wtorek, 30 lipca 2013

Afera zegarkowa z zapomnianym zapłonem w sądzie



Afera zegarkowa będzie tykać w sądzie. To bomba z zapomnianym zapłonem. Naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski i wydawca wydawca tygodnika AWR Wprost złożyli pozew w sądzie przeciw ministrowi transportu, Sławomirowi Nowakowi i spółce CAM Media, która jakieś miała konszachty z ministrem.

Nowak ma słabość do sznytu z drogimi zegarkami. Opisali tę przypadłość dziennikarze śledczy tygodnika, co ucieszyło publikę, gdyż była to innowacja na rynku newsów. Dziennikarze musieli pod mikroskopem przyglądać się zdjęciom ministra, gdy ten otwierał kawałki autostrad. Błysnęło im cyferblatem po oczach, podzieli się tym wiekopomnym odkryciem z całą czytającą Polską.

Czego domagają się w pozwie Latkowski i Wprost? Przeprosin. To bardzo niewiele, ale żeby lecieć z tym do sądu?

Może wyjaśnienie jest w zapowiadanym drugim pozwie, który jest dopiero przygotowywany. Mianowicie ma dotyczyć działania na szkodę wydawcy tygodnika, bo minister jakoby wywierał naciski na podmioty i osoby trzecie, aby zaprzestały współpracy z "Wprost".

Bingo! Nakład dramatycznie tygodnikowi spadł, reklam pensjodajnych mało, by nie powiedzieć zero. Co robić, co robić? Chodzi dookoła swego biurka naczelnego Latkowski, gdyż Michał Lisiecki, wydawca, chce zlikwidować tytuł, ewentualnie połączyć z drugim tytułem "Do Rzeczy". Trzeba coś wymyślić.

Tę aferę zegarkową zanieść do sądu, niech tam tyka. Wiadomo, że nie wybuchnie, ale coś się będzie dziać. Może wrócą czytelnicy, a z nimi reklamodawcy.

Bo jaki inny może być sens z zegarkiem - nawet drogim - na wokandzie? Potyka sobie, a tymczasem potyka się Latkowski i jego wydawca. Jutro ich może nie być.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz