wtorek, 23 sierpnia 2016

Gliński znowu skoczył bez kasku do basenu bez wody. Wyszedł z niego Roch Kowalski


Z ministrem kultury prof. Piotrem Gliński jest techniczny kłopot. Mianowicie z dotychczasowych wypowiedzi i jego zachowań wynika, iż nie wie, do czego kultura służy, czym jest i jak układają się hierarchie wśród ludzi kultury, w elicie - bo tak należy nazwać twórców.



Ludzie sztuki to jest elita w przeciwieństwie do polityków, którzy w ogromnej większości są niedoróbkami.

Gliński niby wiedzę tę powinien posiadać, bo brat Robert to świetny reżyser, ale to starszy brat i może u Piotra występować syndrom młodszości, niedojrzałości, który to kształtowany przez kompleksy odzywa się w pomówieniach gorszego. W Polsce niestety takie niedoróbki lądują w polityce.

I chyba tak jest. Lecz nie jestem psychoalitykiem, Gliński od samego początku jawi się, jako minister antykultury, który wyznaje zasady leninowskie, w tym całkiem słynną: "Kino jest najważniejszą ze sztuk", ale to było w czasach Eisensteina, Pudowkina, kiedy magia ruchomych obrazków obezwładniała ciemny lud.

Dzisiaj Gliński pogniewał się na to, że przez selekcję festiwalową nie przeszedł film o żołnierzach wyklętych "Historia Roja". Ma pretensje do organizatorów festiwalu w Gdynii za tę "niesprawiedliwość", dopatrując się polityki.

Gdyby obok mnie był Gliński, to spytałbym go: ileś razy upadł na głowę? Jak skaczesz do basenu bez wody, to przynajmniej nałóż na łepetynę kask.

W sztuce filmowej, w literaturze, w ogóle w sztuce, nie ma czegoś takiego jak selekcjonowanie wg politycznych potrzeb.

Filmu wspomnianego oczywiście nie widziałem, bo wejdzie dopiero na ekrany, ale to znaczy, że jest gorszy niż gorsze. Bo dopuszczający musieli mieć świadomość, że władza PiS do takich tematów przywiązuje szczególną uwagę. Organizatorzy dzięsieć razy film obejrzeli i gniota nie mogli nawet dopuścić warunkowo, bo musi być szczególnie nieudany.

Można sobie wybrazić, jaki czeka nas hurgot patriotyczny, gdy gniot o "Smoleńsku" wejdzie na ekrany, a krytycy nie zostawią na nim suchej nitki.

Gdyby złe filmy zamieniały się, jak powtórki idioctw w historii, w groteskę, to Lech Kaczyński w "Smoleńsku" byłby tylko klownem, a tak wyjdzie z niego idiota.

Jak wyszedł z Piotra Glińskiego, którego jego rodzony brat Robert opisuje frazą: "Mój brat idiota".


A metafora "skoczyć bez kasku do basenu bez wody" jest jak Zagłoby, który takim Glińskim, Rochom Kowalskim,  mówił, że nie mają oleum pod czupryną.

Więcej >>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz