środa, 8 kwietnia 2015
Ks. Lemański, redaktor Onetu i empatia, która spadła na podłogę, powstała z niej kałuża
Redakcja Onetu redaktorów ma, jakich ma. W każdym bądź razie jeden z nich postanowił przejąć się losem ks. Wojciecha Lemańskiego. Redaktor przeczytał, więc się zainspirował. Przeczytał list do papieża Franciszka autorstwa Adama Michnika i Jarosława Mikołajewskiego, a dzisiaj (środa) z rana redaktor się obudził i przeczytał prof. Andrzeja Jaczewskiego, który zaproponował, aby "Gazeta Wyborcza" zorganizowała zbiórkę pieniędzy dla "żyjącego w biedzie" ks. Lemańskiego.
Redaktor Onetu ma serce, a może nawet empatię. Możliwe też, iż sięgnął do kieszeni, a następnie rozglądnął się za tacą, gdzie by tu sypnąć redaktorskiego grosza.
Jak każdy bystry redaktor, zechciał zaprezentować swoje walory umysłowe. Zbadał, czy też rzeczywiście ks.Lemański żyje w biedzie. A jak bada redaktor? Klika, to jego narzędzie do badania. Wyklikał na Facebooku profil sympatyków księdza. Tam empatyczny redaktor na biurku w Onecie na monitorze wyczytał, że wsparcie finansowe ks. Lemański może potrzebować dla kosztów sądowych w Watykanie.
Redaktor następnie kliknął (empatyczny, przypominam) na strony kurii, gdzie biskupem jest abp Henryk Hoser. Redaktor siedząc wyczytał, iż oferowano pomoc ks. Lemańskiemu, aby został rezydentem w czymś w rodzaju domu starców dla duchownych. Raczej winien nazywać się ten dom Domem Upokorzenia.
I redaktor szacownego portalu aż musiał podskoczyć na fotelu w Onecie (a da się to wyczytać), iż ks. Lemański nie żyje w biedzie.
Starałem się streścić niezłośliwe empatyczne pukanie w klawiaturę redaktora Onetu. Ale o pomstę do nieba woła to, iż nie przeczytałem żadnego zająknięcia umysłu redaktora o ambicjach ks. Lemańskiego z powodu, których znalazł się w niedoczasie zawodowym, o tym dlaczego jego sytuacja naprawdę jest wołającego o pomoc na puszczy, naprawdę "żyjącego w biedzie".
Nie przeczytałem, aby redaktor swoje cztery litery podniósł i ruszył z nimi niedaleko, by zebrać materiał o ks. Lemańskim.
Swego czasu wyszedł świetny tom reportaży Ernesta Hemingwaya: "Sygnowano: Hemingway", w którym ten wielki pisarz poruszył kwestię, kiedy autor uzyskiwał prawo do używania swojego nazwiska. Dlatego zresztą nie użyłem nazwiska redaktora Onetu, choć w materiale o ks. Lemańskim ilustrowany jest zdjęciem.
Taka jest empatia niektórych "autorów" w sieci.
Więcej >>>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz