W "Newsweeku" Michał Krzymowski pisze, iż dwóch posłów PiS potwierdziło mu, że mają dowód na obecność trotylu na wraku Tu-154M.
Dowodem tym jest nagranie jednego z ich informatorów biorącego udział w śledztwie smoleńskim.
Ten śledczy potwierdza ślady trotylu na wraku tupolewa.
A dlaczego PiS nie chce ujawnić nagrania?
Twierdzą, że boją się o jego życie, zaś nagranie jest zabezpieczeniem.
Dziennikarzowi "N" potwierdza tę wiadomość anonimowy poseł PiS (ponoć znaczny). Drugi poseł nie boi się podać nazwiska, a jest nim Marek Suski.
Suski jednak używa słów o pośredniej swojej wiedzy: - Rzeczywiście słyszałem o istnieniu takiego dowodu.
Suski mówi "słyszałem".
Na razie nic z tego nie wynika, tylko to, że "trotyl" nie wywietrzał z głów pisowców. Niespecjalnie wierzę, aby nie podzielili się tą wiedzą, a obawa o życie ich informatora to zasłona dymna. Wszak można udostępnić to organom państwa (prokuraturze), a nawet opinii publicznej odpowiednio zabezpieczając świadka i dowód.
Jeszcze inaczej ten temat "trotylu" rozgryzają we "Wprost", bo nie daje on spokoju dziennikarzom (czy to tylko powód do kolejnego newsa?).
Do tej pory prokuratura nie przebadała wraku Tu-154M. Przebadane zostały jedynie rzeczy osobiste pasażerów i ubrania ofiar katastrofy. Wyniki badań wraku poznamy pewnie dopiero w trzecią rocznicę katastrofy – zauważa dziennikarz „Wprost” Michał Majewski w rozmowie z redaktorem naczelnym "Wprost" Michałem Kobosko. – Być może na próbkach z wraku Tu-154M śledczy rzeczywiście znajdą jakieś ślady materiałów wybuchowych – dodaje Paweł Reszka. W najnowszym numerze tygodnika „Wprost” Reszka i Majewski zastanawiają się dlaczego polska prokuratura wysłała kilka tygodni temu do Rosji biegłych, mających sporządzić ekspertyzę pirotechniczną, skoro kilkanaście miesięcy temu stwierdziła, że w Smoleńsku na pewno nie doszło do zamachu?
Co jest z tym trotylem na tupolewie?
Czy to tylko dalsza medialna obróbka tematu? Co PiS jeszcze ma w zanadrzu? Podejrzenia z trotylem wydają się opierać na bardzo kruchych dowodach.
Czy warto zajmować się Smoleńskiem? Nie wierzę, aby polscy prokuratorzy kłamali. Ich zaniedbania śledcze mogą być spore. Dlatego, że Rosjanie utrudniają w dotarciu do materiału dowodowego. Ale czy Rosjanie ukrywają "wybuch" na tupolewie?
W jakim celu?
* * *
Dopisek z "Wprost":
Po co polscy śledczy ruszyli do Smoleńska na badanie wraku w poszukiwaniu materiałów wybuchowych? Półtora roku temu prokuratorzy byli pewni, że na pokładzie Tupolewa nie doszło do wybuchu. Wykluczał to także raport komisji Millera.
Do września tego roku prokuratorzy mieli w ręku tylko jedną polską ekspertyzę mówiącą, że na miejscu tragedii nie znaleziono materiałów wybuchowych. I wcale nie była to ekspertyza szczątków samolotu. Komisja Millera i Prokuratura Wojskowa opierały się na jedne opinii biegłych z Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w Warszawie z dnia 18 czerwca 2010 r. Była to ekspertyza ubrań i rzeczy osobistych ofiar katastrofy, nie zaś wraku maszyny. Ten do września 2012, a więc przez 29 miesięcy od tragedii, badany laboratoryjnie przez Polaków nie był.
Niespełna dwa miesiące temu do Smoleńska wyruszył zespół 11 fachowców: prokurator wojskowy, biegli i specjaliści od materiałów wybuchowych, a także eksperci od budowy i eksploatacji Tu-154M. To o działalności tego zespołu informowała w zeszłym tygodniu „Rzeczpospolita”, twierdząc, że eksperci odnaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny na wraku i w jego wnętrzu. Tekst wywołał polityczną burzę. Jednak śledczy zaprzeczyli, że znaleziono materiał wybuchowy.
Wyjazd był o tyle interesujący, że już w kwietniu 2011 roku prokuratorzy wykluczali zamach przy użyciu materiałów wybuchowych. Prokurator generalny Andrzej Seremet mówił wtedy definitywnie: „Śledztwo całkowicie wykluczyło wersję zamachu. Prokuratorzy nie znaleźli na to żadnych dowodów ani nie widzą możliwości kontynuowania tego wątku”. W podobnym tonie wyrażał się płk. Ireneusz Szeląg, szef wojskowej prokuratury okręgowej w Warszawie. Według jego słów (także z kwietnia 2011 r.) w dotychczasowym materiale prokuratura nie znalazła przesłanek, by stwierdzić, że doszło do „czynu o charakterze terrorystycznym” - mówił. „Takie stanowisko będzie potwierdzone w dokumencie kończącym postępowanie" – podkreślał Szeląg. Zastrzegł, że jeśli pojawiłaby się w tej materii jakaś „nowa racjonalna przesłanka”, prokuratura wróci do badania tego wątku.
Dlaczego więc we wrześniu 2012 roku do Smoleńska ruszyła ekipa w poszukiwaniu śladów materiałów wybuchowych? Czy zaszła w tej materii jakaś „nowa racjonalna przesłanka”? Czy na przykład w trakcie ekshumacji ciał ofiar katastrofy nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych? Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej zaprzecza. Żadnych śladów materiałów wybuchowych podczas ekshumacji nie znaleziono.
Kapitan Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej odpowiedział nam, że powodem wyjazdu nie była „jakaś nowa racjonalna przesłanka”. – Wrześniowy wyjazd prokuratora, biegłych i ekspertów do Smoleńska zorganizowany był w ramach realizacji wcześniej ustalonego planu zamierzeń procesowych dotyczących katastrofy smoleńskiej – napisał kapitan Maksjan.
Dopiero za pół roku będzie wiadomo, co fachowcy znaleźli w Smoleńsku. Próbki zostaną przeanalizowane. Jeśli okaże się, że w którejś z nich jest ślad materiału wybuchowego, nieważne jakiego pochodzenia, w Polsce rozpęta się kolejne pandemonium.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz