piątek, 9 sierpnia 2013

Powstanie Wyborcze '2013



Wojna pisowsko-platformiana toczy się na wszystkich poziomach. Trwa karnawał kampanijny. Niestety w kraju mamy tylko dwie siły polityczne, które dość łatwo sklasyfikować. PiS to prawica po polsku, mentalnie prawica, gospodarczo - populizm społeczny. Trudniejsza jest do opisania PO, bo premier z liberała stał się praktycznym liberałem, a zbiór platformersów od biedy da się wpisać w wytrych arystotelowskiego "złotego środka". Ze złotym ma coraz mniej wspólnego, nawet ze złotówką, ze środkiem, owszem, czyli z nijakością.

Jest to wojna zerojedynkowa, bo mimo wszelakich zaklęć nie ma w kraju lewicy, SLD nigdy takową nie była, jak PZPR nią nie była. A Janusz Palikot z fatalnym doborem ludzi skazał się tylko na eventy, a nie politykę.

Na razie tę wojnę wygrywa PiS, ale tylko na przyczółkach. Acz jak to z wojnami bywa, przychodzi przesilenie, pada jakieś skrzydło i wróg obsiada cały teren. Na prawym skrzydle ciągle trwa natarcie Jarosława Kaczyńskiego i PiS, jako sabotażysta dobrze spisuje się Jarosław Gowin z dwoma pozostałymi partyzantami prawicy: Godsonem i Żalkiem. Gdy do rąk Grzegorza Schetyny dostanie się skuteczna broń polityczna, wówczas będziemy mogli mówić: PO padła. I oczekiwać na rzeź, może nawet dosłowną, o czym tak cięgle marzy Jarosław Marek Rymkiewicz.

Póki co harce odbywają się na przyczółkach, lecz takowym nie jest Warszawa, bo referendum to jak Powstanie Wyborcze '2013. Dwie najważniejsze osoby (aktualnie) w państwie zaapelowały, aby nie brać udziału w Powstaniu - Bronisław Komorowski i Donald Tusk.

Referendum to nie wybory, gdyż logika jest zupełnie inna. Przymierzając do psychologii wyborczej, referendum wszak jest postawą asertywną służącą wyrażeniu: nie. Psychologia jest o wiele bogatszym zjawiskiem, tak jak wybory, gdzie paleta możliwości jest zdecydowanie większa.

Wiele znanych postaci już zadeklarowało, iż pójdzie na referendum, aby oddać ważny głos, inni nieważny. Z punktu widzenia masy wyborczej ich jakość głosu jest nieistotna, będzie się mieściła w 10% celu referendum. Ci, którzy pójdą, powiedzą rządom Hanny Gronkiewicz-Waltz: nie. Liczy się tylko jedno: czy referendum będzie ważne z powodu frekwencji.

W ogóle nieistotne jest dzisiaj rozpatrywanie, czy HGW jest dobrym prezydentem, czy nie. Ważne, iż udało się zorganizować głosy wiążące referendum. Wszak w ten sam sposób odwołany mógłby być prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, ponoć najlepszy samorządowiec w kraju, wystarczyłoby zorganizować kiboli, którym wypowiedział wojnę. A kiboli i kibiców może być więcej niż elektoratu Dutkiewicza.

Wojna w polityce nie jest polityką, jest wyszarpywaniem władzy, aby konsumować ją materialnie (dosłownie: finansowo). Oto czytam o następnych deklaracjach znanych warszawiaków, że nie pójdą na referendum. Artur Barciś, bo "to jest akcja polityczna". Panie Arturze, a w polityce jakie mają być akcje? Piłkarskie? Krystyna Kofta, bo "referendum jest zbędną stratą pieniędzy". Andrzej Blikle, bo "jego głos nie będzie miał jakiegokolwiek znaczenia".

Elity - a jak chachmęcą. Cholera, prosto. Bo nie chcemy oddać zwycięstwa PiS. Nie chcemy, aby w bliższej niż późniejszej perspektywie władał Jarosław Kaczyński. Warszawa to nie przyczółek, to cytadela strategiczna, centrum władzy, a to Powstanie Wyborcze '2013 może być dla przyszłości kraju równie katastrofalne, jak inne nasze powstania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz