piątek, 29 sierpnia 2014

Obyśmy po Tusku nie obudzili się z kacem


Jeżeli akcje Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej tak wysoko stoją, jak utrzymują źródła europejskie i nasze, premier nie powinien się wahać, aby wybrać awans. To nie tylko jego skok na jeden z najwyższych stołków w strukturach międzynarodowych, to skok Polski.

W historii nie mieliśmy takich personalnych sukcesów za dużo. Ba, niewiele. I byłoby to drugie w dziejach Polski sięgnięcie tak wysoko, gdzie nikt nie sięgał. Tylko Jan Paweł II zawędrował w strukturach globalnych na takie szczyty.

Ale to dopiero przed nami. Tego rodzaju awanse są często pisane palcem na wodzie. Tusk zachowuje się racjonalnie i jak wytrawny polityk. Decyzję podjął, czy przyjąć nominację, dlaczego miałby dzielić się nią publicznie? Aby jutro w razie niepowodzenia zaznać rozkoszy lądowania z najwyższego konia. Żadna przyjemność dla niego, dla Platformy i przede wszystkim dla Polski.

Tusk jako szef Rady Europejskiej zyskuje, taka sama chwała należy się partii rządzącej, której lider osiągnął najwyższy sukces. Zyskuje Polska, bo straci na tym PiS - już w najbliższych wyborach. I możliwe, że po parlamentarnych powitalibyśmy Jarosława Kaczyńskiego na emeryturze.

Same zalety w postaci Tuska jako prezydenta Unii. Trudno dojrzeć wady. Poza jedną, za dużo władzy w jednych rękach. Wszak po powrocie z Brukseli lekką ręką sięgnąłby po prezydenturę tu wśród tubylców.

Strach się bać tych sukcesów. Dlatego nie rozbudzajmy nadziei, bo po niej pobudka z najgorszym kacem, gdy się nie uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz