wtorek, 26 lutego 2013

Kaczyński jako oborowy wg posła PiS Witolda Czarneckiego




Poseł PiS Witold Czarnecki mógłby publicznie się nie odzywać. Posłować, czyli palcem naciskać przycisk "nie", gdy Donald Tusk zgłosi jakiś projekt ustawy. Do tego świetnie się nadaje i takie używanie przycisku świetnie mu idzie. Nie wypadł z łask prezesa Kaczyńskiego od początku jego działalności politycznej. To także mu świetnie idzie. Jest w partii prezesa od samego początku, najpierw w PC, obecnie w PiS.

Czarnecki czasami jest obecny w regionalnych mediach i wypowiada się tak, jak na portalu WirtualnyKonin.pl. Dawno byłby na językach mediów, gdyby gdzieś centralnie go zapraszali, ale wypowiada się na prowincji i wypowiada, jak wypowiada.

Jego wypowiedzi o kobietach, a ta jest związana z Konińskim Kongresem Kobiet są standardem w środowiskach, w których się porusza. Nie są to jakieś szczególne peregrynacje. Ot, koledzy z PiS, dojazdy do Kaczyńskiego i na Wiejską, skromne spotkania z wyborcami i nasiadówki na zebraniach PiS. Oraz uczelnia politechniczna, na której wykłada.

Czarnecki nie zmienił się od zawsze, a znam go od zawsze, tzn. od początku, gdy uczęszczał na zebrania partii Kaczyńskiego. Najpierw był nikim, inni się wykruszali, a on trwał i dotrwał posła, acz takiego z tylnych ław.

Siłą wytrwałości i determinacji trwania przy Kaczyńskim jest posłem którejś tam kadencji. Prowincjonalny poseł, który nie zna prowincji, bo tylko porusza się po zebraniach PiS. Kobiety zna z oglądu domowego, jak żona przygotowuje obiad (a może już nie, bo jest żoną posła). O feminizmie słyszał, jak ktoś sprawozdanie robił na zjazdach PiS, albo niechcący otworzył kanał telewizyjny i Kazimiera Szczuka powiedziała, że kobieta chce decydować o sobie i rzeczywistości fifty-ffty z mężczyzną. Witek (bo go znam) mógł spojrzeć na żonę, nie huknął na nią, bo to cichy człowiek i nie przeszkadzał jej w gotowaniu makaronu, czy co tam pichciło się na kuchni.

Kobietę w pracy mógł widzieć dawno temu (tak wnoszę z jego wypowiedzi), gdy odwiedził jakiś lubuski PGR (bo z Zielonej Góry pochodzi) i ten obraz został mu na zawsze. Obraz dojarki. Niestety nie była to Szczuka, bo jeszcze przed nią było studiowanie, a dojarka nie miała w drugiej ręce książki, bo by na Szczukę wyrosła i pognała Czarneckiego z broną w obydwu rękach.

Myślę (i wiem), że Witek w domu krowy nie trzyma, więc jego żona nie jest dojarką. Ale z jego opisu kobiet wychodzi na to, że żonę traktuje jako dojarkę. Dawno go nie widziałem (lat gdzieś 10), ale gdybym go dzisiaj spotkał, to spytałbym go: Witek, ty wyszedłeś za dojarkę i się nie chwalisz?

Ale Witek wypowiada się tak, jak ma w rozumie poukładane. Co tam wie Szczuka o kobietach, gdy nie była i nie jest dojarką. Tym samym mentalnym ciągiem logicznym mógłby poseł Czarnecki zapytać prezesa Kaczyńskiego, co on wie o życiu, gdy nie był nigdy oborowym.

Chyba że Czarnecki prezesa ceni, jak swoja żonę. Ją postrzega jako dojarkę, a jego jako oborowego. O, to przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz