wtorek, 29 lipca 2014

Marta Kaczyńska w pogoni za smoleńskim króliczkiem


Przy pomocy sprzyjających mediów Marcie Kaczyńskiej nadal udaje sie z entuzjazmem uprawiać nekrocelebrę. Wydawałoby się, że nic nie może dla siebie wycisnąć z tragedii zestrzelenia malezyjskiego boeinga we wschodniej Ukrainie.

Niemożność ta nie dotyczy córki zmarłej pary prezydenckiej, Marii i Lecha Kaczyńskich. Z kilkoma rodzinami smoleńskimi przeszło cztery lata uprawia tę formę obecności w przestrzeni publicznej. Ale tak serwowana katastrofa smoleńska przejadła się nawet tak zwanym patriotom.

Malezyjski boeing odświeżył "ból" i niemal pewne podejrzenia Marty Kaczyńskiej. Postanowiła się podzielić spostrzeżeniami z premierem Holandii, bo mogą mu umknąć. Napisała do niego list, który omawia i publikuje prawicowa gazeta.

Do rodzin ofiar malezyjskiego boeinga celebryci smoleńscy nie napisali, bo tamci nie są zrzeszeni w koła, kółka i stowarzyszenia.

W kraju do tej żenady przyzwyczailiśmy się. W Holandii list Kaczyńskiej i zaprzyjaźnionych z nią rodzin smoleńskich utknie gdzieś na biurku sekretarza holenderskiego premiera. Nikt tam tego nie zauważy. Efekt jest przeznaczony dla polskiej publiki.

Wszak nie chodzi o katastrofę, empatię, itd. Ale o winę Tuska. Jakkolwiek pokrętną i absurdalną, albowiem tego smoleńskiego króliczka trzeba gonić.

Więcej tutaj >>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz