poniedziałek, 17 czerwca 2013

Dwa zagrożenia dla Polski wg Kaczyńskiego i trzecie - największe - prezes PiS i jego formacja polityczna


Jarosław Kaczyński chce ratować Polskę przed dwoma niebezpieczeństwami. Zbawiciel kraju nie zauważa, że największe niebezpieczeństwo dla Polski przedstawia jego formacja i on sam, acz jest liderem największej partii opozycyjnej, która przoduje w sondażach.

Przypatrzmy się tym zagrożeniom, które zdefiniował w wywiadzie  dla tygodnika "Do Rzeczy". Pierwsze zagrożenie prezes PiS widzi w pogłębiającym się kryzysie ekonomicznym. Wierzę, że kryzys widzi. Nie wierzę, aby posiadał lepsze zdolności polityczne i był w posiadaniu wspanialszych narzędzi do walki z kryzysem  niż Donald Tusk z Jackiem Rostowskim, zwłaszcza  iż kolejny raz posłużył się wytrychem podziału: my solidarni - oni liberalni.

Na czym miałaby polegać ta solidarność? Ano, na drenowaniu kieszeni bogatszych i lepiej wykształconych. Na opiekuńczości państwa, które nie wiadomo na czym miałoby polegać, wszak nie na modelu zachodnim, bo w Polsce nie ma takich różnic w dochodach między najbogatszymi a najbiedniejszymi. Jak ten model solidarności społecznej wg Kaczyńskiego miałby wyglądać - nie wiemy. Niewystarczającym jest nałożenie większych opłat na handel wielkopowierzchniowy i obłożenie banków opłatami za transakcje. Handel odbije sobie na cenach, a banki na opłatach za depozyty. To nie jest jednak dochód wielkości godny rozważań dla budżetu, to tylko populizm.

Przecież hipermarkety nie zbankrutują, ani także banki. Aby ich oferta była tańsza i tak nie drenowały naszych kieszeni, potrzebna jest większa konkurencja między nimi, a więc liberalizm, z którym Kaczyński chce walczyć.

Kaczyński stygmatyzuje tylko słowa klucze i postawy społeczne wobec zjawisk gospodarczych. Liberalizm jest "be", a solidarność "cacy". To nie jest klucz do żadnej gospodarki. Ani do tworzenia nowych miejsc pracy, które niby to miał zapewnić projekt PiS, tych miejsc pracy miało być 1 mln 200 tys. To tylko propaganda PiS, gdyż byle księgowy/księgowa mogli obliczyć, iż państwo na nowe miejsca pracy wg PiS wydałoby dziesiątki miliardów złotych bez gwarancji, że te miejsca by powstały, za to z gwarancją, iż powstałaby dziura budżetowa, która zrujnowałaby finanse państwa.

Gdyby ten projekt był taki wspaniały, rząd Tuska przyjąłby go z otwartymi rękami, bo nieważna jest sygnatura partyjna. Ten projekt zaś nie był spisany dla ratowania miejsc pracy bądź ich tworzenia, był czystą propagandą polityczną, aby niezorientowanych w kwestiach gospodarczych przyciągnąć do siebie jako elektorat.

Kaczyński i jego formacja nie są wiarygodni dla rynków finansowych, gdyż nie przedstawiają żadnej alternatywy gospodarczej. PiS ma marne zaplecze profesjonalne, które jest tylko w opozycji do propozycji rządowych, nie generuje wiarygodnych własnych rozwiązań.

Jest czego się bać, gdyż perspektywa szybkiego rzeczywistego dojścia PIS do władzy zachwiałaby naszą wiarygodność w oczach inwestorów finansowych, do naszych przedsięwzięć gospodarczych i papierów dłużnych. Gdyby miało się okazać, iż jutro PiS dochodzi do władzy, owo jutro byłoby początkiem bankructwa Polski. Nikt nad nami by się nie litował, jak nad Grecją, która należy do strefy euro. Wraz z Kaczyńskim popłynęłaby złotówka.

Filozofia gospodarcza Kaczyńskiego nie jest ani pogłębiona, ani tym samym wiarygodna.

Drugie niebezpieczeństwo, które definiuje Kaczyński, jest zagrożeniem kulturowym. Nie wiem, który diabeł jest gorszy. Czy kryzys gospodarczy, który z dniem objęcia władzy przez PiS by się pojawił, czy kultura społeczno-obyczajowa, a ta miałaby jedną z cech zaprezentowanych podczas niedzielnego Kongresu Katolików na Pisiej Górze, która została tej partii wyleasingowana przez kler.

Ta forma anty-ateizmu, czyli teokracji, to chwycenie za twarz inaczej postrzegających kościelnych urzędników wiary w życiu narodu. Nie wiem kompletnie, jak postąpiono by z ateistami, których w Polsce przybywa poprzez taki mariaż wybranej partii politycznej ze spolityzowanym klerem. Do tego większość Polaków nie wyznaje wiary piso-katolickiej, bo tylko ci spotkali się na Jasnej (Pisiej) Górze. O takich dobrach cywilizacyjnych, jak in vitro, albo dobrach obyczajowych - związki partnerskie - wybijcie sobie Polacy z głowy! To jest zagrożenie kulturowe wg prezesa.

Obydwa zagrożenia: przed kryzysem i kulturowym, przed którymi miałby ratować zbawiciel Kaczyński, nałożyłyby na Polskę i Polaków okowy solidarnej biedy, trwały ekonomiczny spazm kryzysu, a przede wszystkim wycofanie społecznych i naukowych rozwiązań, cofnęlibyśmy do epoki, gdy m.in. o in vitro i związkach partnerskich nie myślano, aby rozwiązywać potrzeby emancypacyjne ludzi. Antynowoczesny Kaczyński i jego formacja nie nadają się zarządzania Polską XXI wieku, ani tym bardziej nie spełnią oczekiwań, które z trudem udaje się wprowadzić w krajach o wiele bardziej cywilizowanych niż nasz. Kaczyński jest gwarantem cofnięcia zegara dziejów w mroki, ciemność, w zapaść gospodarczą i społeczną.

Tyle da się wyczytać z wywiadu prezesa PiS udzielonego "Do Rzeczy".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz