sobota, 25 października 2014

Orban chce opodatkować przestrzeń wirtualną, bierze się więc za marzenia


Viktor Orban uznał, że uzdrawiać finanse państwa może poprzez opodatkowanie internetu. Banki, supermarkety, a teraz pod fiskalny nóż idzie wirtualna przestrzeń - internet.

Orban stłumił demokrację dość znacznie i wcale na tym nie stracił. Najnowsza decyzja sięgnięcia do kieszeni szarego internetowego Węgra może wreszcie wyzwolić obywatelskie nieposłuszeństwo.

Węgrzy skrzykują się w tej wirtualnej przestrzeni, aby manifestować w przestrzeni rzeczywistej - na ulicach Budapesztu.

Czy zamarłe Węgry mają szanse przeciwstawić się miejscowemu dzierżymordzie? Czy to jest ta masa krytyczna, że powstanie ruch antyorbanowy, który wymówi posłuszeństwo prawicowej władzy.

Do tej pory internetowi buntownicy wychodzili na ulicę, manifestowali, nawet próbowali stworzyć ruch polityczny, partię. Początkowa siła - czasami duża - nie przetrwała zwykle dłuższego czasu. Bunt internetowy szybko ulega przeterminowaniu. Szybko psuje się.

Ten węgierski może być trwalszy, bo szary Węgier jest nie tylko na szaro robiony w rzeczywistości przez Orbana, ale teraz Orban szarogęsi się w internecie - i chce złupić kieszenie węgierskie.

Póki pod nóż szły kieszenie obcej finansjery, Orban mógł budować poczucie patriotyzmu węgierskiego, trudniej uzasadnić opodatkowanie przestrzeni wirtualnej, to tak jaby opadatkować niebyt, nieistnienie, a nawet marzenia.

Płacić za marzenia? Orban może gorzko politycznie zapłacić.

Więcej >>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz