piątek, 13 lutego 2015
Golgota rowerowa między Wrocławiem a Trzebnicą
Obok ścieżki rowerowej między Wrocławiem a Trzebnicą będzie wybudowana rowerowa drogą krzyżowa. Ze wszystkimi szykanami, aby każdy odcinek mógł poświęcić biskup, a może ktoś bardziej znaczny w Kościele katolickim.
W wymyślaniu dewocjonaliów jesteśmy jedni z najlepszych na globie. Chrystus w Świebodzinie przyciąga turystów jako monumentalny dziwoląg, może i rowerowa droga krzyżowa z przeszkodami służyłaby dla talentów na miarę Ryszarda Szurkowskiego, Mai Włoszczowskiej, czy Rafała Majki.
Mógłby zainteresować się nią Czesław Lang, gdyby Polacy nie odnosili sukcesów w Tour de Pologne, wówczas taki etap dla kolarzy ateuszy, a nawet ewangelików, byłby nie do strawienia i Polakowi katolikowi nałożonoby laur zwycięzcy na głowę.
A może wzbudziłoby to w innych śmiech i stalibyśmy się jeszcze bardziej groteskowi z tym zaprzeszłym obyczajem obnoszenia publicznego konfesji.
Taką drogą krzyżową by nie wymyślił Sławomir Mrożek, a także judaistyczny odpowiednik Woody Allen.
A do tego strach taką drogą jeździć. Ktoś by doniósł, żeś ateista i odpowiednie służby przykościelne by złożyły doniesienie do prokuratury, że stacja krzyżowa została sprofanowana, uczucia religijne zdeptana, czy też przejechane. A gdzie się wysikać na takiej drodze, pod jakim krzakiem?
Ta Golgota dla cyklistów może zostać wpisana do Księgi Guinnessa, bo nikt takiej bzdury jeszcze nie wymyślił. Jezus w drodze na krzyż skonałby kilkakrotnie ze śmiechu. Zbawienie przez śmiech? Hm. Polski wkład w chrześcijaństwo.
Więcej >>>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz