poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Historia brukiem się toczy


Ryszard Kalisz ma zaszczyt być wydalony z SLD, zaś Lech Wałęsa wątpliwą przyjemność uczestnictwa w czerwcowym Kongresie Lewicy. Czy nie jest to takie polskie?

W Polsce wszystko jest inaczej. Historia nie zatacza koła, historia gdzieś jedzie, ale niestety na furmance. Taki mamy pojazd, taki pęd do cywilizacji. Jaki pojazd, taka droga, więc tarabani się ta furmanka brukiem. Inne partie - włącznie z partią władzy: PO - mają podobnie zdezelowane wehikuły.





Kalisz - jeden z najlepiej rozpoznawalnych polityków, w rankingu sympatii klasyfikujący się na czele, cichy faworyt lewicy jako kandydat na prezydenta, szarmancki dla kobiet, bo łypiący za nimi, gdy w studiu tv schodzi się na przyjemny temat feminizmu. Mający niegdyś wkład w gorącą politykę, gdy pracował w Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Ostatnio ten fakt raczej celebrujący i tym blichtrem zaszczycający lewicową konkurencję dla SLD.

Ten blichtr przysłużył się, że został relegowany z partii, którą zakładał.




Wałęsa - ruchomy pomnik współczesnej historii Polski. Notowania w sondażach sympatii na poziomie ostatnich wyborów prezydenckich i autorskiej partii BBWR - niewiele więcej od 1 proc. Ciągle przez przyjazny mu obóz solidarności usadzany na cokole, aby stał na nim spokojnie, nie trwonił, co mu historia dała.

I jak to Wałęsa, sam sobie najumiejętniej szkodzący, do tego stopnia, że w San Francisco odebrano mu ulicę, a na odwołanych wykładach za oceanem stracił setki tysięcy dolarów, a to z powodu, że wyobraźnia podpowiada mu, że widząc geja, odwraca mu się głowa.

Ci ludzie zamieniają się miejscami. Z furmanki lewicy schodzi Kalisz, wdrapuje się na nią Wałęsa. Tylko bruk ciągle ten sam. Pol-bruk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz