sobota, 14 września 2013

Węże medialne abp. Hosera - takie sobie dywagacje


Albo abp Henryk Hoser przecenia rzeczywistość, albo alegorie biblijne. Hierarcha modlił się za dziennikarzy, ale niestety nie za blogerów.

A szkoda, może jakaś zdrowaśka za mnie by się przydała i tego wpisu bym nie popełnił, a tak na życzenie metropolity czuję niepohamowaną ochotę wytknięcia mu błędów logicznych, iż "deformacje mediów są jak biblijne węże o palącym jadzie".

Biblijne węże - ale by trzymać się chronologii - najpierw występują w liczbie pojedynczej, taki jeden kusił kobietę, aby zerwała owo jabłko z drzewa wiadomości dobrego i złego.

Ten zły wąż chciał, aby ludzie (niestety, najpierw kobiety) odróżnili dobro od zła. Bo gdyby Ewa nie zgrzeszyła, to nie potrafiłbym dzisiaj ja, skromny bloger - za którego abp Hoser się nie modlił - że złem jest pedofilia w Kościele, a nawet złem może być pobyt w Rwandzie samego metropolity, który opowiadał się po stronie rządowej, a to na ich rękach została krew Tutsi. Niektórzy dziennikarze, za których się modlił abp Hoser, przypisują modlącemu pośrednią odpowiedzialność.

Wracając do węża, który operował w Raju. A kto tego węża stworzył i wpuścił do Raju? Sam Stwórca. Podążając za logiką, abp Hoser chce powiedzieć, że dzisiaj mamy Raj i węże w postaci mediów. Znaczyłoby, że te węże uczą nas odróżniać dobro od zła.

Przecenia abp Hoser media, przecenia dzisiejszą rzeczywistość, a nie docenia Stwórcy, który chciał, aby w Raju był wąż i podszkolił ludzkość w odróżnianiu dobra od zła.

A ja nie przeceniam abp. Hosera i nie tylko dlatego, że za mnie się nie modlił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz