wtorek, 1 października 2013

Mówimy: Orban - myślimy: Kaczyński


Mówimy: Orban - myślimy: Kaczyński. Mówimy "Orban" i zastanawiamy się, czy Jarosław Kaczyński powtórzyłby drogę Orbana "ku suwerenności". Wsłuchujemy się w Kaczyńskiego i zgadujemy, co bierze z Orbana, a co jest u niego "polskie".

Na Forum Ekonomicznym w Krynicy Kaczyński postraszył domiarem tych przedsiębiorców, którzy nie będą wdrażać w swoich przedsiębiorstwach nowych technologii. I od razu prezes PiS zastrzegł się: jest to nomenklatura PRL-owska. Niewiele w tym z Orbana, a z resentymentu Kaczyńskiego, który miesza swoje uczucia do "tradycji" dzisiejszej Polski z populizmem i takie wychodzą mu popłuczyny orbanomiki. Kaczyński chce opodatkować zagraniczne sieci supermarketów, instytucje finansowe, telekomy. To jest żywcem wzięte z Orbana. Z Węgier obcy kapitał nie uciekł. Ale Kaczyński chce zastępować obcy kapitał polskim, którego jest tyle, co kot napłakał.

Doniesienia z Węgier dotyczące gospodarki należy określić sukcesem Orbana. Bezrobocie spadło do jednocyfrowego poziomu, inflacja jest na rekordowo niskim poziomie - 1,3 proc. i prognozy PKB - wzrost o 0,7 proc., pamiętając jednocześnie, że poprzedni rok to spadek aż o 1,7 proc.

Wygląda to na cacy, ale sfera wolności na Węgrzech została mocno ograniczona, przede wszystkie media nałożono kaganiec cenzury, zwalczana jest opozycja ustawami dekretowanymi przez większość parlamentarną Fideszu i faszyzującego Jobbiku.

Orban za daleko się zapędzi, Bruksela tupnie, a premier Węgier z oporami, ale się podporządkowuje. Węgry to jednak niewielkie państwo, którego władze stąpają na cienkiej linii tego, co można w demokracji i tego, co pachnie reżimem. Na razie udaje się. Zupełnie inaczej rzecz wyglądałaby w Polsce, skala orbanomiki wprowadzona w naszym kraju byłaby bez porównania groźniejsza, takie stąpanie na cienkiej linii skończyłoby się runięciem w przepaść, bo należy pamiętać, iż do popłuczyn gospodarczo-społecznych doszłyby dwie polskie oryginalności: kruchta (zapis w prawie ustrojowym Invocatio Dei) i degenerujący przemysł smoleński.

Dlatego, gdy mówimy "Orban", myślmy o tym kraju krytycznie. A gdy myślimy "Kaczyński", mówmy o możliwych zapaściach społeczno-cywilizacyjnych i niewątpliwym kryzysie gospodarczym, bo taki wywołałby populizm i "smoleńska prawda".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz