wtorek, 27 listopada 2012

Tumanienie Kaczyńskiego


To, że Jarosław Kaczyński jest największym kłamcą w kraju, wie każdy, nawet oseski mają tego świadomość.




Wojciech Sadurski (prof., wybitny konstytucjonalista) na swoim blogu pisze o pewnym wyznaniu prezesa PiS, która niezauważone przemknęło przez media, a warto na nim nieco się skupić, bo jest symptomatyczne dla niego, jak i wyznawców tej partii.

Kaczyński takie rzeczy wymyśla pewnie wówczas, gdy pozostając sam w domu, a następnie w łóżku, drapie się po łepetynie siwej, co by tu rzucić narodowi pisowskiemu na pożarcie.

Jarosław swoje bajki wymyśla o bracie, bo musi budować mit, aby jego postać żyła w narodzie PiS. I wymyślił o swoim wielkim bracie.



Mianowicie Leszek - bo tak go Jarek nazywa - miał kampanię wyborczą 2010 roku rozpocząć w Chicago.

W ten sposób chce jakby oddalić zarzut, iż tak zapieprzał Lech Kaczyński do Smoleńska, gdzie rozpoczynał kampanię w nekropolii polskiej w Katyniu, że rozpieprzył tupolewa i wraz ze sobą 96 osób posłał do Bozi.

Jarosław mówi: - O, nie, g... prawda, w Chicago miała rozpocząć się kampania.

Mniejsza z tym, że nie było wówczas żadnej gadki o wyjeździe do Chicago, ale po czasie można każdą dyrdymałę powiedzieć, bo nie można tego sprawdzić. Powiedział o tym w wywiadzie dla "Gazety Polskiej Codziennie".

Sadurski na swoim blogu kpi z Kaczyńskich, kto to słyszał, aby zaczynać kampanię na prezydenta w obcym kraju. Nikt tego na świecie nie robi. Jakby na prezydenta Indii jakiś kandydat zaczynał w Vancouver (bo tam jest dużo Hindusów), albo Korei Płd. w Los Angeles, bo tam z kolei Koreańczyków jest mrowie.

Nikt na świecie nie wpadnie na taki pomysł, ale w chorym umyśle prezesa nie takie rzeczy się wykluwają. Sadurski analizuje Polonię chicagowską, wśród której PiS faktycznie ma powodzenie. Analiza socjologiczna Polaków z Jackowa jest druzgocąca. Ziomale to często zagubieni ludzie, którzy z różnych zresztą powodów tam pozostają. Wyizolowani z życia, takie skamieliny, które nie asymilowały się w USA, a Polska dla nich pozostaje nadal w okowach komunizmu. Dlatego takie mają wzięcie, iż uchodzą za bohaterów, Macierewicz, Fotyga, czy Rydzyk.

Sadurski sugeruje, iż Jarosław przygotowuje się już do kampanii prezydenckiej i możliwe, że zacznie w Chicago. Ale prezydentem może zostać najwyżej Polonii chicagowskiej. A może nawet Burkina Faso.

Z tego wywiadu w "GPC" portal braci Karnowskich cytuje słowa prezesa: "Leszek też chciał wygrać trochę po to, by udowodnić, że nikczemnością nie wszystko można w Polsce uzyskać".

Leszek miał zerowe szanse na reelekcję. Na katastrofie smoleńskiej zyskał tylko Jarosław, spożytkował empatię Polaków w kampanii prezydenckiej, którą (o, zgrozo!) mógł wygrać. Na szczęście do tego nie doszło. Ale dzisiaj Smoleńsk to "wartość", na której PiS buduje swój kapitał polityczny u części otumanionych rodaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz