenia ma prokuratura prowadząca śledztwo - rokuje nadzieje na resocjalizację, czy nie. Mało wiemy o portrecie psychologicznym przestępcy. Można tylko domniemywać, że ma czarny charakter, chciał się obłowić na datkach najczęściej biednych radiosłuchaczy, niejednokrotnie emerytów, którzy odejmują sobie od ust, aby przesłać pieniądze na niezależne media redemptorysty.

A może to jest ten przypadek, że okazja czyni złodzieja. Wszak to przysłowie polskie, polska tradycja, którą na Zachodzie postrzegają wg swojego określenia: Polak-złodziej. W każdym razie gdyby o. Rydzyk miał w tej chwili płacić jakąś grzywnę, Anna Sobecka mogłaby z czystym sumieniem założyć za niego.

poniedziałek, 16 września 2013

Co papież miał na myśli mówiąc o dobrych katolikach, aby mieszali się w politykę?


Co miał na myśli papież Franciszek, gdy powiedział: "dobry katolik to ten, który miesza się w politykę"?

Słowa bardzo niejednoznaczna, wręcz rozmyte.

Katolik się wtrąca w politykę, wierzący chrześcijanie innych wyznań, wyznający inne kulty, ateiści wreszcie - wszyscy oni "mieszają się w politykę". Jedni rządzą (mniejszość), większość jest rządzona. Chodzą na głosowania, wyrażają opinie polityczne - to jest wtrącanie się w politykę. Czyż nie?

Katolicy tworzą partie polityczne, patrz: Niemcy, gdzie rządzą chadecy. Katolicy wtrącają się w politykę, gdziekolwiek rozsiano ich na świecie.

Czy Franciszek nie chciał powiedzieć, iż katoliccy funkcjonariusze mają wtrącać się w politykę, księża i biskupi?

W Polsce na pewno tak to zostanie odczytane. Hierarchiczny kler w kraju nad Wisłą wtrąca się w politykę, cokolwiek papież by powiedział. A że powiedział to, co powiedział, z tym większą ochotą to będą robić, a nawet cytować.

A może Franciszek odkrył nareszcie karty, które tak skrzętnie skrywał w rękawie ubóstwa, które jest mu bliskie?

Katolicyzm jest wiarą chrześcijańską, lecz wiara zinstytucjonalizowana została rozdzielona od państwa. Przynajmniej w prawie ustrojowym państw zachodnich. A Polska chce należeć do Zachodu, poprzez to chcenie nawet należy, choć dla niektórych to jest niewygodne. W Konstytucji nasz kraj ma wpisany rozdział państwa od Kościoła, a mimo to kler (katolicki) "miesza się w politykę". I to jak się miesza, ho, ho!

Papież w stosunku do tego, co wcześniej mówił, zdaje się, że pojechał po bandzie. Tak to oceniam.

niedziela, 15 września 2013

Woda święcona może otruć


Czy ktoś pije wodę święconą? Jeżeli ksiądz zbyt obficie pokropi, nie oblizywać się! Ostrzeżenia powinny być umieszczane przy wejściach do kościołów, gdzie znajdują się naczynia z wodą święconą:

"Spragnionym zabrania się picia, woda święcona może być skażona kałem i bakteriami!". Pisze o tym tabloid "Fakt" (link).
Jak wynika z badań austriackich naukowców aż 86 proc. próbek święconej wody wystawianych w kościołach było silnie skażonych bakteriami - m.in. kałowymi. Przeciętnie odnajdywano do 62 mln bakterii w 1 ml wody. Dotyczyło to zarówno wody dostępnej w misach przy wejściu do kościoła jak i aspersorium, którego używają księża.
Austriackie badania objęły też szpitalne kaplice i naturalne "święte źródła". Przeprowadzili je pracownicy wiedeńskiego Instytutu Higieny i Immunologii Stosowanej Uniwersytetu Medycznego - donosi medicalexpress.com.
Naukowcy nie znaleźli miejsca, z którego święcona woda nadawałaby się picia. W próbkach były bakterie E coli, Enterokoki oraz wywołujące silne biegunki Campylobacter. Naturalne źródła udostępniane wiernym w miejscach kultu religijnego skażone były dodatkowo azotanami z nawozów stosowanych w rolnictwie.

sobota, 14 września 2013

Węże medialne abp. Hosera - takie sobie dywagacje


Albo abp Henryk Hoser przecenia rzeczywistość, albo alegorie biblijne. Hierarcha modlił się za dziennikarzy, ale niestety nie za blogerów.

A szkoda, może jakaś zdrowaśka za mnie by się przydała i tego wpisu bym nie popełnił, a tak na życzenie metropolity czuję niepohamowaną ochotę wytknięcia mu błędów logicznych, iż "deformacje mediów są jak biblijne węże o palącym jadzie".

Biblijne węże - ale by trzymać się chronologii - najpierw występują w liczbie pojedynczej, taki jeden kusił kobietę, aby zerwała owo jabłko z drzewa wiadomości dobrego i złego.

Ten zły wąż chciał, aby ludzie (niestety, najpierw kobiety) odróżnili dobro od zła. Bo gdyby Ewa nie zgrzeszyła, to nie potrafiłbym dzisiaj ja, skromny bloger - za którego abp Hoser się nie modlił - że złem jest pedofilia w Kościele, a nawet złem może być pobyt w Rwandzie samego metropolity, który opowiadał się po stronie rządowej, a to na ich rękach została krew Tutsi. Niektórzy dziennikarze, za których się modlił abp Hoser, przypisują modlącemu pośrednią odpowiedzialność.

Wracając do węża, który operował w Raju. A kto tego węża stworzył i wpuścił do Raju? Sam Stwórca. Podążając za logiką, abp Hoser chce powiedzieć, że dzisiaj mamy Raj i węże w postaci mediów. Znaczyłoby, że te węże uczą nas odróżniać dobro od zła.

Przecenia abp Hoser media, przecenia dzisiejszą rzeczywistość, a nie docenia Stwórcy, który chciał, aby w Raju był wąż i podszkolił ludzkość w odróżnianiu dobra od zła.

A ja nie przeceniam abp. Hosera i nie tylko dlatego, że za mnie się nie modlił.

piątek, 13 września 2013

Palikot godzi się z Wandą Nowicką



Janusz Palikot ewoluuje - do początków Ruchu Palikota, gdy partia miała szeroką formułę. Zjazd w dół partia Palikota rozpoczęła, gdy pozbyła się Wandy Nowickiej.

Ruch Palikota tracił na lewicowości, a zyskiwał lewackość za sprawą mężczyzn, którzy potrafili wygenerować tylko antyklerykalizm i to w postaci ortodoksyjnej.

Polityka to skuteczność, a nie ortodoksja. To, co się głosi, winno się osiągać dostępnymi politycznymi narzędziami. A tego RP nie potrafiło i stawało się nudne ze swymi happeningami, które osiągały efekt sequelu - przewidywalności.

Zyskiwało na tym SLD, które de facto od roku 2005 jest martwe. Zdaje się, że Palikotowi wrócił rozum (polityczny) i przeprasza się z gąską, tj. z jedną z twarzy feminizmu (w dobrym znaczeniu), Wandą Nowicką.

Jeżeli tak jest, to mogę Palikotowi złożyć gratulacje. Janusz P. zamierza złożyć oświadczenie, które "zamknie czas kłótni i problemów" (taki eufemizm medialny), przeprosić Wandę Nowicką i zaprosić do współpracy.

To zdaje się, iż zbyt mało. Palikota czeka jeszcze zaprowadzenie porządku w kierownictwie swojej partii, a jest wielu do usunięcia. Nie będę wskazywał palcem, ale głównie mężczyźni byli balastem, którzy Ruch Palikota niemal pociągnęli na dno. Sondażowe - też.

Polska potrzebuje lewicy. Nowoczesnej lewicy, a nie nomenklaturowej.

czwartek, 12 września 2013

Armand Ryfiński - francuski łącznik


Ruch Palikota przesłał minister edukacji Krystynie Szumilas projekt Szkolnej Karty Sekularyzacyjnej, która miałaby nadać szkole świecki charakter, światopoglądowo neutralny. Młodzież nie jest w stanie intelektualnie przeciwstawić się narzuconym dogmatom.

Katecheza w szkole jest złamaniem Konstytucji, w której jest zapis rozdziału państwa od Kościoła, wszak szkoła jest publiczna. Biskupi na rozpoczęcie roku szkolnego zastosowali szantaż w stosunku do rodziców i ich dzieci, iż wybierając lekcje etyki zamiast religii pozbawiają możliwości przystąpienia do pierwszej komunii św.

Kler nie popuszcza nawet z maturą, na której religię chcieliby ustanowić równoprawnym egzaminem w stosunku do innych przedmiotów, matematyki, języka polskiego, itd. To czyni z naszego szkolnictwa curiosum europejskie.

W Karcie w gruncie rzeczy znajdują się komunały, które w naszym coraz bardziej klerykalnym kraju takimi nie są. "Polska jest świecka", "Szkoła jest laicka", "Nie ma religii państwowej", "Każdy posiada wolną wolę, by wierzyć lub nie wierzyć", itp. Karta ma tylko 15 punktów i miałaby w szkołach zawisnąć na poczesnym miejscu.

Kartę zaprezentował poseł Armand Ryfiński, co czyni z niego francuskiego łącznika. Bowiem od poniedziałku we francuskich szkołach została wprowadzona „Charte de la laïcité” à l’école” , czyli szkolna karta laickości. Jest jednym z elementów reformy francuskiej edukacji zapowiadanej przez Francois Hollande'a.

Czy Ruchowi Palikota może się udać w kontekście zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, iż "zaprosi" do Konstytucji Boga?

środa, 11 września 2013

Hofman pokonany przez penisa


Jarosław Kaczyński podobno rozgląda się za nowym kotem, obecny rzecznik prasowy Adam Hofman podpadł prezesowi za prącie, które za wszelką cenę chciał pokazać pracownicy biura PiS, gdy posłowie tej partii mieli wyjazdowe posiedzenie na Podkarpaciu.

Na giełdzie nazwisk, którzy mogliby zastąpić Hofmana na wycieraczce Kaczyńskiego, są Jadwiga Wiśniewska i Jan Dziedziczak, który był rzecznikiem prasowym rządu.

Wypasiony, tłusty kot Hofman może mieć pretensje do Hofmanika w rozporku, że temu się chce, a żona w domu usycha. Hofmana pokonał jego własny penis.

wtorek, 10 września 2013

Jarosław Kaczyński - Zabijajcie polityków


Jarosław Kaczyński debiutuje jako prozaik, powieścią pod wymownym tytułem "Zabijajcie polityków". Od razu trzeba wyjaśnić, iż nie jest nim prezes PiS. Mamy do czynienia ze zbieżnością nazwisk, jak zapewnia wydawca: http://zabijajciepolitykow.pl/.

Proza jest z gatunku political fiction. Tym bardziej może podbić rynek czytelniczy, że treść jest antyrządowa i antysystemowa. Określonemu czytelnikowi może się spodobać, a takich w kraju mamy sporo. Dla Jarosława Kaczyńskiego (autora) urabia czytelników Jarosław Kaczyński (polityk).

W sieci jest dostępny fragment tej powieści w pdf: http://www.zabijajciepolitykow.pl/pliki/jk_zabijajcie-politykow_ksiazka_fragment_218722.pdf. I po pobieżnej lekturze znamy cele głównego bohatera, Macieja Dąbrowy, któremu nie podoba się obecny układ polityczny, jest zawiedziony rządem i dąży do zmiany w Polsce poprzez tytułową partykułę: zabijajcie polityków.

Zbieżność celów Kaczyńskich i wydawcy wcale nie musi być taka sama. Kaczyński (polityk) dąży do zmiany, Kaczyński (autor) do pieniędzy, bo sławę mu zrobił imiennik polityczny, a wydawca kuje żelazo, bo w kraju gorąco.

Ciekawa może być reakcja polityków. Tego, który nie nawołuje, ale nosi imię i nazwisko pisarza. I tego (tych), których zgładzenia mogłoby przynieść zmiany w Polsce.

Powieść jest silnie promowana, bo jej reklamę można spotkać na billboardach w polskich miastach. Nie wszyscy czytelnicy muszą się zorientować, czy Kaczyński to ten Kaczyński.

A nawet nie wszyscy czytelnicy muszą się zdystansować do fikcyjnych celów bohatera Dąbrowy, który chce zabijać polityków, bo tylko tak potrafi zmieniać.

Zdaje się, że wydawca posunął się o jeden tytuł za daleko, o jednego autora (a nie polityka) za sugestywnie.

poniedziałek, 9 września 2013

Gowin wraca do korzeni PO i jedzie po ten żeń-szeń w Polskę



Jarosław Gowin odchodzi z PO, aby z pozycji niezależnego posła krytykować swoją niedawną partię. Na konferencji prasowej powiedział, co mu się nie podoba. Mianowicie: kryzys (w każdej postaci).

Kryzys, iż Donald Tusk obiecał "chęć współpracy", ale ta okazała "pustymi słowami". Po przegranych wyborach na przewodniczącego PO Gowin poczuł się drugim w partii. I z tej pozycji sądził, iż Tusk do niego przybieży, aby mógł go Gowin przekonać do powrotu do korzeni PO.

Sytuacja w finansach państwa nie jest najlepsza, ale nie dramatyczna. Zwłaszcza w kontekście ogłoszenia przez premiera w Krynicy końca kryzysu. 

Jakkolwiek nazwiemy sytuację pokryzysową, rząd musi podjąć trudne decyzje w finansach publicznych. Gowin na ekonomii się nie zna, podobnie jak cała opozycja, która nie przedstawiła żadnego planu alternatywnego sytuacji pokryzysowej.

Gowin wpisuje się do tych, którzy potrafią krytykować z pozycji "korzeni", ale nie potrafi zaproponować realnych rozwiązań.

Koalicja ma w tej chwili tylko 231 szabel (bo Żalek za Gowinem też odejdzie). Niewielka niesubordynacja kogokolwiek może doprowadzić, iż w głosowaniu nie przejdzie ważna ustawa w Sejmie, de facto rząd stanie się mniejszościowym. PSL już zapowiedziało, iż chce renegocjować umowę koalicyjną.

Na kryzysie wszyscy chcą zyskać. Przegrany Gowin także, dlatego zapowiedział, że rusza w kraj ze swym "korzeniem", aby w ciągu miesiącu zakomunikować swoje decyzje polityczne.

Wszyscy czekamy na zapowiedziane przez Gowina "z kim i jak chce zmieniać Polskę". Jeżeli chce Polskę zmieniać radykalnie, to czeka na niego Kaczyński, który ma pomysł wpisania Boga do konstytucji. A jeżeli Gowin tylko chce nawracać "korzeniem" PO, to musi się ewakuować w czasie do roku 2001, na którym to korzeniu politycznie się narodził.

Gowin cofnął się w rozwoju przynajmniej 12 lat. Chyba, że dołączy do Kaczyńskiego, prezes PiS w cofnięciu ma większe osiągnięcia.

niedziela, 8 września 2013

Ciemna strona PiS: Picie i Swawole


Prawo i Sprawiedliwość, gdy znajduje się poza Warszawą, gdy jest poza Okiem Opatrzności prezesa, zmienia swoje oblicze w Picie i Swawole.

Drugie oblicze tej partii, oblicze Światowita, odkrywa w najnowszym numerze "Wprost". W Warszawie ruki po szwam, bo prezes patrzy, poza stolicą rozjeżdżają się im endeckie lampasy, patriotyczne wzdęcie wypuszcza powietrze, a niektórzy - jak Adam Hofman - nawet jest zdolny się chwalić wielkością przyrodzenia.

Taka okazją, aby sobie ulżyć, były wybory uzupełniające do Senatu na Podkarpaciu, gdzie kandydatem PiS był Zdzisław Pupa. Obecność wierchuszki PiS na tych zawodach wyborczych była obowiązkowa, pilnował cerber PiS, Mariusz Błaszczak.

Z wyjazdem na Podkarpacie posłowie PiS jednak się nie ociągali, bo ciemna strona twarzy Światowita jest pociągająca.

Zmęczonego wiceprezesa PiS Adama Lipińskiego opisywał już "Super Express", gdy po odświeżeniu w jacuzzi, nie mógł utrzymać się na nogach, był podtrzymywany w pionie przez trzech innych posłów PiS, w tym Hofmana i oskarżyciela moralnego, agenta Tomka.

"Wprost" jest w posiadaniu filmu, na którym rzecznik PiS Hofman przekomarza się z pracownicą biura klubu. Z dialogu, jaki z nią prowadzi Hofman, wynika, iż rzecznikowi owa dama zarzuciła, iż ma małego penisa. Na co odważny Hofman, chce go wyciągnąć i pokazać. Kobieta ucieka przed potencjalnym ekshibicjonizmem rzecznika PiS.

Gdy nie ma w pobliżu Kaczyńskiego, pisowcy okazują się wcale ludzcy i nie ukrywają swoich ciemnych stron. Gdyby głębiej poskrobać politurę polityków tej partii, to możliwe, że Kaczyński musiałby wykluczyć ich z partii w imię czystości, jednoznaczności, prawa i sprawiedliwości. A tu proszę: uprawiają picie i swawole.

Palikot: Udają że nas nie ma


Janusz Palikot na blogu narzeka, że w Sali Kolumnowej na spotkaniu działaczy Europy Plus nie było mediów. Spotkanie faktycznie ciekawe, dużo interesujących ludzi. Podaję link do tego wpisu, gdyż jest dużo wideo.

sobota, 7 września 2013

Kaczyński normalnie nienormalny


Kaczyński swoja nienormalnością zmierzył normalny kraj i wyszło mu, że nie przystaje do jego nienormalności: Polska to nienormalny kraj.

Wiadomo, że dla nienormalnego normalność jest nienormalna. O prezydencie Bronisławie Komorowskim nienormalny Kaczyński (nie wiem, co łyka; a może nie łyka) powiedział, że "w normalnym kraju Komorowski nie miałby szans na karierę".

Widocznie w Burkina Faso nienormalność Kaczyńskiego jest normą i Komorowski nie miałby szans na karierę. Palma Kaczyńskiego jest przysłowiowa, bo w Burkina Faso to norma.

Dziad Kaczyński, który nic nie potrafi, śmie wypowiadać się o normalności. Więcej o normalnej nienormalności Kaczyńskiego napisał Tomasz Lis, bo mu się normalnie chciało.

czwartek, 5 września 2013

Zresetować wszystkie umowy z Kościołem


Jaki interes ma państwo polskie, aby finansować Kościół i dawać koncesje na jego działalność okołokościelną (vide: koncesje medialne)? Kościół nie wchodzi w struktury państwa, coraz trudniej klasyfikować go jako instytucję o charakterze pożytku publicznego, bo często działa na szkodę państwa i określonych grup społecznych i obyczajowych.

Kościół nawet nie wnosi żadnej wartości do dobrobytu rodaków, do PKB Polski, jedynie odcina kupony w postaci datków na tacę, usług i posługi związanych z sacrum. Cele Kościoła klasyfikują się poza fizycznością, acz kapłani są do bólu fizyczni i roszczeniowi. Polski Kościół w swojej postaci jest egzemplifikacją komunistycznego komunału: każdemu z kleru według potrzeb (czy ktoś widział kapłana grzebiącego w śmietniku, jak to robi wielu rodaków?) A potrzeby Kościoła są ogromne. Utrzymanie duchowieństwa na wysokiej stopie życiowej, w szczególności hierarchii wyższej, a także szczegółowe potrzeby medialne sformułowane przez Rydzyka: tyle mediów, ilu katolików.

Kościół nie zarządza fabrykami, przedsiębiorstwami, ani usługami niezbędnymi do fizycznego bytowania na tym Padole Łez. Kościół jest w "posiadaniu" kilku dogmatów, których nie można zweryfikować, poddać osądowi naukowemu. Kościół operuje jedynie wartościami metafizycznymi, które są ludziom potrzebne, ale nie wiadomo, czy takie, jakie są we władaniu polskiego Kościoła.

W istocie polski Kościół jest instytucją eksterytorialną, kontrolującą wartości społeczne, obyczajowe, a także podpięty pod budżet państwa. Jak działalność instytucji tak zdefiniowanej można nazwać? Tylko pasożytującą.

Państwo polskie poszło na rękę Kościołowi - wbrew dużej części opinii publicznej - wynegocjowało, że za friko kler otrzyma 5 promili z odpisu podatkowego. To są pieniądze odjęte innym rozległym potrzebom społecznym, a jest ich masa.

Kościół powiedział władzom reprezentujących Polaków, że nie zgadzają się, że to dla nich mało. Dlaczego? Czy nie dlatego, iż poczuli odpowiedni wiew polityczny, gdy jeden z polityków zadeklarował wpisanie Boga do Konstytucji. A może Kościół już przygotowuje się na Światowe Dni Młodzieży i nauczony przykładem Brazylii (do tego stopnia ogromnie zadłużył się tamtejszy Kościół, iż muszą sprzedawać dobra materialne), chce się zabezpieczyć.

Kraj nie ma żadnego pożytku z Kościoła w tej postaci, jaki w kraju widzimy. A wręcz przeciwnie same kłopoty. Hierarchowie podburzają lud, jak zbiorowy Jakub Szela, z ambon czynią trybuny, na których nawołują do czynnego buntu przeciw krajowi.

Kościół winien być jeszcze raz zweryfikowany prawnie i to na gruncie konkretnych potrzeb, ekonomicznie poddany twardemu prawu ekonomicznemu "winien-ma" oraz opodatkowany, bo korzysta z ochrony, np. policyjnej. Konkordat jest w tej chwili anachronizmem. Polska winna zresetować wszystkie umowy z Kościołem.

środa, 4 września 2013

5 września 1990. Gazeta i logo "Solidarności"


34:21 dla PiS

Sondaż Homo Homini dla Wirtualnej Polski. 34:21 dla PiS. O, quva. HH to specyficzna sondażownia, której wyniki zawsze były dla PiS zawyżone. Ale, aż tak?

Kaczyński z przypisem Ziobry


Jarosława Kaczyńskiego pomysł na politykę i biznes jest niezmiennie taki sam: karne kampanie. Winni zastoju w innowacyjności polskiego biznesu są ludzie PRL, dla których przedsiębiorczość stała się przystanią: "duży, średni biznes, ale też mały".

Taki sam pomysł na polityków rodem z PRL-u. Wszak dla Leszka Millera gmach przy Wiejskiej stał się przystanią, A skąd Kaczyński się wywodzi, prawie równolatek Millera, a starszy od Kwaśniewskiego?

Szanse dla biznesu prezes upatruje w "karnych podatkach". Wymusić na ludziach PRL-u odejście z biznesu poprzez... peerelowski domiar. Wówczas tak walczono z prywaciarzami, którzy byli pre-biznesem.

Kaczyński przeszedł dobrą szkołę socjotechniczną w PRL-u. Karać domiarem. Pomysł na zmianę układu w polityce (przykład z MSW), w której "królują skamieniałe układy personalne z poprzedniej epoki", także niezmienny. Karać domiarem: "będziemy chcieli pójść bardzo daleko". Czyli gdzie? Zwolnić delikwentów i może do ciupy. Domiar moralny i zarazem resocjalizacyjny.

Wywiad dla "Rzeczpospolitej" pokazuje prezesa w całej rozciągłości, że od 2007 roku swoje wartości hibernował w zmarzlinie smoleńskiej. Sondaże dla PiS podskoczyły, więc w głowie prezesa IV RP odzyskuje kolory: karać domiarem.

Zabrakło mi w wywiadzie odwołania do Barbary Blidy, do której domu w Siemianowicach Śl. karnie wybrała się ABW. Precyzyjnie to opisał Zbigniew Ziobro uzasadniając śmierć Blidy: winna była, więc się zastrzeliła.

Wywiad w "Rz" winien być opatrzony takim przypisem z Ziobry. O jednym byłbym zapomniał. Nowa IV RP będzie z mottem wpisanym do Konstytucji, a odwołującym się do Boga.

To już nawet nie będzie kampania karna, to będzie krucjata. Domiar krucjaty.

wtorek, 3 września 2013

Wykastrowani Terlikowski i Karnowski przez minister Szumilas


Prawicę mamy taką, na jaką zasługujemy. Usprawiedliwiać się możemy, że prawicy nie wybieramy. Sami się kształtują i takoż sferę publiczną. Po jakich jednak szkołach (w tym dziennikarskich), lekturach, są Tomasz Terlikowski i Jacek Karnowski, że nie zauważyli, iż "Pan Tadeusz"zniknął z gimnazjum, lecz w liceum jest. I stało się to w 2008 roku.

Terlikowski biada, że bez romantyzmu i Sienkiewicza nie da się zrozumieć wyborów politycznych i społecznych. Znaczy się, nie zrozumie się jego. Minister Krystyna Szumilas, a i poprzedniczka Katarzyna Hall, bezpośrednio uderzyły w formację polityczno-społeczną, która kształtowana jest na Fronda.pl.

Tekst Terlikowski nosi tytuł "Odcinanie korzeni", kastrację, który to rzeczownik znalazł się w ustach także Karnowskiego, gdy sformułował swoim krasomówczym (acz prawicowym) językiem: "Metodą na zredukowanie Polski jest kulturowa kastracja całych pokoleń".

Nasi prawicowi kastraci podobnie pieją na wysokim diapazonie patriotyzmu, uważają, że im odcięto i ich politycznym wyborom, wykastrowano ich. Jeżeli nie im - bo uwzględniam, że lekturę "Pana Tadeusza" i Sienkiewicza jednak znają nie z bryków - to ich czytelnikom i przyszłym sympatykom.

Ciągle podejrzewam, że te tony biorą nie tyle z kastracji, co z niedojrzałości, ich pisanie i biadolenie o Polsce jest podobne do chłopców przed mutacją. Niektórzy dojrzewają późno, można mieć nadzieję, że nadejdzie taka "smuga cienia" dla publicystyki Terlikowskiego i Karnowskiego. Jeżeli tak się nie stanie, to nie usprawiedliwiajmy się, że prawicy nie wybieramy, po prostu na taką skamielinę zasługujemy.

poniedziałek, 2 września 2013

Kaczyński prowadzi grę burzenia, Duda ma cel negocjacyjny


Henryk Wujec uważa, że zakaz uczestniczenia w protestach wrześniowych wydany przez Jarosława Kaczyńskiego dla członków swojej partii powinien być dla Piotra Dudy nauczką: "byśmy walczyli o naszą sprawę, sprawę pracowniczą".

To są tylko łzy moralne. Duda nie jest łzawym związkowcem (lecz często aroganckim), tym bardziej łzawy nie jest Kaczyński. Obydwaj interesy mają podobne. Duda - aby "Solidarność" nie topniała w oczach, a Kaczyński - aby PiS chwilowo zyskujący sondażowo, utrzymał stan posiadania w elektoracie.

Duda chce się utrzymać, Kaczyński chce burzyć. To są dwa inne światy wartości. Duda wydaje się o wiele skuteczniejszym graczem politycznym, mimo wyjścia z Komisji Trójstronnej. Owo wyjście można traktować - i należy - jako akt negocjacji.

A Kaczyński liczy tylko na jedno: kompletną dezintegrację PO i ostateczny upadek Tuska. Chce burzyć i na tych gruzach rządzić. Prezes PiS nie potrafi budować. Nikt w kraju nie wskaże jego dokonania w tej mierze po 1989 roku. Dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?

Podejrzewam jeszcze jedno. To nie Duda "dostał nauczkę", to Kaczyński był zmuszony, aby nie wikłać się w protesty, z których komunikaty dla jego elektoratu mogłyby być zniechęcające.

Kaczyński politycznie ma do zaoferowania tylko imponderabilia - patriotyzm, tradycja, katolicyzm - polityczne ruchome piaski. Duda chce podnieść status materialny związkowców. Zupełnie inna kwestia, czy ten status w dzisiejszych warunkach ekonomicznych jest do spełnienia i czy nie pociągnie za sobą realnego kryzysu. Kaczyński gra burząc, Duda ma cel negocjacyjny.

niedziela, 1 września 2013

Na marginesie listu pasterskiego: szkoła nie jest szkółką niedzielną


Pierwsi rok szkolny rozpoczęli biskupi. Napisali list pasterski do wiernych, czyli rodziców: "Czuwajcie nad tym, co szkoła przekazuje waszym dzieciom!"

Kolejny wróg Kościoła: szkoła, bo w dzisiejszych czasach zanika "przejrzysta hierarchia wartości i upadek autorytetu". Szkoła zatem jest nośnikiem "relatywizmu moralnego".

Kościół nie wierzy w instytucje państwa, w Ministerstwo Edukacji Narodowej, które ma pieczę nad szkolnictwem: "Powierzając swoje dziecko szkole, rodzice nie powinni zgodzić się na edukację, która byłaby sprzeczna z ich przekonaniami i wyznawanymi wartościami".

A jakie to wartości? Wiadomo, chrześcijańskie. Szkoły zatem zamierzają uczyć innych wartości, np. "edukacji seksualnej, sprzecznej z chrześcijańską wizją człowieka". Wiedza o seksie byłaby sprzeczna z człowiekiem? Wiedza często jest sprzeczna z wiarą - owszem. Może dlatego Kościół już dawno nie potrafi pomieścić się w wiedzy o świecie, nie potrafi racjonalnie uzasadnić swojego sensu i celu?

Dlatego w liście mamy takie "smaczki": "Prawo oświatowe mówi wyraźnie o konieczności respektowania przez szkołę publiczną chrześcijańskiego systemu wartości".

Co ma oświata i wiedza do chrześcijańskiego systemu wartości. Szkoła przygotowuje do życia młodych ludzi w nowoczesnym świecie, a chrześcijański system wartości ma coraz mniej wspólnego ze zdrowymi wartościami i rozsądkiem, bo formułowany jest przez anachroniczny, zapóźniony stan duchowieństwa.

Stosunki między ludźmi są ustanawiane umowami społecznymi, które z czasem ulegają dezaktualizacji, nie przystają do nowych czasów i wyzwań, a Kościół ugrzązł w księgach, które nijak się mają do dzisiaj. Kościół nawet nie błądzi, Kościół stracił orientację, jest w dzisiejszych nowych wymiarach czasowych - martwy.

Nie owijajmy w bawełnę, hierarchowie zabiegają o lekcje religii w szkole. Pomijając kwestię, że religia nie jest wiedzą, uważają, iż konkurencyjna etyka nie przygotowuje do rytuału Pierwszej Komunii Świętej.

Rzeczywiście etyka mówi o wartościach, a religia o rytuałach, które są z dawno zamierzchłego świata. Szkoła i Kościół to dwa różne światy. Szkoła nie mieści się przy kościele, ani klasztorze, szkoła też nie jest szkółką niedzielną, w której to można przyuczać do rytuałów, których sens i cel jest niejasny.