poniedziałek, 8 października 2012

PO-PiS się odradza?


Jacek Żakowski wróży "narośl" wyrosłą z dwóch dominujących dzisiaj formacji politycznych: PO i PiS.

PO-PiS, który miał stanąć na czele IV RP. Stało się tak, że IV RP robiło tylko PiS, które przegrawszy wybory w 2007 roku, zmusiło PO do przeformatowania się i powrotu partii Donalda Tuska do kontynuacji III RP.

(Interpretuję Żakowski, a to dlatego, że w swoim rozważaniach zatrzymuje się w drzwiach, nie chce wejść głębiej w polit-refleksje).

Na styku PO i PiS jest miejsce dla tych, którym nie podoba się Kaczyński i dla tych, którzy są mniej liberalni niż Donald Tusk. Ale to miejsce tylko ideowe, a nie elektorskie.

Cóż z tego, iż są politycy. Ale czy jest zapotrzebowanie społeczne na nich? Jakimi narzędziami politycznymi te sieroty po PO-PiS mieliby docierać do wyborców? Przecież nie Smoleńskiem Kaczyńskiego, ani "Tusk jest zmęczony".

Niezagospodarowani są tacy politycy, jak Kazimierz Marcinkiewicz, Jan Rokita, lecz nie mają koncepcji wciśnięcia się w szczękościsk PO-PiS.

Trzymanie za nogawkę PiS odpowiada większości polityków PO, tak jak trzymanie za nogawkę PO odpowiada akolitom Kaczyńskiego. To jest gwarancja, że zagospodarują przestrzeń publiczną i medialną. Organizują emocje.

A nic tak nie zmusza do wrzucenia do urny kartki wyborczej, jak nienawiść. "Nienawidzę Kaczyńskiego, zagłosuję na Tuska" - i odwrotnie. W Polsce mamy mało polityki, dużo więcej bezproduktywnych intelektualnie emocji.

Rozważania Żakowskiego uważam za uzasadnione, ale dla Polski - jeżeli miałaby odrodzić się koncepcja PO-PiS - niewiele wnoszące. To ta sama konserwa, która dawno straciła datę ważności.

Truć nią Polaków?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz