poniedziałek, 5 listopada 2012

Pokurcz w malinach




Cudna jest okładka nowego "Newsweeka", prawda?

Szaleństwo w płonących oczach. A co płonie za szaleńcem? To, co najważniejsze - Polska.

Nie mogę dojrzeć, jaki nowy krój kaftana ma gościu na sobie.

Zresztą, nieważne.

Obok niego w każdym razie powinni sfotografowani być strażacy i sanitariusze.




Z "Newsweeka" dowiadujemy się, jakie były kulisy ubiegłotygodniowej publikacji w "Rzepie" o trotylu.

Podobnie na blogu rekonstruowałem, ale bez pieniędzy redakcji.

Cezary Gmyz zbierał materiał 2 tygodnie, a w przeddzień publikacji naczelny "Rz" Tomasz Wróblewski poszedł do prokuratora generalnego, aby wysondować go, na ile news o trotylu w tupolewie znajdzie potwierdzenie w materiałach prokuratorskich.

Jakoby Wróblewski dostał zielone światło (w tym miejscu ważna są odpowiedzi, a te w "N" mnie nie satysfakcjonują: Jakie Wróblewski usłyszał słowa od Seremeta? - oraz: Czy można sobie iść ot tak sobie do prokuratora generalnego i wypuszczać żurawia ciekawości?).

W "Rzepie" jeszcze materiał podrasowali (a co! "Nie będzie Tusk pluł nam w prawicową twarz"). I czekali na przewrót w kraju.

Prezes Kaczyński zakasał rękawy, zaczął od artylerii retoryki: "Zbrodnia niesłychana, mord na 96 osobach".

"Newsweek":
Dostał na to zielone światło od Hajdarowicza [Grzegorz Hajdarowicz jest właścicielem wydawnictwa Presspublica wydającego "Rzeczpospolitą" – przyp. red.], który tego dnia był w Austrii. Gdy dowiedział się o szykowanym materiale, wsiadł do samolotu i przyleciał do Polski.

Rzecznikowi rządu Pawłowi Grasiowi mózg stanął w poprzek, co świadczy jaki on jest kiepski. Jakoby wpisywał się w scenariusz Kaczyński, który już realizował kolejne punkty przedsięwzięcia - zamach stanu. Umówienie się z Seremetem.

Wystąpił jednak prokurator wojskowy płk Ireneusz Szeląg, który w pył zamienił rojenia pokurcza o władzy. Pokurcz dostał jeszcze nerwowych spazmów, zresztą do dzisiaj go wstrząsają. A PiS podejrzeń, że dali się wpuścić w maliny.

Poseł PiS opisuje podejrzenia dla "Newsweeka":
Po tej konferencji wszystko mi się ułożyło. Seremet się schował, bo bał się, że Wróblewski wziął na spotkanie z nim dyktafon. A wojskowa prokuratura wystąpiła tak późno, by prezes mógł się wypowiedzieć pierwszy i rzucić najcięższe oskarżenia. Zostaliśmy wypuszczeni. To musiała być robota służb. Nawet jak za pół roku się okaże, że na wraku jednak jest trotyl, to już nikt nie potraktuje tego poważnie.

Scenariusz opisany w "N" najbardziej prawdopodobny. To uzmysławia, jakich marnych mamy polityków i czym się zajmują. Nie jest do praca dla dobra kraju i nas, Polaków, ale czynienie z kraju psychiatryka.

A tak pacjenci szli po władzę z pokurczem na czele, który ostatecznie wylądował w malinach:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz