piątek, 4 października 2013

Franciszek jak książę Myszkin


Papież Franciszek wszystkich zaskoczył, Kościół szczególnie. Nie mogło być inaczej, ta instytucja czekała na nową narrację. Jan Paweł II dał sienkiewiczowski oddech prowincji wschodniej Europy (dlatego dla wielu z nas jest ważny), ale nieistotny uniwersalnie. Benedykt XVI wniósł intelekt, który jest ważny dla garstki, a reszta (99,9%) kręci swoje lody. No i przyszedł Franciszek ze swoistym polskim prologiem (wybrali ch...) Ewy Wójciak. Ale i to nie zapowiadało tego, co codziennie jest dawkowane.

Franciszek wpisuje się coraz bardziej w dostojewszczyznę, w zbrodnie i karę Kościoła, a sama postać Franciszka zaczyna przypominać księcia Myszkina, człowieka znikąd (z Argentyny), z antypodów, który przybywa z Rogożynem, aby zamordować  Anastazję Filipowną w imię miłości - fałszywą ikonę, podróbkę wszelkich świętości, bo postać kobiety - nawet dziewicy - jest rzeczywista, grzeszna, ale wewnętrznie dobra, empatyczna.

Myszkin wzorowany na postaci Chrystusa, jest znikąd (Nazaret, Szwajcaria, Argentyna), bowiem bohaterowie nie rodzą się w centrum. Bohaterowie w tym centrum przeprowadzają test. Tak przybył Franciszek i testuje Kościół, testuje wiarę, testuje słowa i czyny instytucji. Przede wszystkim Franciszek jak książę Myszkin wskazuje, jak być lepszym, jak być zrozumiałym, jak poprzez rozmowę z drugim uzyskiwać głębsze ludzkie wymiary.

Franciszek dopiero zaczyna, znajduje się - jak w najważniejszej powieści literatury światowej - w salonie Jepanczynów, dopiero go poznajemy. Zapowiada powstanie nowej konstytucji ws. kurii rzymskiej. Ten człowiek znikąd - coraz częściej traktowany przez miejscowych ludzi centrum, jako człowiek "bez głowy" (jeździec)  - musi się liczyć z ich reakcją. W dosłownym znaczeniu.

Reakcyjnym jest Kościół polski, który tak naprawdę zgłupiał. Franciszek zakłóca im porządek aksjologiczny w prowincjonalnym imperium katolickim. Nie oni jednak będą decydować, co się stanie z Franciszkiem ks. Myszkinem. Zapadnie na epilepsję, bo cierpi na nią cały Kościół. Na padaczkę aksjologiczną. Kościół cierpi  na taniec św. Wita od dawna. Podnosi się po atakach własnych, nazywanych przez niego atakami na Kościół.

Franciszek będzie poddawany temu doświadczeniu, będzie spychany przez swoją instytucję. Czy skończy jak bohater Dostojewskiego, jak bohater pisarzy czterech Ewangelii - przy zwłokach Nastazji Filipowny, na własnym krzyżu?

Nie wątpię, jak będzie. Franciszka czeka Emaus i Szwajcaria, jak bohatera Ewangelii i "Idioty", bo zawsze w tej konstrukcji narracji zwyciężają Barabasze. Oni dostają za friko szansę i np. piszą we "Frondzie". Wszytko wróci na swoje miejsce, acz nie będzie już takie samo. I to jest zwycięstwo Jezusa z Nazaretu, literackiego ks. Myszkina i takim będzie Franciszka z Argentyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz