niedziela, 9 września 2012

Kuku Kukiza


Skąd taka determinacja u Pawła Kukiza, aby były jednomandatowe okręgi wyborcze? Nie wiem. Co miałyby załatwić wg Kukiza, też nie wiem. Piosenkarz wie, jak większość twórców popkultury (przy twórcach kultury popularnej zwykle stawiam cudzysłów, tym razem sobie daruję), jak polepszyć - no, właśnie, co polepszyć?

Na razie darujmy sobie tę prostą odpowiedź. Platforma u zarania swojej partyjności obiecała JOW-y. Pamiętam. Cóż one miałyby załatwić? Też nie wiem. Ta anglosaska - wcale nie liberalna - propozycja jest usadowiona w kulturze anglosaskiej, dalekiej od naszej. Ale PO obiecała. Gdyby w polityce spełniane były obiecanki, mielibyśmy wszechdobrobyt już dawno, a katolicy Raj na ziemi.

Polityka w teorii (politologii - zaczynając od Arystotelesa), a polityka w realizacji (kłania się florentczyk Machiavelli) - to dwie różne dyscypliny.

Przejdźmy do naszych baranów (z Szekspira; nie będę robił przypisów). Okręgi jednomandatowe pochodzą z anglosaskiej kultury politycznej. Nam kompletnie obcej. A dlaczego tam niby się sprawdzają, a u nas nie miałyby się sprawdzić? Po pierwsze - klasę polityczną mają ucieraną od wieków, są nawet specjalistyczne szkoły, które dają "materiał ludzki". Po wtóre - ten mechanizm wyklucza partie słabsze, a dlatego, że jesteś za Koroną, albo przeciw (dzisiaj jest ten rozkład subtelniejszy, ale klasyfikuje się w tej dychotomii). Po trzecie - siła tradycji anglosaskiej jest zupełnie inna niż naszej, tam nie potrzebują prawa ustrojowego, gdyż mają prawo kulturowe, a u nas ciągle opozycja krzyczy, aby "udoskonalić" Konstytucję, bo nie przystaje do potrzeb.

To akapitowy rzut młotem w ogródek anglosaski. W naszym - szczypiorki są inne delikatniejsze, bo świeże, niedokształcone. JOW-y wprowadzają wybór zerojedynkowy (ja albo ty, ten albo tamten), są czarno-białe. Tak naprawdę pozbawiają wyboru, wybiera się przeciw, a nie za. Bzdurą jest, że głosuje się na "przeze mnie wybraną" osobę. Głosuje się na "wystawioną" przez partię osobę.

Przy naszej partyjności - do Sejmu wchodziłyby tylko dwie partie, chyba że incydentalnie zdarzyłby się Stokłosa. Nawet teoretycznie nie weszliby do Sejmu kandydaci innej partii, która uzyskałaby nawet 15%, gdyż w poszczególnych okręgach przegrywałaby z kandydatami dwóch największych partii. Patrz: Senat.

W naszej sytuacji (w zdecydowanej większości jest to elektorat konserwatywny) - dotyczy to PO i PiS - w ogóle żadnej szansy nie mieliby przedstawiciele innych partii. Bzdurą jest, że głosuje się na konkretną osobę. Może 2% jest tego świadomych, reszta oddaje głos siłą inercji środowiskowej (jest sporo prac socjologicznych).

Kurczę, wychodzi mi ten wpis większy niż planowałem. Kończę. JOW-y są dobre tylko w teorii, praktyka uczyniłaby z nich zdecydowanie gorszy dobór ludzi w partiach i spowodowałaby, że nie mielibyśmy takiego podziału wśród Polaków, jak dzisiaj, ale jeszcze gorszy. To nie byłaby wojenka, ale wojna polsko-polska. Wystarczy spoglądnąć w historię. Partie (tylko dwie) stałyby się możnowładcami politycznymi, oligarchami diapazonu "my - oni". PO i PIS to by odpowiadało, ale Trybunał Konstytucyjny odrzuci wszelkie tego typu ustawy, nie piszę o instytucjach UE.

JOW-y są krokiem do tyłu, są zakleszczeniem się politycznym. Skansenem z nie naszej kultury, bo anglosaskiej.

Nikt poza dwoma partiami nie miałby większych szans na reprezentowanie społeczeństwa. Obecna ordynacja jest kiepska, JOW-y w naszej kulturze jeszcze gorsze. Wolę tę niedoskonałość, niż trwałe inwalidztwo "niby" demokracji JOW-ów. Należy szukać innych rozwiązań desygnowania przedstawicieli do wszelakich ciał, lecz JOW-y są rozwiązaniem nie z naszych czasów.

Kukiz może chce dobrze, ale wyszło mu kuku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz