wtorek, 19 lipca 2016

Podwyżki dla polityków. Nie wszyscy na nie zasługują


Populistyczne jest twierdzić, że politycy podnoszą sobie pensje. Ale czy populistycznym jest podnosić brak kwalifikacji u wielu posłów i ministrów, którzy zarabiają za dużo - i bedą zarabiać jeszcze więcej?

Czyż Mariusz Błaszczak nie pozostawałby bezrobotnym, gdyby nie posłowanie i służenie Jarosławowi Kaczyńskiemu?

Kim byłby Kaczyński, gdyby nie był prezesem? Czy zostałby nauczycielem akademickim? Bardzo prawdopodobne, że skończyńczyłby jako bibliotekarz.

A nauczycielka - minister edukacji w rządzie PiS - Anna Zalewska. Ile by zarobiła poza rządem? Nie ma kompetencji na nauczycielkę w porządnej szkole.

Nie chcę pisać o przedszkolance, rzecznik rządu. Ani burmistrz Brzeszcz Beacie Szydło. Czy mają kwalifikacje do pełnionych funkcji? Nie!

Dobre pytanie zadaje Monika Olejnik, bo żony prezydentów, Pierwsze Damy, dostaną uposażenie. Nareszcie! Czy dostanie pensję Barbara Jaruzelska? Hę?


Czy posłowie PiS mają moralne prawo do podwyżek, wszak krzyczeli o rozpasaniu poprzedników, bo w kancelarii Donalda Tuska pensje wzrosły o 200 zł w przeciągu roku. A obecnie mają wzrosnąć o kilka - nawet o osiem - tysięcy złotych.

Czy "dobra zmiana" nie powinna swoich podwyżek przeznaczyć na cele charytatywne, domy dziecka, dożywianie dzieci, byle nie dla Rydzyka, który i tak wyciągnie od nich kolejne dziesiątki milionów.

Przy okazji podwyżek uposażeń dla polityków, wychodzi na wierzch fałsz pisowski, jak słoma z butów. Przynajmniej Andrzej Duda nie będzie chałturzył w Nowym Tomyślu.

Więcej >>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz