czwartek, 28 marca 2013

Abp Głódź przemówił do tych, którzy wybrali niewłaściwą drogę



Abp Sławoj Leszek Głódź po 10. dniach od publikacji "Wprost", jak po solidnym detoksie, przemówił dwugłosem. Ciałem i duchem. Ciałem - obecnością na mszy w dniu kapłańskim, Wielki Czwartek, gdy duchowni celebrują swoje narzędzia pracy, krzyżma. A duchem, jak porządny poeta, gdy opuszcza pustelnię, dzieło ma skończone i dzieli się epilogiem z wyznawcami, w jego wypadku oświadczeniem odczytanym przez jednego z mianowanych kapłanów w hierarchii archidiecezji gdańskiej.

Krzyżma sobie darujmy, acz jeden passus ze św. Pawła zacytowany przez hierarchę warto przywołać, bo jest w nim peryfraza proustowska: "Nie dał wam Pan Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości oraz trzeźwego myślenia". Czort wie, kogo to tłumaczenie, pewnie z Biblii Tysiąclecia, zdanie jednak jest dwuznaczne, najważniejsze jest owo "trzeźwe myślenie". Brak go dziennikarzom "Wprost"? Czy skromnie arcybiskup sobie je przyznał po 10-dniowym detoksie?

Dzieło pisane w formie oświadczenia jest pokrętne, warto aby nad nim się pochylił "krytyk, co wielkich tego świata się nie boi". W paragrafie drugim czytamy: "Wielka krzywda została wyrządzona przede wszystkim Kościołowi i Archidiecezji Gdańskiej".

O, samokrytyka? Czy krytyka "Wprost"? I dalej w tym samym paragrafie: "Czynię to i ja, znając swoja małość i grzeszność przed Bogiem".

Co nam arcykapłan mówi? Że poczuwa się do winy, bo to rytuał, ale jego instancją przed którą schyla swoje zawstydzone czoło jest Jego Miłość Bóg, a nie wy mali ludzie i inne dziennikarskie hieny. Publikę, wiernych, czytelników i wszystkich razem hierarcha nazywa: "którzy wybrali tę niewłaściwą drogę".

Na tej niewłaściwej drodze są delatorzy z własnego gniazda, mianowani przez arcybiskupa na dobre stołki: "niektórzy z naszych kapłanów" - czytamy w 3. paragrafie. Wybrali "samozwańczy sąd na łamach prasy".

A to się nie godzi, to  bezprawny lincz na arcybiskupie. Są sądy prawdziwe - pisze dalej w epistole gdański zwierzchnik kapłanów i wiernych - (kto?) "nasz Pan Jezus Chrystus", bo "wszyscy jesteśmy dłużnikami Bożego Miłosierdzia".

Wszystko jasne. Sąd tam na górze jest od prawdziwego sądzenia. Choć w 5. paragrafie metropolita gdański namawia do dialogu "tych, którzy rzucili w niego kamieniem". Dialog może odbyć się u nuncjusza apostolskiego. Proszę bardzo, ambasador watykański was przyjmie, byle na kolanach. Klęczników wystarczy dla wszystkich, ten mebel przecież jest dla wiernych i dziennikarzy. Kapłani mają inny mebel - ołtarz.

Takie jest "trzeźwe myślenie" abp Głódzia po 10-dniowym detoksie. A co powiedział w dalekim Watykanie zwierzchnik hierarchy gdańskiego, papież Franciszek, który też w tym dniu kapłańskim celebrował krzyżma? Franciszek nadal proponuje inna retorykę, która nijak się ma do słów analizowanego wyżej duchownego Polaka, powiedział: "Jest kryzys tożsamości kapłańskiej, księża zamieniają się w kolekcjonerów antyków".

Jakby mówił o naszym Głódziu. Czy arcybiskup to słyszał? Nie, bo w tym czasie też celebrował krzyżma. Kryzys tożsamości abp Głódź ma za sobą, trwał 10 dni, a czy kolekcjonuje antyki, czy flaszki - trudno powiedzieć - może się leczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz