piątek, 12 kwietnia 2013

In vitro jest koroną ewolucji, a Kościół ogniwem przeszłości



Kościół spiął pośladki, odpowiada Agnieszce Ziółkowskiej, pierwszemu polskiemu  dziecku urodzonemu dzięki metodzie in vitro. 25-letnia dzisiaj kobieta, Ziółkowska, uznała, że dokument bioetyczny Episkopatu to "stygmatyzowanie dzieci z in vitro i ich rodziców, odmawianie prawa do stworzenia rodziny parom, które chcą mieć dzieci, a cierpią na bezpłodność".

Inteligentna młoda kobieta zapowiedziała apostazję, a także doniesienie do prokuratury, bądź pozew cywilny przeciw Episkopatowi i ks. Longchamps de Berier'owi, który jako "niewidzialna ręka" duchownych poczuł bruzdę "dotykową na twarzy", Ziółkowska chce pozwać za to, że "ich wypowiedzi naruszają moje dobra osobiste i innych dzieci z in vitro i ich rodziców".

Rzecznik Episkopatu ks. Józef Kloch położył "ruki po szwam", zapewnił, że Kościół nie stygmatyzuje, a każde dziecko zasługuje na pełnię akceptacji i miłości.

Jak zatem traktować wypowiedź abp Henryka Hosera, szefa zespołu Episkopatu ds. bioetycznych, który ten sławetny już dokument wyprodukował? Hierarcha powiedział 10 kwietnia, iż oskarżenia o stygmatyzowanie pojawiają się "pomimo wszystkich zapewnień, że te dzieci wymagają szczególnej opieki i troski".

Tak jak w tym stwierdzeniu zapewnia abp Hoser, traktuje się dzieci niepełnosprawne, nieprzystosowane do życia. Dla Kościoła są to osoby gorsze niż inni zwykli ludzie. Dla abp to gorsi ludzie, jakiś podgatunek homo sapiens "wymagający szczególnej opieki".

Ale to Ziółkowska nie jest zagubionym ogniwem ewolucji, jest koroną naszego bytu na Ziemi, a to przedstawiciele Kościoła są zagubionym w nowoczesności ogniwem przeszłości homo sapiens. Tak jest z Episkopatem, o czym świadczy ów dokument bioetyczny o metodzie in vitro.

Swoją drogą taki pozew ma sens. Może w końcu powstałoby prawne usankcjonowanie Kościoła w kwestiach nauki i osiągnięć myśli ludzkiej. Tego boi się Kościół, stąd jego spięte pośladki w kwestii in vitro.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz