czwartek, 20 grudnia 2012

Niesiołowski z ekspertyzą Sadurskiego przeciw "Super Expressowi"



Ośmiu pracowników "Super Expressu" (wszak nikt rozsądny nie nazwie ich dziennikarzami) pozwało Stefana Niesiołowskiego na salę sądową za nazwanie ich miejsca pracy "gadzinówką hitlerowską". Co ich bardziej ubodło, że pracują w gadzinówce, czy przymiotnik hitlerowska?


Wszak pierwsza strona tabloidu innego skojarzenia, niż gadzinówka, nie może nasunąć. To i tak łagodny rzeczownik, a przymiotnik, jak przymiotnik, mógłby być zdecydowanie gorszy. Wystarczy z archiwów wyciągnąć pożółkłe egzemplarze gazet hitlerowskich, porównanie będzie uprawnione.

Dla mnie jednak pytanie jest zupełnie inne. Jakich czytelników ma "Super Express"? Jak zaniżył im estetykę i jak zdewastował ich moralnie?

To jest zadanie dla socjologów, etyków. Do jakich czynów tak "ukształtowani" czytelnicy są zdolni się posunąć. Oczywiście, to co uprawiają w "SE", nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem, informacją. Z czym? Na te pytanie należy odpowiedzieć. Szkody, jakie wyrządza tabloid, bodaj nie są do odwrócenia. Czytelnicy, przeważnie ludzie prości, są straceni. A do czego tacy straceńcy są w stanie się posunąć? Na te pytania nie jest w stanie odpowiedzieć prawo, na to mogą odpowiedzieć ludzie, którzy posiadają głębszą wiedzą o naturze ludzkiej, niż pozywający pracownicy "Super Expressu", którzy nazywają siebie dziennikarzami.

Po opublikowaniu takiej pierwszej strony tabloid powinien być zlikwidowany, gdyż wyrządza szkody o wiele większe niż gadzinówki hitlerowskie.

Niesiołowski ma wsparcie Wojciecha Sadurskiego, wybitnego filozofa prawa i konstytucjonalisty, który ad hoc sformułował założenia ekspertyzy prawnej, oto jak je ujmuje:


W swej prawnej ekspertyzie podniosę, co następuje (proszę zauważyć, że już wdrażam się w używanie stosownego języka):


1. Przyrównanie polskiego brukowca do „hitlerowskich gadzinówek” jest ostrym ale uzasadnionym zabiegiem retorycznym, mającym na celu obnażenie wyjątkowej brutalności i agresywności, zawartych w materiale prasowym S-E. Z natury analogii wynika, że pod pewnymi tylko względami SE został przyrównany do gadzinówek – na pewno są też, jak wynika z wypowiedzi pozwanego, różnice. Podkreślić trzeba, że pozwany przyrównał wyłącznie poziom S-E do gadzinówek – nie tematykę albo ideologię.


2. Nawet jeśli uznać, że analogia ta przekroczyła reguły dobrego obyczaju, to była ona reakcją na wyjątkowo ostrą zaczepkę. W polskim prawie jest przepis, zawarty w art. 216 par. 3 kodeksu karnego: „Jeżeli zniewagę [w tym wypadku – wypowiedź posła, przyp. WS] wywołało wyzywające zachowanie się pokrzywdzonego [w tym wypadku – S-E - przyp. WS] (…) sąd może odstąpić od wymierzenia kary”. Co prawda pozew o naruszenie dóbr osobistych, jaki zamierzają złożyć dziennikarze brukowca, należy do prawa cywilnego więc ściśle rzecz biorąc, nie stosuje się do niego kodeks karny, to jednak per analogia przepis ten wyraża szerszą zasadę, że sprowokowanemu można wybaczyć przekroczenie granic, w przeciwnym razie nieprzekraczalnych.


3. A tak na marginesie: wszystko zaczęło się od kłamliwego, moim zdaniem, materiału prasowego „Poseł PO Stefan Niesiołowski (68 l.) zaatakował dziennikarkę”, bo ani „zaatakował” ani „dziennikarkę”. Może wiek się zgadza.


Jest w tej sprawie także element naprawdę humorystyczny. Oto, jak podaje serwis Wirtualne Media, redaktor naczelny brukowca powiedział przy tej okazji: „Super Express nigdy nie będzie się godził na chamstwo w polskiej polityce. Chcemy postawić temu tamę”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz