piątek, 2 stycznia 2015

Arłukowicza walka ze Zmową Zielonogórską


Chorych i pacjentów nie obchodzi, czy miniser podpisze kontrakty z lekarzami rodzinnymi. Ta wiedza powinna być poza społeczeństwem, poza polem konfliktu. Powód jej obecności znalazłby społeczne uzasadnienie, gdyby zawód lekarza należał do niedowartościowanych finansowo.

A tak przecież nie jest, bo pacjenci byliby pierwszymi protestującymi w stosunku do rządu. Pacjenci stanęliby za swoimi uzdrowicielami. Razem z nimi stanęliby w drzwiach przychodni i nie pozwoliliby wejść ministrowi Arłukowiczowi, gdyby chciał podsunąć niekorzystne kontrakty do podpisu. Więc o co chodzi w corocznym cyklicznym sporze, w tym sequelu roszczeń, w którym  stroną jest zorganizowana struktura korporacji nazywająca się Porozumieniem Zielonogórskim?

Porozumienie Zielonogórskie na oko i na język ma cechy Porozumienia Wołomińskiego, czyli Zmowy. Rząd daje zorganizowanym strukturom za mało?

Porozumienie powinno najpierw odpowiedzieć, komu rząd ma zabrać? Jakich pacjentów wskażą struktury Zmowy Zielonogórskiej?

Determinacja korporacji może być podyktowana obawą, że PiS może dojść do władzy. A wówczas kamasze zostaną spełnione, o czym partia Kaczyńskiego przypomniała, ale w obronie korporacji, bo wg PiS tradycyjnie: im gorzej, tym lepiej.

PiS ze wszystkimi się zmówi, aby obalić rząd, nawet zmówi się z Porozumieniem. Zmowa korporacji i zmowa polityczna. Ale lekarze moga się bardziej bać Kaczyńskiego niż Arłukowicza. W tym wypadku na korzyść Arłukowicza mogą działać politycy PiS. Lekarze mogą się z Arłukowiczem spierać, protrestować, Kaczyńskiego zaś bać. Ta zmowa lekarzy i polityków nie wypali, bo to byłaby zmowa zmów, a Kaczyński nie wygląda na Marlona Brando.

Więcej >>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz