
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą internet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą internet. Pokaż wszystkie posty
sobota, 2 stycznia 2016
Przeciw pisowskiej chorobie paranoi. Pacjenci tej partii chcą inwigilować internet i nasze komputery
PiS zamachnie się na wszystkie nasze wolności, wartości. Partia Kaczyńskiego zabrnęła w kozi róg. Za bezprawie musi zapłacić, więc będzie je stosowała po to, aby się utrzymać u władzy.
Aby być bezkarnym.
Nie zmienią Polski, tylko zniszczą i zepsują ludzi. Wielu bezpowrotnie jest straconych.
Podejrzliwość to cecha wrodzona ludzi z kompleksami. Nie wątpię, że Jarosław Kaczyński u psychiatry zostałby zdiagnozowany, jako "zasłużony" pacjent. Pocieszające dla niego, iż lepszym "kaftaniarzem" okzałby się Antoni Macierewicz, Zbigniew Ziobro i wielu innych.
PiS to hodowla pacjentów.
Niemniej nie można zaprzestaćdemaskowania tych chorób u pacjentów. Paranoja jest uniwersalna dla pisowców.
Na takie chorobie zbudowany projekt nowelizacji tzw. ustawy inwigilacyjnej, który umożliwi służbom i policji pozasądowe nielimitowane szpiegostwo użytkowników mediów elektronicznych.
PiS tym projektem wystawia sobie partyjną kartę pacjenta.
Tylko opór obywatelski może udaremnićdążenie pacjentów PiS przed zniewoleniem Polek i Polaków. Musimy protestować, pisać petycje, wychodzić na ulice.
Spowodujemy, że nie zostaniemy zarażeni tą chorobą przenoszoną chorymi umysłami.
Petycja do Sejmu tutaj do znalezienia, aby podpisać >>>
A na ten temat więcej >>>
wtorek, 30 czerwca 2015
Quasi dziennikarz "GPC" świadomie manipuluje, jak bankierzy w umowach
Polityk PO Paweł Zalewski został wrobiony klasycznie przez quasi-dziennikarza "Gazety Polskiej Codziennie" (nie podaję nazwiska, gdyż to ten rodzaj pióra niepełnego, iż najwyżej można go podać w przypisach i to taką wielkością czcionki, jak bankierzy czynią to w umowach; świadomie dążąc do manipulacji).
Zalewski polubił na FB wpis, w którym padły słowa: "Bardzo bym chciała, aby te słowa prawdziwe nie były, bo inaczej byłby to kolejny podział Polaków". Autorka wpisu odnosiła się to rzekomej wypowiedzi elekta Andrzeja Dudy, iż emigranci są zdrajcami narodu.
Polubienie Zalewskiego to ewidentne "nie" dla rzekomej wypowiedzi Dudy. Ale pracowici quasi-dziennikarze (dalej nazywany Quasi) szukają takich stwierdzeń. Nieważne, że to sprzeciw wobec takich słów, ważne, że dotyczy tej rzekomej wypowiedzi.
Tak zresztą został wrobiony Tomasz Lis i Tomasz Karolak, gdy cytowali fałszywe konto na Twitterze córki Dudy. Ktoś te konto założył, a obecnie ktoś puścił w obieg rzekomą wypowiedź Dudy o emigrantach i śledzi kręgi na wodzie.
Śledzi ten Quasi "GPC". A dzisiaj cytują tego Quasi portale gazetapolska.pl, fronda.pl, niezalezna.pl.
Zalewski domaga się przeprosin od Quasi. A po cholerę. Pisać, prostować, ale nie używać nazwiska, robić tak jak ja: Quasi. Bo toto nie przestrzega żadnych reguł, standardów, etosów. To tylko Quasi. Acz na końcu zamieszczam twitta tego Quasi.
Takim Quasi zależy na nazwisku, nieważne, że w złym kontekście, liczy się cytowalność. Tak jak w polityce mamy polityków politykopodobnych (od czekolady - czekoladopodobne w PRL-u), tak teraz namnożyło sie dziennikarzopodobnych.
Jest już apel o to, aby nie zapraszać do telewizji ks. Dariusza Oko i Tomasz Terlikowskiego, tak nie używać tych nazwisk specjalistów od manipulacji.
Więcej >>>
piątek, 31 października 2014
Orban przegrał z internautami, ale wygrał z opozycją
Viktor Orban nie pozwolił opozycji wzrosnąć w siły. Kształtowała się realna nowa siła polityczna, której źródłem był internet. Orban jak rasowy władca w kolebce łeb urwał hydrze.
Opodatkowanie internetu miało łatać dziurawy budżet Węgier. Orban znajdzie inną dziurę w kieszeni ziomków, aby łatać dziurę władzy.
Społeczeństwo węgierskie zostało zabetonowane prawnie przez Orbana. Trudno więc zaistnieć realnie siłom zagrażającym jego hegemonii "patriotycznej".
Nieoczekiwanie pojawiło się opodatkowanie internetu, które miało siłę sprawczą protestu przeciw Orbanowi. W niedzielę protestujących było 10 tys., a dwa dni później 10 razy więcej.
Tego obawiał się Orban. Lawiny opozycji wobec jego rządu. Szybko więc zwinął ten podatek. Pod postulatami o niefiskalny internet zaczęłyby się pojawiać inne postulaty, a wraz z nimi nowi liderzy, nowe twarze w polityce.
A to zawsze jest groźne. Orban nie pozwolił zaistnieć drożdżom opozycji. Węgrzy mogli zobaczyć alternatywę dla prawicowego Orbana, który odpływa od Unii Europejskiej ku brzegom Rosji.
Więcej >>>
wtorek, 28 października 2014
sobota, 25 października 2014
Orban chce opodatkować przestrzeń wirtualną, bierze się więc za marzenia
Viktor Orban uznał, że uzdrawiać finanse państwa może poprzez opodatkowanie internetu. Banki, supermarkety, a teraz pod fiskalny nóż idzie wirtualna przestrzeń - internet.
Orban stłumił demokrację dość znacznie i wcale na tym nie stracił. Najnowsza decyzja sięgnięcia do kieszeni szarego internetowego Węgra może wreszcie wyzwolić obywatelskie nieposłuszeństwo.
Węgrzy skrzykują się w tej wirtualnej przestrzeni, aby manifestować w przestrzeni rzeczywistej - na ulicach Budapesztu.
Czy zamarłe Węgry mają szanse przeciwstawić się miejscowemu dzierżymordzie? Czy to jest ta masa krytyczna, że powstanie ruch antyorbanowy, który wymówi posłuszeństwo prawicowej władzy.
Do tej pory internetowi buntownicy wychodzili na ulicę, manifestowali, nawet próbowali stworzyć ruch polityczny, partię. Początkowa siła - czasami duża - nie przetrwała zwykle dłuższego czasu. Bunt internetowy szybko ulega przeterminowaniu. Szybko psuje się.
Ten węgierski może być trwalszy, bo szary Węgier jest nie tylko na szaro robiony w rzeczywistości przez Orbana, ale teraz Orban szarogęsi się w internecie - i chce złupić kieszenie węgierskie.
Póki pod nóż szły kieszenie obcej finansjery, Orban mógł budować poczucie patriotyzmu węgierskiego, trudniej uzasadnić opodatkowanie przestrzeni wirtualnej, to tak jaby opadatkować niebyt, nieistnienie, a nawet marzenia.
Płacić za marzenia? Orban może gorzko politycznie zapłacić.
Więcej >>>
sobota, 4 maja 2013
czwartek, 7 marca 2013
wtorek, 12 lutego 2013
piątek, 21 września 2012
TOR - czarna latarnia internetu
Oprócz normalnej sieci internetu, istnieje równoległa, praktycznie wykrywalna: ukryta sieć TOR. Pisze o tym portal naTemat.
Bezradna jest wobec niej policja, nie tylko polska, ale na całym globie, w tym wydawałoby się najskuteczniejsza - jankeska.
Dokonuje się tam wszelkich transakcji świata przestępczego: handel narkotykami, dostęp pedofilów do wymiany informacjami, jak i gdzie zdobyć "towar", lewe dokumenty, itd. Cokolwiek możemy sobie wyobrazić z kategorii zła.
Użytkownicy są bezimienni, zabezpieczony TOR jest poprzez sygnał przechodzący przez ileś serwerów, gdzie ginie IP.
Nie każdy może się w niej zalogować, bo trzeba posiadać specjalny program, a także zdobyć zaufanie administratorów i użytkowników sieci.
Policja o tym wie, w dostępnej jej części monitoruje. Tylko tyle, może się tylko bezradnie przyglądać.
Oto kilka stron z TOR:
środa, 12 września 2012
wtorek, 4 września 2012
Dane internetowe o partiach
Gdyby oceniać partie za obecność w sieci i zwolenników, którzy identyfikują się z nimi oraz wpisy o tych partiach, w Sejmie mielibyśmy zupełnie inny układ. Strony partyjne mają obłożenie i aktywistów, tak na dzisiaj wygląda "układ" internetowy:
Platforma Obywatelska - 26,217 fanów (lajków) i 639 komentujących (dzielących się wpisami ze znajomymi);
Ruch Palikota - 85,280 fanów i 7135 piszących;
PiS - 11,461 fanów i 624;
SLD - 4,628 fanów i 643;
PSL - 10,021 fanów i 70 komentujących.
Dane zaczerpnąłem z portalu 300polityka.pl.
piątek, 3 sierpnia 2012
Error 404
Znika ci strona internetowa, ciesz się. Możesz nareszcie zająć się sobą. Uśmiechnij się, jak na poniższych wybranych stronach, które na wypadek znikania wystawiają takie oto plansze.
piątek, 27 lipca 2012
Konstytucja napisana w internecie
Islandia, jako pierwsze państwo na świecie, ma Konstytucję napisaną w internecie. Wydawałoby się nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe.
Najpierw grupa 950 osób sformułowała postulaty i propozycje, co w Konstytucji ma być ujęte. Następnie 25 zwykłych obywateli wybranych z kilkuset osobowej grupy wzięło się do dzieła.
Przy otwartej kurtynie internetowej przystąpili do tworzenia ustawy zasadniczej, prawa ustrojowego.
Pierwsza wersja została opublikowana w internecie na specjalnie przygotowanej stronie, aby w pracach nad wersją ostateczną mogli brać udział wszyscy mieszkańcy Islandii.
Dokument można było komentować na Facebooku, na którym znajdowała się specjalna strona. Własne przemyślenia można było słać mailem do członków 25-osobowej grupy, którzy informowali internautów o postępach prac na Twitterze i publikowali klipy na You Tube.
Prace ostatecznie zostały zakończone rok temu. Od tamtego czasu obowiązuje Konstytucja powstała w internecie. Uważa się, iż walnie przyczyniła się do wyjścia Islandii z kryzysu, gdyż Islandczycy wzięli na siebie odpowiedzialność za prawo ustrojowe, czyli niemal za wszystko.
Konstytucja islandzka jest przykładem najgłębszej formy demokracji. Ustrój swego kraju napisali mieszkańcy.
Może w Polsce pomyśleć trzeba byłoby nad stanowieniem prawa poprzez najbardziej demokratyczne medium, zważywszy, że nasi posłowie produkują ogromną liczbę bubli, potem zaskarżanych i odrzucanych przez Trybunał Konstytucyjny. Nie trzeba od razu pisać Konstytucji, może być to o wiele skromniejsze dzieło prawne, ważne dla społeczności internetowej.
Oto strona internetowa, na której formułowano ostateczny kształty islandzkiej Konstytucji. Transparentność do bólu.
Najpierw grupa 950 osób sformułowała postulaty i propozycje, co w Konstytucji ma być ujęte. Następnie 25 zwykłych obywateli wybranych z kilkuset osobowej grupy wzięło się do dzieła.
Przy otwartej kurtynie internetowej przystąpili do tworzenia ustawy zasadniczej, prawa ustrojowego.
Pierwsza wersja została opublikowana w internecie na specjalnie przygotowanej stronie, aby w pracach nad wersją ostateczną mogli brać udział wszyscy mieszkańcy Islandii.
Dokument można było komentować na Facebooku, na którym znajdowała się specjalna strona. Własne przemyślenia można było słać mailem do członków 25-osobowej grupy, którzy informowali internautów o postępach prac na Twitterze i publikowali klipy na You Tube.
Prace ostatecznie zostały zakończone rok temu. Od tamtego czasu obowiązuje Konstytucja powstała w internecie. Uważa się, iż walnie przyczyniła się do wyjścia Islandii z kryzysu, gdyż Islandczycy wzięli na siebie odpowiedzialność za prawo ustrojowe, czyli niemal za wszystko.
Konstytucja islandzka jest przykładem najgłębszej formy demokracji. Ustrój swego kraju napisali mieszkańcy.
Może w Polsce pomyśleć trzeba byłoby nad stanowieniem prawa poprzez najbardziej demokratyczne medium, zważywszy, że nasi posłowie produkują ogromną liczbę bubli, potem zaskarżanych i odrzucanych przez Trybunał Konstytucyjny. Nie trzeba od razu pisać Konstytucji, może być to o wiele skromniejsze dzieło prawne, ważne dla społeczności internetowej.
Oto strona internetowa, na której formułowano ostateczny kształty islandzkiej Konstytucji. Transparentność do bólu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)