czwartek, 24 stycznia 2013
PiS u władzy? O, nie! - zakrzykną Polacy i nie pozwolą
Rok 2013 zapowiada się nieciekawie (oczywiście, zależy dla kogo), tak ocenia szef "Polityki" Jerzy Baczyński.
Czy ma rację? Czy sprawdzą się jego prognozy? - zobaczymy.
Przeprowadza analizę - jak to publicysta - prostymi środkami. Mianowicie dychotomią: język opozycji się wyczerpał ("zbrodnia niesłychana", "Tusk musi odejść") i zapowiedziami strajków przez związki zawodowe (najbliższy jutro kolejarze na Śląsku, bo tracą przywilej darmowego przejazdu I klasą).
Polityka w nowym roku się rozkręca, mamy do czynienia z pierwszymi zwarciami, a PiS zdefiniował rok 2013, w którym może nastąpić Budapeszt. Metafora kryzysu, życzenie, aby działo się źle w kraju.
Partia Kaczyńskiego chce współpracować ze związkami zawodowymi i liczyć na to, aby ulica się odezwała, a oni podniosą władzę.
PiS wyczerpał język, doszedł do ściany, choć nic się nie stało. Ciągle gadanie o biedzie, i rozpadzie państwa, o braku rządów, spowodowało, iż przelicytować ten język będzie trudno. Więc co? Teraz przejście od słów do czynów.
Tak nakazuje logika. Dla PiS każdy protest jet dobry, aby paraliżować kraj. Grę mają tylko jedną: im gorzej, tym dla nich lepiej, bo ciągle śnią o władzy.
Tak pesymistycznie widzi Baczyński. Lecz w swych kalkulacjach nie uwzględnił jednego. Rząd i Donald Tusk nie śpią.
Protesty - a te niewątpliwie będą - wcale nie muszą grać na korzyść PiS i Kaczyńskiego, którzy są postrzegani, jako zło. Ten rok będzie trudny, ale czy wcześniej były łatwe lata?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz