środa, 17 września 2014

Kaczyński, haki i Alzheimer


Jarosław Kaczyński wyszedł ze słusznego założenia, że wszyscy go znają i nie musi stawiać się w sądzie z dowodem osobistym. Wszak w PiS obowiązuje domniemanie prawdomówności. Kaczyńskiemu bliższa jest anglosaska reguła ustrojowa: dowód nie zdobi człowieka. W takiej Wielkiej Brytanii nie znają czegoś takiego, za dowód służy choćby prawo jazdy.

Kaczyński stawił się w sądzie bez dowodu, a mimo to był przesłuchany. Czyżby wylegitymował się prawem jazdy?

Prawdomówny prezes PiS nie przyznał się do winy, jaką zarzuciła mu redakcja "Polityki", iż w IV RP zbierano haki na przeciwników politycznych. Czy Kaczyński to jakiś Tusk? Za IV RP nikt w "Sowie i Przjacielach" nie nagrywał, raz zdarzyło się Zbigniewowi Ziobrze, telefon komórkowy włączył się przypadkowo, ale od razu "przyznał się" na konferencji prasowej. I do tego wypadł z PiS. Czyżby za ten niewinny podsłuch?

Kaczyński w kwestii podsłuchów, nadużywania władzy i zbierania haków to dziewica. Z tą cnotą charakterologiczną prezes odejdzie i z nią się nie rozstanie. Ale proszę się nie łudzić, że Kaczyński tracąc pamięć - zapominając dowodu - traci szlachetny charakter. Haki to nie PiS.

Kaczyński zapomniał wziąć do sądu dowód tożsamości, liczy, że wyborcy też zapomną o IV RP, że Polaków dopadnie Alzheimer.

>>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz