Świątynia Opatrzności Bożej zapowiada się na perełkę. Kto może, ten łoży na ten kolejny przybytek kultu. Kościoły pustoszeją, przybytków przybywa. Na świecie trend jest odwrotny, kościoły są sprzedawane, nie ma kto ich utrzymać.
Symbioza Kościoła i państwa w kraju ma się dobrze. Pomysł z nową świątynią powstał w łebskim umyśle, aby dodać do niego muzeum papieża Polaka i kardynała Tysiąclecia.
Państwo zafiksowało przybytek kultu pod kulturę i lekką rączką sypie miliony. Ministerstwo Kultury w ten sposób pozbyło się 44 mln zł, państwo w sumie oddało 70 mln, sejmik mazowiecki dorzucił 20 mln zł.
Minister kultury Bogdan Zdrojewski nie ma sobie nic do zarzucenia, może prokuratura to i owo zarzuci jemu i urzędnikom, bo złożono doniesienie (Liberte!) i jest celebrowane w organach.
Jak ta prawna celebra się skończy, można z góry przewidzieć, nie na takie sprawy znajdowano paragraf niemożności.
Świątynia kosztuje ministra Zdrojewskiego - zachowując proporcje - jak szosy ministra Nowaka, który wpadł przez zegarki, może Zdrojewski wpadnie przez jakiś dystyngowany różaniec. Reporter "Wprost" lub innego tygodnika powinien podążyć za Zdrojewskim na niedzielną mszę, aby go podpatrzeć z jakich rekwizytów korzysta, gdy klęczy przed abp. Kazimierzem Nyczem.
Może w takich okolicznościach spłynęła łaska na ministra, który ciepłą rączką tym razem dał na tacę na zbożny cel know-how w ramach programu "Dziedzictwo kulturowe - wspieranie działań muzealnych" sumkę niewielką, bo tylko 220 tys. zł.
Know-how ma intelektualne zafiksowanie: prace merytoryczne nad ekspozyturą. Prace Kościoła to po prostu ministerialny bank obrabiany merytorycznie.
Więcej >>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz