sobota, 30 marca 2013

Arcybiskup wypędził media, nie chce świadków swego upadku


Abp Sławoj Leszek Głódź znienawidził świadków swego czasu - media. Wygnał je, gdy poddał się rytuałowi katolickiemu. W jego archidiecezji w Wielką Sobotę sopocki Caritas urządza śniadanie dla ubogich, w których uczestniczy pan na archidiecezjalnych włościach.

Hierarcha zachował się, jak prawdziwy feudalny pan. Nie dość, że zrobiliście mi kuku na całą karierę, to jeszcze wtryniacie się do mojego obejścia. Głódź już nie liczy na żadną rehabilitację medialną, akurat śniadanie z ubogimi umożliwiłoby przyjrzeć się, jakim jest człowiekiem, jaki jest jego stosunek do najuboższych. A nawet - napiszę na wyrost - do samego siebie, bo taki Kościół ubogiego Franciszka proponuje nowy papież.

Głódź nie ma szacunki dla siebie, więc trudno wymagać, aby go miał dla innych. To śniadanie dla ubogich, to  winno być śniadanie Głódzia z samym sobą. Z własną pokorą w stosunku do innych. Wyprosił jednak świadków swego upadku, media, gdyż mogłyby śledzić każdy jego grymas na twarzy, każdy gest. Powinien być do tego przyzwyczajony, wszak przy ołtarzu spełnia rolę pośrednika między Bogiem a wiernymi.

W kościele jest jednak odległość dla wzroku, dla mediów (mimo zoomu), bariera wzniosłości. Upadek można ukryć w porządku liturgicznym, można zasłonić się innymi, jak to było w czwartek, gdy do Katdery Oliwskiej przybyli na mszę politycy PiS. Nie można tego zrobić w kontakcie z innymi, gdy bezpośrednio się obcuje gestem i słowem, bez protez liturgicznych, bez cytatów biblijnych. Wówczas się jest nagim, bez blichtru hierarchicznego. Tego nie pokazał abp Głodź, bo może już nie ma co pokazać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz