sobota, 19 stycznia 2013

Adam Michnik: Polacy mają prawo do dumy


Mnóstwo młodych ludzi w Polsce odrzuca konflikty dawnych lat. Ich już nic nie obchodzi dyskusja o lustracji, dekomunizacji. Oni są w innym świecie. To uważam za cenne, bo będą już żyli bez trucizny podejrzliwości - mówi Adam Michnik w rozmowie z Janem Sandeckim.
Jan Sandecki: Obserwatorzy polskich spraw wskazują na istotną naszą cechę, która przeszkadza bardzo w porozumieniu się narodu, a mianowicie chroniczny brak zaufania do innych.

Adam Michnik: I do siebie...


No tak, mamy jeden z najniższych w Europie wskaźników ogólnego zaufania, aktywności obywatelskiej. 

- Coś w tym jest. Bardzo trudno powiedzieć dlaczego. Ja bym to wiązał z gwałtowną polaryzacją polityczną. A także z językiem konfliktu, który tak wyraźnie widać w mediach. Przy każdym włączeniu telewizora czy radia widać i słychać, jak demokratycznie wybranemu rządowi odmawia się prawowitości. Mało tego, takim językiem mówi część duchowieństwa. Jeżeli się słucha Radia Maryja i ojca Tadeusza Rydzyka, że mamy do czynienia z "eksterminacją narodu", to ja nie wiem, czy mój kolega z fabryki, czy sąsiad głosujący za PO nie przyczynia się do tej eksterminacji. To wszystko wytwarza coś bardzo niepokojącego.

Czy wystarczająco dużo myślimy o przyszłości? 

- Nigdy nie możemy powiedzieć, że myślimy wystarczająco, bo zawsze można więcej. Nie jest tak, że w ogóle się nie myśli. Młodzi ludzie, z którymi mam okazję rozmawiać, bardzo cenią i szanują ministra Michała Boniego, który właśnie myśli w kategoriach przyszłościowych.

Mój ojciec był człowiekiem mądrym, ale nie rozumiał już tego, co się działo u nas od 1968 roku. To się już nie mieściło w jego języku. Pomny tego doświadczenia, staram się być pokorny, gdy analizuję wszelkie ruchy młodych. Przecież było tak, że po 1989 roku wszystkie najciekawsze inicjatywy szły od młodego pokolenia, powstawały think tanki, środowiska "grubych gazet". To wszystko było bardzo prawicowe.

Teraz widzę przechył w drugą stronę - nie tylko na lewicę, bo taka na przykład "Krytyka Polityczna" za patrona nie wzięła sobie Juliana Bruna czy Juliana Marchlewskiego, ale Stanisława Brzozowskiego, postać nie tak znów intelektualnie jednoznaczną, bardzo wyczuloną na wartości narodowe, społeczne i religijne. Inna rzecz charakterystyczna: mnóstwo młodych ludzi w Polsce odrzuca konflikty dawnych lat. Ich już nic nie obchodzi dyskusja o lustracji, dekomunizacji. Oni są w innym świecie. To uważam za cenne, bo będą już żyli bez trucizny podejrzliwości, szukania haka na każdego pod hasłem, że szuka się nie haka, ale prawdy.

A co z patriotyzmem, wartościami narodowymi? 

- Nie powinniśmy rezygnować z dumy oraz troski o własną tradycję i historię. Pozytywna jest zdrowa duma ze swego narodu, do której po ostatnich dwudziestu trzech latach Polska ma prawo. Paradoksalnie ci, co najwięcej mówią o chwale narodowej i patriotyzmie, prawa do tej dumy nam odmawiają. Mówią, że katastrofa, eksterminacja, że Polska ginie. Jak czasem czytam sprzeciwy młodych lewicowców, obserwuję te wszystkie manify - to jest w nich sporo przesady. Na złość prawicy młoda lewica odwraca się tyłkiem do wartości narodowych. To jest bardzo niemądre. A zupełnie już głupie - jeżeli patriotyzm artykułuje się jako organizowanie wrogości wobec zagranicznego kapitału. Oczywiście, naszą szansą jest otwieranie się na innych. Jak to będzie z młodymi, kto weźmie wśród nich górę? Czy może organizujący Marsze Niepodległości, podpalający samochody telewizji? Antoni Gołubiew, kiedy w "Tygodniku Powszechnym" były rozmowy o historii, zwykł mówić: "Zobaczycie, jedno jest pewne: zawsze będzie inaczej". I ja się tego trzymam.

W moim życiu zawsze było inaczej. Należałem do ludzi, którzy się bali, że jak skończy się komunizm, to nastąpi taka eksplozja nacjonalizmu, że w Polsce będą pogromy antyrosyjskie. Nie było ani jednego. Rosjanie w Polsce nie czują się dziś zagrożeni. To oceniam pozytywnie. Ale wiem, jak łatwo nacisnąć na strunę nienawiści wobec sąsiadów. Wiem to po sobie, a jestem przecież taki sam jak inni Polacy. Gdy czytałem wypowiedzi Eriki Steinbach, która dowodzi, że największymi ofiarami II wojny światowej byli wypędzeni Niemcy, to mi się scyzoryk w kieszeni otwierał. Niedawno byłem w Rosji i prywatnie rozmawiałem ze znanym rosyjskim komentatorem, który mówił: "Wy, Polacy, toście nas uciskali do 1939 roku i my odebraliśmy, co nasze, Białoruś i Ukrainę. Bo my byliśmy, jesteśmy i będziemy imperium". Gdy takie rzeczy słyszę, czuję, że rodzi się we mnie ciemny polski nacjonalista.

Wróćmy do polskich grzechów. Paweł Huelle na łamach "Gazety" ułożył kiedyś obraz Polski z siedmiu grzechów głównych. A jaki jest pana obraz? 

- Raczej bym mówił o polskich cechach, nie grzechach. Honor, godność, wierzby.

Jakie są? 

- Na pewno: troska o godność, troska o honor. Przywiązanie do tradycji, do polskości. Dalej: fantazja polska, mierz siły na zamiary. Ale też każda z tych cech ma swój rewers. To może być przywiązanie do złych tradycji, zgoda na konserwatywną peryferyjność. Polską cechą jest katolicyzm, przy czym jest on taki jak naród polski, jest w nim wszystko, co najlepsze, i wszystko, co najgorsze. Z pewnością także większy niż gdzie indziej jest u nas wpływ literatury na myślenie i życie narodu.

W XIX wieku nie mieliśmy swojego parlamentu i rządu, ale mieliśmy trójcę Mickiewicz - Słowacki - Krasiński. Najważniejsze debaty odbywały się w obrębie literatury. Także ten rodzaj sentymentalizmu: wierzby płaczące, serce w plecaku - to też jest bardzo polskie, na dobre i na złe. Jednocześnie tradycja państwa bez stosów. Tradycja konfederacji warszawskiej, czyli państwa tolerancyjnego. Ale to miało swoją drugą twarz: wygnanie arian, kontrreformację, podczas której powroty do katolicyzmu były często wymuszane, oraz godzenie się przez mniejszości religijne na protektorat cara.

A umiłowanie ofiar to nie polska cecha? 

- W Polsce najłatwiej zasłużyć na szacunek, gdy się już umarło. Żywych nie szanujemy. Spójrzmy, jak jest szanowany Jacek Kuroń. Dopiero teraz, za jego życia nie było świństwa, którego by o nim nie powiedziano i nie napisano.

Paweł Huelle wyliczył też nasze zalety: waleczność w stanach ekstremalnych, rodzinność, gościnność, towarzyskość, zdolność do improwizacji w każdych warunkach i wierność do końca wbrew realnym koniunkturom. 

- Z tym się zgadzam. Ale wiem, że te polskie cechy łatwo przeobrazić w fałsz. My lubimy skrajności. Od ściany do ściany. Żołnierze z podziemia najpierw byli całkowicie wyklęci, a potem całkowicie deifikowani. Nie ma próby pokazania, że oni byli w tej sytuacji jak cała Polska. Znaleźli się w matni, w pułapce. A w pułapce człowiek robi i rzeczy mądre, i głupie, szlachetne i niedozwolone.

Na okładce wydanej po raz kolejny w1991 roku, a pisanej w komunistycznym więzieniu, pana książki "Z dziejów honoru w Polsce" znalazło się stwierdzenie: "Kompromis polityczny staje się cnotą i warunkiem ładu demokratycznego". Tę frazę warto odnieść do dzisiejszej podzielonej Polski? 

- Oczywiście, że tak. Pisząc tę książkę, chciałem złożyć hołd tym, którzy się nie ugięli. Wiedziałem, że mogli zwyciężyć tylko moralnie. Bo tam, gdzie nie ma miejsca na politykę, zostaje już tylko moralny akt. Nie wiedziałem, jak potoczą się polskie dzieje. Moim obowiązkiem było powiedzenie, że honor Polski i Polaków jest czymś ważnym. Honor rozumiany po conradowsku, po herbertowsku. Ale jeśli dziś Jarosław Marek Rymkiewicz pisze, że Polska ginie, bo jedzie na lawecie, to jest to dla mnie drwina z najpiękniejszego i najbardziej tragicznego polskiego etosu.

Wywiad z Adamem Michnikiem jest fragmentem książki "Kim są Polacy", wydanej przez Agorę. To zbiór tekstów wybitnych intelektualistów - prof. Agaty Bielik-Robson, dr. hab. Przemysława Czaplińskiego, ks. bp. dr. hab. Grzegorza Rysia, prof. dr. hab. Janusza Tazbira, Adama Michnika, prof. dr hab. Joanny Tokarskiej-Bakir i Adama Zagajewskiego. Autorzy przedstawiają w nich swój punkt widzenia na polskie sprawy i kondycję Polaków jako narodu.

Źródło: Wyborcza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz