niedziela, 9 grudnia 2012

Kaganek dla Staniszkis


Jeżeli Jadwiga Staniszkis dopatruje się sprzeczności w sprawie trotylu miedzy komunikatem z 30 października wojskowego prokuratora płk Ireneusza Szeląga a ostatnim przesłuchaniem w komisji sprawiedliwości naczelnego prokuratora wojskowego płk Jerzego Artymiaka, to co mogą rzec Antoni Macierewicz i jego polityczny zwierzchnik Jarosław Kaczyński? Tylko zdrada, spisek, zamach - i podobne rzeczowniki, które na stałe weszły w obieg polityczny, a z samą polityką nie mają wiele wspólnego.

To, że politycy mają niewiele wspólnego z krajową rzeczywistością społeczną, mogliśmy się przyzwyczaić. Trudno przyjąć do wiadomości, iż naukowcy, którzy powinni posługiwać się światłem rozumu, nagle mają odcięty dopływ światła i rozumu. A do takiego wniosku można dojść po wypowiedzi Staniszkis dla"SE", tabloidu, który to "jako pismo kolorowe" występuje przeciw prezesowi PiS.

Staniszkis jest zabukowana na Kaczyńskiego i w dalszym ciągu wierzy w wygraną Kaczyńskiego i jego partii, jeszcze raz ogłasza swoją lojalność w tym wywiadzie. Czy zatem można ją traktować, jako socjolożkę, która potrafi spojrzeć na politykę chłodnym i w miarę obiektywnym okiem. Dyskwalifikuje się, jako osoba pisząca, która nie potrafi doczytać się niemal jednobrzmiących wypowiedzi prokuratorów wojskowych, których zawartość wypowiedzi - szczególnie Artymiaka - jest bogatsza o szczegóły, ale nie wątpliwości.

Teoria wybuchu, bądź zamachu, nie została przez prokuratorów wyparta, tak, jak nie została pominięta wcześniej przez komisję śledczą Jerzego Millera, w skład której wchodzili najlepsi polscy eksperci (podkreślone nawet przez ostatni komunikat Departamentu Stanu USA), ale została w wnikliwym śledztwie zbadana i zakwalifikowana, jako nieprawdopodobna, bo inne okoliczności są bardziej prawdopodobne.

Nie wierzę, aby średni naukowiec takich rzeczy nie dojrzał, musi zatem kierować się uprzedzeniami politycznymi , a gdy uwzględni się, że unika argumentacji, pozostaje nazwać to cynizmem. Tej cechy charakteru, jako człowiek i naukowiec, od dłuższego czasu Staniszkis nie może się pozbyć. A może po prostu nie chce.

Oto jeszcze jeden passus, który socjolożkę dyskwalifikuje, a który serwuje w owym wywiadzie dla "SE": "Ewentualny przełom w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej  będzie związany z walką na szczytach rosyjskiej władzy. Jeśli czegoś nowego się dowiemy, to tylko wtedy, gdy zmieni się pozycja Putina w Rosji".

Na przestrzeni jednego akapitu Staniszkis popełnia cała masę błędów logicznych. Nie będę jej wytykał wszystkich. Pierwszy, nie wierzy (cynicznie) w raport polskiej komisji śledczej (przy wszystkich jej ograniczeniach dostępu do dowodów). Po drugie, nie zna polskiej historii, jak to Kreml i władze rosyjskie tego typu myśleniem polskiego inteligenta potrafiły manipulować. W tym wypadku jakiś podwładny Putina na jego życzenie i za jego wiedzą może wypowiedzieć dla mediów dowolną bzdurę o katastrofie smoleńskiej tylko po to, aby Polacy chwycili się za czupryny. Gdy jakiejś stronie będzie ta kaczka Putina pasowała, przyjmie ją za prawdziwą. Na taką "prawdę" czeka socjolożka.

Staniszkis jako partnerka życiowa Ireneusza Iredyńskiego powinna trochę znać polską literaturę. Pisano o tym w czasach niewoli i gdy Rzeczpospolita była wolna. Ot, choćby inna nasza kobieta, która na trwałe wpisała się w literaturę, Gabriela Zapolska opisuje ten mechanizm rosyjskiej manipulacji polskimi emocjami w dramacie "Tamten". To jest ta manipulacja, na którą czeka socjolożka, bo nie wierzy w polskich ekspertów, naukowców.

Staniszkis nie zachwieje mojej wiary w polskich naukowców, którzy czasami mogą się mylić, ale nie posługują się świadomie cynizmem politycznym. To oni w naród niosą kaganek wiedzy, którego brakuje pani profesor uwikłanej w polityczne sympatie, czyli zdolną manipulować emocjami wyborców, o czym świadczy ów wywiad dla tabloidu.

Dlatego apeluję: kaganek dla Staniszkis. Zbyt długo błądzi (cynicznie), a to nie przystoi naukowcowi polskiemu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz